HUBERT BEKRYCHT: Dziennikarstwo i wojna, czyli kres poprawności politycznej potrzebny od zaraz

Dziennikarz piszący, przekazujący informacje wojenne musi się wyzbyć tzw. poprawności politycznej oraz poszukiwania "drugiej strony" w racjach propagandowych wroga. Collage: HB/MDRF/UMD/Kanal 5/ Priamyj/BBC/Ukr.m

Nie ma co udawać – zaczęła się wojna. A kiedy zaczyna się wojna, nie kończy się co prawda  dziennikarstwo, ale musi się kończyć poprawność polityczna związana relacjami o wojnie. Zresztą dobrze, aby poprawnoiści politycznej nie było też w czasach pokoju.  Chodzi o relacje związane z wojną z punktu widzenia polskiego dziennikarza, obywatela kraju, który potępił Moskwę za agresję w Donbasie. Kraju popierającego Ukrainę. Kraju będącego w NATO i UE.  Z polityczną poprawnością skończyłem już w podstawówce, ale niektóre moje Koleżanki i niektórzy Koledzy, nawet w przededniu napaści Rosji na Ukrainę szukali „drugiej strony”, czyli, przepraszam za wyrażenie ,”racji” Kremla w chorym dążeniu Putina do zbrojnej anekcji kolejnych części niepodległego państwa i podżegania do wojny w Europie.

Takie postępowanie polskiego dzienniarza jest nie do pomyślnia. Nie ma mowy o usprawiedliwianiu reporterów, którzy przekazują treści szkodliwe dla swojego państwa. To jest jasne i korespondentom wojennym nie potrzeba powtarzać. Co jedenak z nami? Dziennikarzami, którzy zostają na tyłach?

Trzymajmy się przede wszystkim zasady – jest wojna, nie pisz, jeśli nie sprawdziłeś naprawdę dobrze. Nastroje społeczne w obliczu konfliktu, to nie są emocje z zebrania wspólnoty mieszkaniowej. Pomyśl zanim napiszesz coś o zaopatrzeniu sklepów spożywczych, bo jeśli się pomylisz i podasz, że jest mało cukru i mąki, to nastepnego dnia będą tylko puste półki. Bez cukru i mąki, bez kaszy i ryżu i bez setek produktów spożywczych. A mało cukru i mąki mogło być przez dwie godziny, bo sprzedawca postanowił zmienić asortyment, a ty robiłeś relację przed dostawą.

Nie strasz. Nie pisz i nie mów, że słyszałeś o Rosjanach na przedmieściach Puław, Sieradza, czy w okolicach Białki Tatrzańskiej, bo to będzie na 99 proc. plotka, chyba, że akurat w Puławach, Sieradzu i w Białce mieszka dużo osób posługujących sie językiem rosyjskim. Ale nawet wówczas nie oznacza to, że na nas napadli akurat ci Rosjanie, którzy mieszkają u nas kilka lat lub, że to w ogóle są Rosjanie.

Zachwaj czujność. Wiem, brzmi to, jak z ponurych czasów stalinizmu, ale zawsze trzeba być ostrożnym, kiedy wojna u bram, a przybywa ludzi, którzy mogą nie być uchodźcami z Ukrainy.

Bądź dobrze przygotowany. Nie zaszkodzi oprócz angielskiego, czy niemieckiego lub francuskiego znać podstawy rosyjskiego i ukraińskiego. Wbrew pozorom te dwa języki można bez trudu odróznić od siebie odróżnić. Czytaj najnowsze informacje w różnych mediach. Porównój.

Propagandy wroga używaj tylko po to, aby ją zdemaskować. Nie baw się w „śledczego” dziennikarza wojennego. Masz niepokojące informacje nie rób z tego „jedynki”, bo agenci wpływu mogą cię łatwo nabrać. I szkodliwa rosyjska papka przedostanie się do polskich mediów. Przypuszczasz, że ktoś o  prokremlowskich poglądach  cię podpuszcza, nie idź z tym do redakcji Idź do ABW lub innych służb, najlepiej wojskowych.

Nie daj po sobie poznać, że się boisz, szczególnie jeśli pracujesz w mediach elektronicznych. Ludzie widzą i słyszą więcej niż myślisz. Każdy może czuć strach, ale twoja panika nie jest podczas zbrojnego konfliktu tylko twoja, bo mówisz do tysięcy ludzi, których możesz przestraszyć.

Mam nadzieję, że wszystkie te rady i sugestie na nic się nie przydadzą i będzie można je wkrótce wrzucić do archiwum. Na razie jednak mogą się przydać.