JAROMIR KWIATKOWSKI: Dziennikarz powinien być sługą prawdy

Fot. Pixabay

Najnowszy numer „Forum Dziennikarzy” jest poświęcony fake newsom, czyli zmanipulowanym informacjom (dawniej nazywano je pół- i ćwierć prawdami, czy wręcz kłamstwami), powielanym mniej czy bardziej świadomie przez polityków, dziennikarzy i odbiorców mediów. Obserwuję, że jakby obok rozwija się inne zjawisko: odmowa wiedzy, a więc niedopuszczanie do siebie informacji prawdziwej, której przyjęcie zburzyłoby nasz poukładany świat.

To zjawisko znakomicie widać w mediach społecznościowych, w polityce, ale także – niestety – w mediach bardziej tradycyjnych. Powstały tam bańki informacyjne, które muszą być jednolite. Mamy tendencję do wyrzucania spośród znajomych np. na Facebooku tych, którzy mają inne zdanie. Bo nam zaburzają naszą perspektywę, zasiewają wątpliwości. Coraz częściej czytamy jednorodne gazety (jeżeli „Gazetę Polską”, „Sieci” czy „Do Rzeczy”, to nie „Newsweeka” czy „Politykę” – i odwrotnie), oglądamy jednorodną telewizję (jeżeli TVP to nie TVN – i odwrotnie), wchodzimy na jednorodne portale (jeżeli wPolityce.pl czy niezalezna.pl, to nie Onet czy Wirtualna Polska). Nie konfrontujemy swoich poglądów z innymi, bo po co? A jeżeli nawet, to w dyskusjach emocje najczęściej dominują nad argumentami. Bo emocje sprzedają się dziś lepiej niż argumenty.

Józef Mackiewicz uważał, że „tylko prawda jest ciekawa”. To zdaniem powinno być bliskie każdemu dziennikarzowi. Dziennikarz powinien być sługą prawdy. Tam, gdzie nie ma dążenia do prawdy, następuje śmierć dziennikarstwa. Oczywiście, nigdy nie jesteśmy w stanie określić do końca, na ile udało nam się do tej prawdy zbliżyć. Ale jeżeli mamy poczucie, ze zrobiliśmy wszystko, by tak się stało – to już jest bardzo wiele.

Czasami słyszymy powiedzenie „prawda leży pośrodku”. Nieprawda. Prawda leży tam gdzie leży, a my musimy starać się to miejsce jej „leżenia” odnaleźć. Pamiętam, jak byłem swego czasu zszokowany, gdy w gronie dziennikarzy dyskutowaliśmy na temat prawdy. „Nie ma jednej prawdy obiektywnej, każdy ma swoją prawdę” – usłyszałem. Niewiara w istnienie prawdy obiektywnej to również śmierć dziennikarstwa. Prawda przestała być kategorią, za którą warto „umierać” jak za niepodległość. Nie dziwmy się, że przy takim podejściu dziennikarzy do prawdy jak grzyby po deszczu mnożą się fake newsy.

Czasami nie wierzymy (albo udajemy, że nie wierzymy) w istnienie prawdy obiektywnej z oportunizmu. Chęci pielęgnowania tzw. świętego spokoju.  „Kto prawdę mówi, ten niepokój wszczyna” – mówi Byron do Rafaela w „Rozmowie umarłych” Norwida. Często się tego niepokoju boimy. Boimy się hejtu w internecie, tego, że nas wyszydzą. Często wolimy iść z prądem niż pod prąd. To oznaka karlenia, któremu podlega część środowiska dziennikarzy, poza Warszawą mocno spauperyzowanego, pracującego szybko, bo liczy się „wsad do kotła”, czyli do gazety bądź na portal, a przez to mającego coraz mniej czasu na indywidualny rozwój. Ale czy to nas usprawiedliwia? Czy zwalnia nas od uprawiania dziennikarstwa „jakościowego”?

Często „odmawiamy wiedzy”, bo tak łatwiej i wygodniej. Wiedza daje światło, przybliża nas do prawdy. Lecz po co ją przyjmować? Po co uczyć się, narażać, wysilać?

Czy jednak dziennikarz, który ani razu nie zaryzykował dla poznania prawdy, który nikomu nie nadepnął przy tym na odcisk, może nazywać się dziennikarzem?

Prześledzę to zjawisko na trzech przykładach (jest ich oczywiście o wiele więcej).

Aborcja

„Jako naukowiec wiem, nie sądzę, lecz wiem, że życie człowieka zaczyna się od poczęcia” – powiedział dr Bernard Nathanson. Lecz zanim doszedł do tej pewności, przeszedł długą drogę. Jako dyrektor największej na świecie kliniki dokonującej aborcji (w USA) jest odpowiedzialny – bezpośrednio lub pośrednio – za 75 tys. sztucznych poronień. Później, kiedy wynaleziono USG i zobaczył, że „to coś” w łonie matki jest człowiekiem, przewartościował swoje poglądy i stał się jednym z najbardziej znanych na świecie obrońców życia poczętego. Podobne cytaty, pochodzące ze środowisk naukowych – biologii,  medycyny – można cytować w nieskończoność. Feministki – z powodów ideologicznych – odmawiają przyjęcia do wiadomości tego, co o początkach życia ludzkiego mówi nauka. Wolą wierzyć (bo to jest wiara, a nie wiedza), że dziecko w łonie matki to nie człowiek. Jeżeli ktoś odmawia wiedzy, czyli nie przyjmuje do wiadomości tego co mówi nauka, to kimże jest, jak nie ciemnogrodem?

Czy my, dziennikarze, musimy iść tą drogą? Czy musimy tkwić w tej bańce informacyjnej? Znam dziennikarzy, którzy mają poglądy proaborcyjne. Ale znam także takich, i pewnie jest ich o wiele więcej, którzy – choć wiedzą, jaka jest prawda – milczą. Boją się ostracyzmu środowiskowego, wyszydzenia? Dali sobie wmówić, że to temat zastępczy? Wręcz przeciwnie, to temat z gatunku fundamentalnych. Bo jeżeli politycy zabiorą obywatelom tak podstawowe prawo jak prawo do życia (aborcja, eutanazja), co ich powstrzyma przed odebraniem im innych praw? „Jeśli zgodzimy się, iż matka może zabić nawet własne dziecko, jak możemy mówić innym ludziom, aby nie zabijali jedni drugich?” – pytała retorycznie bł. Matka Teresa z Kalkuty. No właśnie. Koleżanki i koledzy, musimy stać na straży życia! Nie możemy odmawiać przyjęcia wiedzy na temat, co nauka mówi o początkach życia ludzkiego!

Owsiak

W inną bańkę informacyjną wpadli zwolennicy Jerzego Owsiaka i Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Środowisko „fajnych Polaków” nie uznaje żadnej świętości, z Janem Pawłem II włącznie, ale akurat „Juras” jest tam wyjęty spod krytyki. Można machnąć ręką na krzykliwy styl, w jakim prowadzi działalność dobroczynną; można nawet przejść do porządku dziennego nad gigantycznymi kosztami wielogodzinnych transmisji z finałów WOŚP w TVP w przeszłości, co jednak rodzi pytania o ekonomiczną opłacalność tego przedsięwzięcia. Ba! można nawet przymknąć oko na to, iż Owsiak od kilku lat zaprasza na dyskusje podczas Przystanku Woodstock wyłącznie polityków (i duchownych) związanych z obecną opozycją, co czyni mocno wątpliwą jego rzekomą apolityczność. Ale – tak sobie wyobrażam – u każdego przyzwoitego człowieka powinno zapalić się (i u niektórych się zapaliło) czerwone światełko, gdy dwa lata temu Orkiestra zagrała podczas finału m.in. z radykalnie proaborcyjnym Strajkiem Kobiet.

A już na pewno powinna się zapalić czerwona lampka, gdy pojawiły się wątpliwości co do transparentności Owsiakowych finansów. Dziennikarz serwisu kontrowersje.net Piotr Wielgucki, znany jako Matka Kurka, przez kilka lat badał przepływy finansowe w spółkach należących do Owsiaka i jego bliskich. Zadawał pytania. Fundacja WOŚP i Owsiak notorycznie odmawiali udzielenia informacji publicznej, a nawet wykonania zarządzeń i wyroków administracyjnych sądu dotyczących finansowania fundacji oraz zleceń dla firm powiązanych z rodziną Owsiaka. Zarzuty były niebagatelne. Jak choćby ten, że część pieniędzy, które pochodzą m.in. z odsetek, trafia do firm powiązanych z Jerzym Owsiakiem. Czy że na kontach Orkiestry przetrzymywane są miliony złotych, które WOŚP opieszale wydaje na sprzęt medyczny. Albo że rodzinne przedsięwzięcia Owsiaka są umieszczane w takich pozycjach jak: „administracja”, „zatrudnienie” i przede wszystkim „usługi obce”. Faktem jest, że kiedy kilka lat temu analizowałem tabelę, na co idą pieniądze zebrane w ramach WOŚP  w kolejnych latach, zastanowił mnie stały spadek odsetka środków przeznaczonych na zakup sprzętu medycznego w porównaniu z, nazwijmy to, kosztami administracyjnymi.

To jednak nie ma znaczenia dla wyznawców Owsiaka. Oni wiedzą lepiej i odmawiają przyjęcia wiedzy mówiącej, że obraz „Jurasa” nie jest tak kryształowo czysty, jak im się wydaje. Tyle że – czego doświadczyłem przy okazji tegorocznego finału, przed którym opublikowałem spokojny, ale krytyczny (zresztą nie pierwszy) tekst na temat WOŚP – wyznawcy Owsiaka nie potrafią dyskutować merytorycznie. Potrafią jedynie bluzgać na adwersarzy. Po tym tekście dostałem kilka maili z podziękowaniem za odwagę. To tak daleko zabrnęliśmy, że aby pisać o Owsiaku trzeba aż odwagi? Pytanie do dziennikarzy, zwłaszcza regionalnych, bo w mediach ogólnopolskich krytycznie pisali o WOŚP m.in. Łukasz Warzecha i Rafał A. Ziemkiewicz: dlaczego nie drążycie tematu? Dlaczego gorliwie uczestniczycie w Owsiakowym cyrku? Dlaczego nie zadajecie trudnych pytań w kwestii działalności „Jurasa”? Tak boicie się hejtu? Odmowa przyjęcia wiedzy w imię świętego spokoju?

Pandemia

Odmowa wiedzy zwykłych obywateli, ale i dziennikarzy, miała miejsce w przypadku pandemii. Na początku to było nawet zrozumiałe: nie wiedzieliśmy, z czym się to „je”. Ale później… propagandowo przegrzaliśmy sprawę covida, dając sobie narzucić jeden styl narracji, prezentowany przez ekspertów rządowych, a wszelkich mających inne zdanie etykietowaliśmy jako antyszczepionkowców, „foliarzy” itp.  Żeby była jasność. Covid jako choroba istnieje, objawił swoją moc, był groźny, a często śmiertelny. Ale rozpętano wokół niego histerię (kiedyś się dowiemy, z jakich powodów, dziś możemy jedynie snuć domysły), którą tygodnik „Do Rzeczy”, najbardziej konsekwentny spośród mediów konserwatywnego mainstreamu krytyk przyjętej w Polsce strategii walki z covidem, nazwał „globalnym humbugiem XXI wieku”. Jednak z czasem do coraz większej liczby ludzi, na początku przestraszonych, zaczęły przemawiać fakty. Że skuteczność szczepionki na covida nie jest tak wielka jak mówiono i że jej skład budzi poważne wątpliwości. Że państwa, w których stopień wyszczepienia społeczeństwa jest bardzo wysoki, zaczynają stosować drastyczne obostrzenia. Że – nawet według oficjalnych danych resortu zdrowia – zaszczepieni także chorują, a nawet umierają. Na dodatek wraz z agresją Putina na Ukrainę temat covida, dotychczas dominujący, głównie w mediach elektronicznych, w ciągu kilku dni z nich zniknął. Trudno było wtedy nie pomyśleć, że coś tu nie gra. Dlaczego nie dopuszczaliśmy innej narracji niż panów Horbanów czy Simonów? Dlaczego nie prowokowaliśmy dyskusji zwolenników i przeciwników oficjalnej strategii walki z covidem? Dlaczego nie znalazło się więcej Karwelisów i Pospieszalskich punktujących absurdy walki z pandemią? Brak wiedzy? Odmowa wiedzy? Brak odwagi? Czy wypełniliśmy podczas pandemii misję dziennikarską?

Zadaniem dziennikarza jest poszukiwanie prawdy, nawet jeżeli oznacza to nadepnięcie komuś na odcisk. Czy abdykowaliśmy z tej roli, czy to tylko chwilowa zadyszka?

Tak czy owak, mamy o czym myśleć.

O fake newsach, dezinformacji i walce z nimi

czytaj w najnowszym numerze „Forum Dziennikarzy”

Do pobrania TUTAJ.