Kariotyp Margota – felieton MIKOŁAJA JULIUSZA WACHOWICZA

– Pisz o tym, co cię bulwersuje i z czym się nie zgadzasz – radził mi swego czasu znany tłumacz literatury fantastycznej i doktor cybernetyki Piotr Staniewski.

 

Ostatnio więc bulwersuje mnie zachowanie Michała Sz., znanego jako Margot. Od razu zastrzegam: nie będę o tej osobie pisał ONA. Michał Sz. – z tego, co wiadomo ze źródeł medialnych – formalnie i także faktycznie jest mężczyzną. Nazywanie go kobietą byłoby równie uzasadnione, co tytułowanie mnie „Panem Hrabią” w przypadku, gdybym się nim ogłosił – postępując zresztą w myśl hasła środowisk LGBT: „Masz prawo być tym, kim chcesz!”

 

Tak więc Michał Sz. przybrał sobie pseudonim Margot vel Małgorzata. Już samo to dowodzi, że nie jest zbyt kreatywny. Gdyby takim był, zmieniłby formę imienia na Michalina albo wybrał intrygujące miano z historii typu: Mandane – matka Cyrusa Wielkiego; Messalina – żona cesarza Klaudiusza; Marcja – ulubienica cesarza Kommodusa; Mariniana – krewna cesarza Galiena; Maksymilla – córka cesarza Galeriusza, a zarazem żona uzurpatora Maksencjusza; Maksencja – potencjalna córka tejże pary. Albo Mansweta czy Mamertyna, względnie Medarda bądź Manfreda. W każdym razie coś oryginalnego, a nie banalną w sumie Małgorzatę. Chyba że chodzi mu o  skojarzenie go z Tolkienowskim Morgothem. A to już brzmi jak ostrzeżenie. Tak więc ten brak kreatywności zniechęca mnie do osoby Margota.

 

Druga sprawa: denerwuje mnie, kiedy ludzie, zwłaszcza młodzi, tracą wakacje na przebywanie w wielkim mieście. Czas letni służy temu, by wyjechać i poobcować z przyrodą, poznawać świat i zdobywać nowe doświadczenia. A nie urządzać destrukcyjne prowokacje, potęgować chaos w społeczeństwie i narażać strony konfliktu na ryzyko zakażenia koronawirusem! Mimo pandemii mój syn pojechał nad morze, potem był na obozie sportowym, a następnie udał się za granicę, by pod okiem swojego fińskiego dziadka pogłębiać i zdobywać praktyczne umiejętności życiowe w zakresie prac ogrodniczych i stolarskich tudzież zapoznawać się z tajnikami pojazdów mechanicznych. Oto zajęcia godne młodego, odważnego człowieka, który chce być coraz lepszy!

 

A taki Margot, czy cokolwiek zna poza Warszawą? Czy jest ciekawy świata? Czy lubi spędzać czas na łonie przyrody? W ogóle ma jakieś zainteresowania poza sferą LGBT, anarchizmem i feminizmem? Może gdyby trochę popracował fizycznie, pobył w ciszy i w odosobnieniu, poznał ludzi z prowincji, doceniłby piękno stworzenia, a różne dziwne pomysły wywietrzałyby mu z głowy… W sumie znamy Margota tylko od strony działalności na rzecz LGBT, a przeciw postawom pro-life i Kościołowi. Jak widać – nic konstruktywnego nie potrafił dotąd zaprezentować.

 

A czy Margot w ogóle poznał samego siebie? Czy zbadał swój kariotyp i chromosom Y-DNA? Jeśli jest nosicielem jakiejś aberracji chromosowej, mogę podjąć próbę zrozumienia jego problemów z tożsamością płciową. Jeśli jednak jest zwyczajnym facetem XY, to nie ma dyskusji. Natomiast przebadanie swego Y-DNA dałoby Margotowi okazję spojrzenia wstecz: a nuż to przedstawiciel rzadkiej haplogrupy i nosiciel jeszcze rzadszej mutacji! Kto wie, czy nagle nie utożsamiłby się ze swą męską linią, nie poczułby z niej dumy i nie zapragnął zbadać jej historii? Problemy większości ludzi, w tym Margota, wynikają przede wszystkim z faktu, że za bardzo przejmują się i utożsamiają z teraźniejszością, podczas gdy należy zachowywać równowagę pomiędzy myśleniem o tym, co było, co jest i co będzie. Eskapizm w przeszłość stanowi zaś doskonałą (auto)terapię, którą z powodzeniem stosuję od lat przeszło czterdziestu, o czym jednak napiszę inny felieton.

 

Margocie! Poznaj wreszcie samego siebie! Nie ma we mnie nienawiści ku Twej osobie. To tylko rady prawicowego konserwatysty, starszego o całe pokolenie.