Ks. ARTUR STOPKA: Dziennikarstwo po katolicku

Czy absolwent kierunku dziennikarstwa na katolickiej uczelni jest automatycznie „dziennikarzem katolickim”? To wcale nie jest wydumane pytanie.

 

W czasach PRL-u zdarzało się, że maturzyści, pragnący związać się w przyszłości zawodowo z dziennikarstwem, nie podejmowali studiów na tym kierunku, lecz np. szli na polonistykę lub obierali jakieś inne kierunki w jakiś sposób odpowiadające ich zainteresowaniom. Swoje decyzje motywowali dwoiście. Jedni odwoływali się do dość częstego wówczas przekonania, że aby zostać dobrym dziennikarzem, trzeba posiadać ugruntowaną, wręcz specjalistyczną, wiedzę w konkretnej dziedzinie. Inni tłumaczyli, że nie podejmują studiów dziennikarskich, ponieważ są one mocno przeniknięte obowiązującą wtedy ideologią i w rzeczywistości stanowią raczej przygotowanie do pracy w aparacie propagandy partyjno-państwowej niż do dziennikarstwa. A oni nie chcieli być propagandystami, upowszechniającymi w mediach ideologiczny przekaz. Oczywiście nie przeszkadzało to wielu innym młodym studiować dziennikarstwa np. w ramach tzw. nauk politycznych. Część z nich faktycznie potem zajmowała się medialną indoktrynacją. Ale byli i tacy, którzy jednak nie służyli machinie propagandowej i nawet w warunkach cenzury starali się uprawiać dziennikarstwo.

 

Okazuje się, że wątpliwości co do związania edukacji przyszłych pracowników mediów z konkretnym światopoglądem mogą się pojawiać w Polsce także dzisiaj. W związku z czym? Na przykład w związku z licznymi propozycjami studiów dziennikarskich, oferowanych przez katolickie uczelnie w naszym kraju lub przez wydziały teologiczne istniejące na świeckich uniwersytetach. Rodzi się pytanie, czy powstały one po to, aby kształcić „dziennikarzy katolickich”?

 

Co to znaczy?

 

Samo określenie „dziennikarz katolicki” może być niejasne i budzić rozmaite skojarzenia oraz interpretacje. Także takie, które katolicyzm traktują jak ideologię, a ludzi mediów określających się jako „katoliccy” uznają za jej propagatorów. Nic dziwnego, że niektórzy nie kryjący swego przywiązania do wiary dziennikarze bronią się przed przyczepieniem im takiej etykietki. Mówią o sobie, że są dziennikarzami i katolikami, nie są natomiast „katolickimi dziennikarzami”. Warto odnotować w tym kontekście, że funkcjonujące w Polsce zrzeszenie grupujące pracowników mediów, którzy kierują się wskazaniami Magisterium Kościoła w sprawach wiary i moralności nie nazywa się „Stowarzyszenie Dziennikarzy Katolickich”, lecz Katolickie Stowarzyszenie Dziennikarzy. Różnica może się wydawać drobna, ale w rzeczywistości jest bardzo istotna.

 

Należy odnotować, że dość powszechną praktyką jest używanie sformułowania „dziennikarz katolicki” w odniesieniu do pracownika mediów w taki sposób się definiujących lub mediów będących własnością Kościoła.

 

Po czym poznać?

 

Czy dziennikarz, który jest katolikiem, uprawia swój zawód inaczej niż jego kolega, będący wyznawcą innej religii albo niewierzącym? Albo czy powinien go wykonywać inaczej? To trudne i ryzykowne pytanie. Równie dobrze można pytać, czy należący do Kościoła katolickiego lekarz albo nauczycielka, kucharz lub kasjerka w dyskoncie, pracują (powinni pracować) inaczej niż wykonujący te same zadania ludzie, którzy nie uważają się za katolików? Albo czy św. Paweł zaczął inaczej wyrabiać namioty (jak wiadomo z Pisma świętego, znał to rzemiosło), gdy został wyznawcą Jezusa Chrystusa? Czy katolicy uprawiają inne (w domyśle wyróżniające się) dziennikarstwo niż niekatolicy?

 

Czy istnieje „katolickie dziennikarstwo”, jakoś istotnie odmienne od wszelkich innych przejawów tej profesji? Czy można rozpoznać, który materiał opublikowany w mediach przygotował katolik? Czy da się rozpoznać po efektach pracy, który dziennikarz przygotowywał się do zawodu na Papieskim Uniwersytecie w Krakowie albo w wyższej szkole w Toruniu, a który na którymś z państwowych uniwersytetów?

 

Monopol?

 

Powyższy zestaw pytań może się komuś wydać prowokacją. I w pewnym sensie nią jest. Ponieważ wiara wpływa na całą egzystencję człowieka, na wszystkie sfery jego życia, w tym również na pracę zawodową. Zgodnie z zasadami swej wiary powinien ją wykonywać rzetelnie, uczciwie, starannie, pamiętając, że jej rezultaty mają komuś służyć, czyli są adresowane do bliźniego. Tego bliźniego, o którym jest mowa w przykazaniu miłości. Nie znaczy to jednak, że motywowany Bożymi nakazami do jak najlepszej pracy katolik ma monopol na dobrą robotę. Znaczy natomiast, że gdy swoje zawodowe zadania wykonuje źle, sprzeniewierza się swej wierze.

 

Paolo Ruffini, świecki będący prefektem watykańskiej Dykasterii ds. Komunikacji, w ubiegłym roku podczas spotkania dziennikarzy mediów katolickich w Lourdes mówił wyraźnie, że zadaniem każdego z nich jest uczynienie z dziennikarstwa sztuki najpierw widzenia, a potem opowiadania, rozumienia a potem streszczania, widzenia więcej niż się wydaje. „Katolickość” w pracy dziennikarskiej zobowiązuje do widzenia rzeczy, których inni nie widzą, do opowiadania o rzeczach, o których inni milczą. Powinna również motywować do rozumienia znaków czasu, podawania do wiadomości tego, co inni odrzucają i przezwyciężania obojętności nie tylko apelami, ale również stawianymi pytaniami.

 

Zawodówka?

 

Mogłoby się wydawać, że głównym zadaniem kierunków medialnych na katolickich uczelniach powinno być przygotowywanie kadr dla katolickich środków komunikacji (jest ich trochę w Polsce, nie tylko ściśle kościelnych). Jednak takie podejście kojarzy się z myśleniem liniowym, w którym studia dziennikarskie na katolickim uniwersytecie albo na wydziale teologicznym traktowane są jak przyzakładowa szkoła zawodowa w czasach PRL-u. Na szczęście rzeczywistość jest znacznie bogatsza niż schematy myślowe i pokazuje, że to tak nie działa. Tak się składa, że autor tego tekstu studiował dziennikarstwo na świeckiej uczelni (na Uniwersytecie Warszawskim – przyp. red.). Natomiast w niejednej redakcji w mediach absolutnie niemających charakteru wyznaniowego można dziś spotkać absolwentów uczelni katolickich.

 

Można mieć nadzieję, że pracownicy mediów, którzy przygotowanie do zawodu uzyskali/uzyskają w katolickich uczelniach dysponować będą lepszą wiedzą zarówno o wyznawanej przez nich wierze, jak i o funkcjonowaniu Kościoła, co pozwoli im uniknąć błędów w opowiadaniu o tej sferze ludzkiego życia. Trzeba z przykrością przyznać, że w mediach świeckich w Polsce wciąż jest takich niedoróbek sporo i czasami dotyczą kwestii elementarnych, które wcale nie wymagają wielkiego zaangażowania w katolicyzm. Można też oczekiwać, że wyniesiony ze studiów i podbudowany wiarą etos pracy w mediach, rozumianej jako służba prawdzie (a nie ideologicznie rozumianemu światopoglądowi), pozwoli im korzystnie wpływać na całe środowisko. Na tym przecież polega bycie „solą ziemi i światłem świata”, do czego swych uczniów zobowiązał Jezus.

 

ks. Artur Stopka