ŁUKASZ WARZECHA: Czy jest możliwa alternatywa dla Radia Maryja

W Małopolsce nadawanie zaczęło katolickie, ewangelizacyjne Radio Profeto. KRRiT wydała w tej sprawie decyzję jeszcze we wrześniu ubiegłego roku, a rozgłośnia wkrótce zacznie cyfrowe nadawanie w kolejnych regionach i tym samym zyska zasięg ustępujący jedynie temu, jaki ma Radio Maryja. Ta wiadomość sprawiła, że pomyślałem o dwóch kościelnych projektach, które zostały zmarnowane: Telewizji Puls i Radiu Plus.

 

Tak, dobrze państwo kojarzą: obie te marki nadal istnieją na medialnym rynku, jednak nie mają już nic wspólnego z pierwotnymi planami. Nie będę tutaj opisywał ich skomplikowanej historii, bo każdy ciekawy może ją bez trudu odnaleźć w Internecie. Dość powiedzieć, że jest to historia straconych szans. Jeżeli dzisiaj spojrzeć na nazwiska, jakie brały udział w tworzeniu TV Puls, można się zdziwić, jak to możliwe, że stacja tak błyskawicznie popadła w kłopoty finansowe. Owszem, to były inne czasy i przebicie się na początku lat 2000. z projektem, mającym odtworzyć częściowo poetykę TVP za prezesury Wiesława Walendziaka, było bardzo trudne. Ale ta smutna historia przez długi czas była w środowisku konserwatywnym przytaczana jako memento, do czego może doprowadzić brak finansowej dyscypliny i myślenie kategoriami życzeniowymi, a nie realnymi. Niektórzy wyciągnęli z tego zresztą wnioski. Inni – bynajmniej.

 

Historia Radia Plus jest bardziej skomplikowana, ale jedno jest jasne: z ogólnopolskiej sieci rozgłośni katolickich, która miała stanowić konkurencję dla lewicowych i liberalnych mediów, nie zostało nic. I to już dawno temu.

 

Na rynku medialnym pod kościelnym sztandarem występuje jeden względnie silny gracz, czyli minikoncern o. Tadeusza Rydzyka. Lecz jakkolwiek byśmy nie oceniali jego dokonań i sposobu przekazywania informacji (zaręczam, że wiele osób myślących stereotypowo mogłoby być zaskoczonych profesjonalizmem niektórych programów TV Trwam, w tym tych informacyjnych), jasne jest, że nie do wszystkich ten przekaz jest skierowany i nie wszystkim będzie odpowiadał. Poza tym są na rynku mediów katolickich gracze papierowi oraz radiowi, rozproszeni, okazjonalnie powiązani w sieci i współpracujący, ale trudno tu mówić o większym znaczeniu.

 

Przyczyny wydają się proste: poszczególne diecezje mają różnych gospodarzy, ci gospodarze mają różne ambicje, różnych współpracowników, różne podejście do mediów. Wielu chce mieć własną rozgłośnię lub gazetę tylko po to, żeby powielała jedynie słuszną linię i przekazywała „ogłoszenia parafialne”, a w ten sposób słuchaczy się nie zdobywa. O telewizji w ogóle nie ma co mówić, bo to o wiele za duże przedsięwzięcie i nie ma mowy, żeby zrealizować je na poziomie pojedynczej diecezji.

 

Poza przedsięwzięciem o. Rydzyka polski Kościół nigdy nie był w stanie stworzyć mediów o większym znaczeniu i to jest zapewne jedna z przyczyn jego obecnego kryzysu. Nie chodzi o to, że takie media broniłyby Kościoła per fas et nefas, bo to byłoby działanie nie tylko kontrproduktywne, ale też zwyczajnie moralnie złe. Chodzi o to, żeby istniało znaczące medialnie miejsce, gdzie można by toczyć uczciwą dyskusję o problemach – w tym problemie pedofilii w Kościele – i gdzie można by uczciwie przekazywać, jakie kroki Kościół w tej sprawie podjął. Zwłaszcza z tym ostatnim jest problem, a media państwowe tutaj nie pomagają, ponieważ ich przekaz jest tak skrajnie propagandowy, że staje się niewiarygodny i niemało odbiorców jest skłonnych uznać, że skoro TVP mówi jedno, to na pewno jest dokładnie odwrotnie.

 

Z tym że to oczywiście nieco idealistyczne podejście. Każdy, kto ma do czynienia z mediami oraz jednocześnie zna trochę kościelne struktury od środka, ten wie, że problemy, które mają również inne media – a więc między innymi kwestia niezależności redakcji od właściciela – w przypadków mediów kościelnych należy pomnożyć przynajmniej przez dwa. Mamy tu choćby delikatny problem posłuszeństwa duchownych pracujących w takich redakcjach wobec swoich przełożonych, którzy są jednocześnie tych mediów właścicielami. Właściciele ci, a więc zwierzchnicy diecezji, nie rozumieją z kolei często, że warunkiem wyjścia medium kościelnego poza krąg ściśle „parafialny” jest danie mu daleko idącej swobody działania i komentowania również poczynań samej hierarchii kościelnej. Znam wypadki, obejmujące również kościelne czasopisma, gdy sprawiało to naprawdę duże problemy – szczególnie tym księżom, którzy zmuszeni byli wybierać pomiędzy tożsamością dziennikarską a klerykalną.

 

Dublowanie przedsięwzięcia o. Rydzyka zapewne nie ma sensu i jest też organizacyjnie niemożliwe, szczególnie że polski Episkopat ma dzisiaj poważniejsze problemy, a i nie jest wystarczająco spójny ideowo, żeby uzgodnić między sobą linię takiego medium. W takim razie pozostaje mieć nadzieję, że rozgłośni w rodzaju Radia Profeto będzie więcej oraz że będą ze sobą przynajmniej umiały współpracować ad hoc, tworząc sieci obejmujące większą część kraju.

 

Kościół nie tylko ma prawo, ale powinien mieć swoje media. Tyle że najpierw jego naczelni pasterze musieliby zmienić swój sposób myślenia o nich, który w zbyt wielu przypadkach pozostaje skrajnie anachroniczny. Być może taka zmiana przyjdzie jako uboczny skutek zmian wymuszonych walką z bardzo trudnymi problemami ukrywanych latami win, które dzisiaj przede wszystkim polskiemu Kościołowi zagrażają.

 

Łukasz Warzecha