Łzy, które nie irytują – OLGA MICKIEWICZ-ADAMOWICZ o tym dlaczego reportaż radiowy wciąż ma słuchaczy

Niektórzy mówią, że reportaż radiowy to przeżytek – zazwyczaj są to ludzi, którzy w ogóle radia nie słuchają lub słuchają takiego, gdzie są wyłącznie konkursy, reklamy i muzyka.

 

Nawet nie dziwię się tym kategorycznym stwierdzeniom, bo faktycznie radiowy reportaż wydaje się być formą niedzisiejszą. Posługuje się wyłącznie dźwiękiem, a przecież dziś dominuje kultura obrazkowa. Wystarczy porównać popularność portali typu YouTube (gdzie nawet muzyka musi być opatrzona klipem lub przynajmniej ilustracją) i Sound Cloud (przeznaczonych wyłącznie do odtwarzania dźwięku). Ten pierwszy to światowy gigant. Ten drugi popularny jest przede wszystkim wśród osób zafascynowanych dźwiękiem (głównie muzyką).

 

Co więcej, reportaż jako gatunek w ogóle wydaje się być niedostosowany do dzisiejszego świata, w którym newsy przez całą dobę płyną wartkim strumieniem, bez rozróżnienia na te, które są istotne, które błahe, a które zupełnie nieprawdziwe. Jeśli korzystamy z portali społecznościowych typu Facebook, jest duże ryzyko, że zostaniemy zalani doniesieniami zarówno o najważniejszych wydarzeniach na świecie, jak i ciekawostkami bez większego znaczenia czy fake newsami.

 

Film dokumentalny bez obrazu

 

A jednak reportaż jeszcze żyje i w dodatku ma się całkiem dobrze. Może właśnie na przekór szybkiemu i często byle jakiemu dziennikarstwu? Może w świecie błyskawicznych newsów ludzie szukają wartościowych, skłaniających do refleksji opowieści, które pobudzają wyobraźnię i angażują na dłużej, niż pięć minut? Z jakichś powodów książki reporterskie sprzedają się w dużych nakładach, festiwale reportażu przyciągają sporo odbiorców (także młodych), a reportaż radiowy ciągle istnieje na antenie Polskiego Radia – chociaż trzeba przyznać, że niemalże wyłącznie tam, bo zdecydowana większość stacji radiowych już z tej formy zrezygnowała.

 

Tymczasem, jak przekonują głosy naszych słuchaczy, reportaż w radiu ciągle wywołuje emocje. „Nie wysiadałem z samochodu, dopóki nie usłyszałem, jak skończyła się ta historia”, „Jak słucham, że reportaż radiowy umiera, to chce mi się śmiać. Słuchałem ostatnio reportażu tak wzruszającego, że obawiałem się, że spowoduję wypadek, bo zwyczajnie oczy zaszły mi łzami, a prowadziłem samochód”, „Rewelacja, nie wiedziałam wcześniej, jak takie reportaże brzmią, a miałam wrażenie, jakbym oglądała film dokumentalny!” – to opinie naszych słuchaczy, które przychodzą do nas mailowo lub na nasze konta facebookowe. Nawiasem mówiąc, porównanie do filmu dokumentalnego było całkiem trafione. Katarzyna Michalak, reportażystka z Radia Lublin, często powtarza, że powinniśmy starać się nagrywać tak, jakbyśmy robili film dokumentalny, tylko że bez obrazu. Obraz ma powstać w głowie naszego słuchacza, dzięki jego własnej wyobraźni, nakarmionej przez nas dźwiękiem, słowem i muzyką. I taki obraz często powstaje. Co więcej, wywołuje emocje. Jedna z uczestniczek corocznego seminarium reportażu w Warszawie powiedziała kiedyś: „Kiedy oglądam telewizyjne reportaże, irytuje mnie płacz bohatera. Mam wrażenie, jakbym patrząc na człowieka w rozsypce uczestniczyła w czymś zbyt intymnym. Ale w reportażu te emocje pokazane są zazwyczaj subtelniej. Wystarczy usłyszeć głęboki wdech bohatera, chwilę pauzy w opowieści, przełknięcie śliny, żeby móc się wczuć w jego losy i przeżyć emocje razem z nim”.

 

Audycje młodych nie tylko dla młodych

 

Inna sprawa, że nawet w Polskim Radiu można usłyszeć głosy, że reportaż to przeżytek. Stąd pomysły, aby emitować go w środku nocy lub zastępować czymś, co należałoby uznać raczej za rozbudowany news, oraz by ograniczać czas jego emisji w programie przeznaczonym dla młodych słuchaczy. Co ciekawe, w wielu krajach europejskich myśli się o reportażu w radiu zgoła inaczej. Przez dwa lata byłam polskim reprezentantem w Komisji Dokumentalistów Europejskiej Unii Nadawców. Brałam udział w wielu międzynarodowych spotkaniach. Podczas jednego z nich przedstawiciele szwedzkiego radia publicznego prezentowali serię P3 Dokumentar. To audycje dokumentalne prezentujące najróżniejsze wydarzenia ze świata – historyczne, jak na przykład afera Watergate, i całkiem współczesne, jak zamach terrorystyczny w Sztokholmie, bądź głośne sprawy kryminalne. P3 Dokumentar trwają kilkadziesiąt minut, zazwyczaj nieco więcej niż godzinę. Wykorzystuje się w nich materiały archiwalne oraz głosy świadków lub uczestników danych wydarzeń. W Polsce zostałyby pewnie zakwalifikowane jako audycje dla starszych, wykształconych i wymagających słuchaczy. Tymczasem Szwedzi przygotowują je specjalnie dla młodych ludzi. I osiągają sukcesy. W kraju, który ma nieco ponad 10 mln obywateli, audycji P3 Dokumentar słuchają nawet… 2-3 mln z nich.

 

Podczas tych samych międzynarodowych spotkań miałam okazję się przekonać, jak wielu młodych ludzi chce zajmować się opowiadaniem historii wyłącznie za pomocą dźwięku. To właśnie dla nich przeznaczone jest stypendium imienia Ake Blomstroma, szwedzkiego dziennikarza bardzo wspierającego młodych adeptów tego zawodu. Co roku dziesiątki początkujących radiowców ubiegają się o tę międzynarodową nagrodę, umożliwiającą im roczną pracę pod okiem doświadczonych kolegów. Obecność młodych ludzi w świecie dźwiękowych opowieści da się też zauważyć wśród autorów podcastów. Wielu z nich decyduje się na publikowanie swojej twórczości w internecie. Chociaż stosują wszelkie prawidła konstruowania reportażu radiowego, cenią sobie większą niezależność i możliwość poruszania tych tematów, które najbardziej ich interesują. W praktyce często powstają „reportaże w wersji pop” – to lekkie tematy, żartobliwa narracja, bardzo dynamiczna konstrukcja, a autor często jest jednocześnie bohaterem audycji. W minionych latach na międzynarodowych konferencjach prezentowano między innymi podcast na temat roli pocałunków w naszym życiu, czy taki, w którym autor rozprawia się z kwestią własnej nadwagi. Te audycje, robione przez młodych i raczej dla młodych, mogą w przyszłości zyskiwać coraz większe znaczenie.

 

Oczywiście także wśród etatowych pracowników publicznych stacji radiowych (bo również za granicą reportaż istnieje właściwie wyłącznie tam) można znaleźć młodych ludzi. Ich audycje poruszają ważne i trudne tematy, np. Georgia Catt z BBC 4 przedstawiła jakiś czas temu świetną serię reportaży „Missing” o zaginionym mężczyźnie. Jego żona, która dopiero co urodziła mu dziecko, bardzo zaniepokojona zniknięciem partnera, zgłosiła to na policję. Wkrótce okazało się, że mężczyzna żyje i prawdopodobnie ma się całkiem dobrze. Dlaczego więc nie chce wrócić do rodziny?

 

Inna Brytyjka, Hanna Walker-Brown, pracuje z kolei w firmie producenckiej The Falling Tree. Nie tylko robi reportaże (np. historię o umieraniu jej babci i tym, co wydarzyło się w ciągu tych godzin w jej rodzinie czy opowieść o tajemniczej katastrofie morskiej sprzed lat), ale też sama tworzy do nich muzykę i efekty dźwiękowe. Wielu młodych ludzi za granicą decyduje się również na pracę freelancera, współpracując z radiem publicznym, emitując swoje produkcje na antenie innych stacji radiowych oraz zamieszczając je w internecie.

 

Nie wycinajcie reportażu

 

W Polsce jednak, poza nielicznymi wyjątkami, nie byłoby to możliwe. Stawki za reportaże są bardzo niskie, a miejsc, w których można wyemitować swoje dzieło – nie ma wiele. Mimo to radiowy reportaż interesuje młodych. Co roku studenci starają się o możliwość odbywania praktyk w Studiu Reportażu i Dokumentu Polskiego Radia, niektórzy z nich zresztą zostają w radiu na stałe (na przykład nasz najmłodszy współpracownik, Antoni Rokicki). Wielu młodych ludzi bierze też udział w Konkursie im. Jacka Stwory, oferującemu laureatowi roczne stypendium i możliwość realizacji reportażu marzeń pod opieką mentorów. Ostatnio natomiast dwie młode reporterki radiowej Trójki postanowiły organizować w jednej z warszawskich kawiarni cykliczne spotkania „Tego się nie wytnie”, podczas których uczestnicy mogą słuchać reportaży i o nich dyskutować z autorami. Organizatorki piszą na stronie wydarzenia: „Wierzymy w reportaż radiowy. Jesteśmy, mimo to, że dziś to często liczba dźwięków decyduje o wypłacie, a praca nad formą przestaje mieć znaczenie. Radio staje się domeną ludzi nieczułych na dźwięk. Jeśli czujesz podobnie jak my, ale mimo wszystko jesteś, chcesz posłuchać reportaży albo porozmawiać o tym, czy jeszcze warto – przyjdź. W knajpie TO SIĘ WYTNIE na Pradze będziemy słuchać dwóch reportaży, które były emitowane na antenie Polskiego Radia. Poznamy dwóch reportażystów i dwa różne sposoby widzenia świata. Będziemy się spierać, kłócić, a czasem nawet płakać, bo tylko wtedy reportaż istnieje, kiedy nie przejdziemy obok niego obojętnie. I wtedy ma się dobrze”.

 

Pozostaje więc mieć nadzieję, że reportaż, mimo niesprzyjających czasów, nie zginie.

 

Olga Mickiewicz-Adamowicz