Piszę ten tekst w nocy po koncercie rosyjskiego zespołu Uzorika w krakowskim kościele św. Floriana w ramach festiwalu Musica Divina, organizowanego przez Fundację InCanto. Pięć pań, które udało się nadludzkim wysiłkiem i dzięki pomocy wielu dobrych ludzi sprowadzić do Polski z Rosji w epoce covidowych restrykcji, wykonują staroruską muzykę religijną, tak zwany znamiennyj raspiew i śpiew liniowy. Kto nie słyszał czegoś takiego na żywo, ten nie ma pojęcia, jakich przeżyć może dostarczyć muzyka, i to mimo że w tym przypadku mówimy o muzyce budowanej nieco inaczej niż kanony harmoniczne wypracowane na Zachodzie, znane nam najlepiej.
Nie chcę tu jednak pisać o muzyce dawnej, w tym staroruskiej (choć bardzo namawiam do zainteresowania się nią), ale o moim własnym zaskakującym nieco doświadczeniu z mówieniem i pisaniem o kulturze wysokiej. Nie jest to mój główny temat – jak wiedzą wszyscy moi czytelnicy czy widzowie mojego kanału na YouTube. Jestem przede wszystkim publicystą politycznym i ekonomicznym. Owszem, lubię pisać i mówić o sztuce – jako amator oczywiście. Muzyki dawnej słucham od wielu lat, mam dużą kolekcję płyt, ale nie udaję, że jestem zawodowcem. Tym bardziej ucieszyłem się z propozycji napisania tekstu do tegorocznej książki festiwalowej właśnie na Musica Divina. Opisałem w nim własną drogę do muzyki klasycznej.
Jestem też wielbicielem muzeów, a że trochę jeżdżę po Polsce, staram się widzom mojego kanału opowiadać o tym, jakie miejsca odwiedzam i co ciekawego można tam zobaczyć. Można by powiedzieć: ars gratia artis, bo przecież ile osób może interesować, że warszawski zespół La Tempesta w szczycie lockdownu w 2020 r. postanowił zarejestrować pierwsze polskie nagranie Handlowskiego „Mesjasza”, że Fundacja InCanto walczyła o pieniądze na festiwal muzyki dawnej w Krakowie (aktualna edycja jest już czwarta) albo że w poznańskim Muzeum Archidiecezjalnym w dawnej Akademii Lubrańskiego można zobaczyć niesamowitą pietę z 1420 r.?
I tu można się zdziwić. Liczba wiadomości, komentarzy, reakcji na te właśnie wzmianki o sprawach wysokiej kultury przekroczyła wszelkie moje oczekiwania. Sporo osób wsparło zbiórkę i kupiło płytę z nagraniem „Mesjasza” dzięki informacjom, które znaleźli u mnie – wiem to od ludzi związanych z zespołem La Tempesta. Wiele osób pisało do mnie, że odwiedzili to lub inne miejsce – muzeum, galerię, miejscowość – dzięki mojej rekomendacji. Wiele innych dziękowało za to, że opowiedziałem o miejscu, które jest dla nich ważne albo nad stworzeniem którego pracowali. Każda taka wzmianka, prawdę mówiąc, cieszy mnie bardziej niż dyskusja polityczna w mediach społecznościowych rozpoczęta jakimś moim tekstem.
Warto jednak przez moment zastanowić się nad ogólniejszymi wnioskami. Po pierwsze – wnioskuję, że przynajmniej część odbiorców jest spragniona niekoniecznie specjalistycznej recenzji i rekomendacji ze sfery kultury wysokiej. Mam wrażenie, że tego bardzo brakuje.
Po drugie – odbiorcom nie przeszkadza połączenie (mowa o wideoblogu) komentarza politycznego ze sprawami kultury. I może ma to związek z wnioskiem pierwszym: recenzje i rekomendacje kulturalne są zepchnięte gdzieś na margines, a już szczególnie jeśli dotyczą dziedzin mniej popularnych. Ja podsuwam je swoim widzom na tym samym poziomie co komentarz polityczny i wiem, że moi odbiorcy są z tego w większości zadowoleni. Piszą, że taki zestaw im się podoba, bo pozwala się na koniec filmu oderwać od polityki. Podoba im się też, że polityczny publicysta staje się dzięki takim tematom bardziej ludzki – ma swoje pasje, zainteresowania niezwiązane z główną dziedziną działalności. To dla mnie dobry sposób na bliższy kontakt z moimi odbiorcami.
Po trzecie – czy nie jest przypadkiem tak, że publicystyka kulturalna przeżywa kryzys? Kojarzę fascynujące teksty choćby o muzyce dawnej, ale na bardziej niszowych portalach, takich jak znakomita Teologia Polityczna. Sam pisywałem teksty głównie o kompozytorach, których życie jest kopalnią anegdot, dla Magazynu TVP, potem Magazynu Polsat News i jego następcy – Magazynu Interii. Pisałem o Bachu, Handlu, de Sainte-Colombie, Marais, Gesualdzie, pisałem też o sporach o sztukę nowoczesną i o tym, jak czytać dawne malarstwo. Komentarze czytelników przekonały mnie, że na takie teksty jest popyt i są czytane w miejscach, gdzie wydawałoby się, że sprzedadzą się jedynie tematy z popkultury.
Do tego, że mimo potężnych problemów tegoroczny festiwal Musica Divina jednak udało się zorganizować, przyczyniła się rozmowa znanego konserwatywnego vlogera, obserwowanego przez prawie 90 tys. osób, Tomasza Samołyka, z Łukaszem Serwińskim, założycielem Fundacji InCanto i dyrektorem artystycznym Musica Divina. Prawie dwugodzinny wywiad o muzyce dawnej, festiwalu, wyrabianiu sobie gustu muzycznego, obejrzało 20 tys. ludzi. Można powiedzieć, że to niewiele w porównaniu z setkami tysięcy oglądających jakieś paruminutowe bzdury w stylu „facet ściąga gacie w sklepie”, ale proszę sobie uświadomić: 20 tys. ludzi chciało posłuchać o temacie, który w Polsce uznaje się za kompletnie marginalny!
Być może więc jakaś część dziennikarzy, na co dzień zajmujących się całkiem innymi sprawami, którzy obawiają się pisania czy mówienia o kulturze wysokiej, bo to nie ich dziedzina, bo przecież są od tego specjaliści, bo nikogo to nie interesuje – przełamie się. Moje doświadczenie każe mi twierdzić, że odbiorców takich treści jest znacznie więcej niż byśmy się spodziewali, a niektórzy mogą nawet nie wiedzieć, że ich to interesuje – bo nigdy na tego typu tematy nie trafili.
Kilka razy zdarzyło mi się, że widzowie mojego wideoblogu lub czytelnicy moich tekstów o muzyce pisali, że pod moim wpływem sięgnęli po muzykę dawną albo prosili o pomoc w rozpoczęciu swojej przygody z nią. Zapewniam – taka wiadomość daje gigantyczną satysfakcję.
Łukasz Warzecha