Młodzi Polacy chłoną dzisiaj w ogromnym stopniu negatywny wizerunek Kościoła. Czy media mają szansę jakoś temu zaradzić?
Chciałoby się powiedzieć: jak wygląda sytuacja, każdy widzi. Ale chyba jednak nie każdy dostrzega i zdaje sobie sprawę, że Kościół katolicki w Polsce ma problem z dotarciem do młodych. A przede wszystkim ze swoim wizerunkiem, na jaki natrafiają i jaki sobie – głównie dzięki mediom – kształtują.
Sprawa staje się coraz trudniejsza. Dwa lata temu opublikowane zostały efekty badań religijności przeprowadzonych w ponad stu krajach przez Pew Research Center. Wynika z nich, że w naszym kraju mamy do czynienia z najszybszą laicyzacją młodych na świecie. Komentując te dane dyrektor Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego ks. dr. Wojciech Sadłoń SAC zwrócił uwagę na coś jeszcze. Zauważył, że polska młodzież co prawda przestaje chodzić do Kościoła, jednak wciąż czuje się związana z katolicyzmem. „W tym sensie mamy w Polsce do czynienia nadal z powszechnym wśród młodzieży katolicyzmem” – skonstatował, ale dodał, że ma on coraz bardziej charakter kulturowy niż refleksyjny i osobisty. Ta diagnoza ma znaczenie dla kształtowania image Kościoła w umysłach i sercach młodych Polaków. To nie jest przemawianie do obcych, a tym bardziej do nieprzyjaciół.
Zero alternatywy
Kościół znalazł się na rynku propozycji światopoglądowych w naszym kraju i mimo swej dominującej pozycji (a może właśnie z tego powodu?) nie za bardzo radzi sobie w kwestii budowania wizerunku. W świadomości społecznej coraz bardziej ugruntowuje się jego negatywny obraz. To, co złe w jego funkcjonowaniu, w znaczącym stopniu zaczyna przesłaniać to, co dobre i wartościowe. Młodzi chłoną ten przekaz nie tylko dlatego, że jest szeroko udostępniany przez media w prosty i swoiście atrakcyjny sposób. Chłoną go także dlatego, że w przestrzeni mass mediów praktycznie nie spotykają przekazu alternatywnego.
Kto powinien budować ten alternatywny przekaz? Wydawałoby się logiczne, że to zadanie mediów będących w dyspozycji Kościoła. Np. kilku tygodników, dostępnych co niedziela w parafialnych świątyniach. Haczyk polega jednak na tym, że młodzi na Mszy św. w pierwszy dzień tygodnia pojawiają się w zdecydowanie niewielkiej liczbie. Trudno również liczyć na to, że sięgną po pismo przyniesione do domu z kościoła przez rodziców czy dziadków. A jeśli nawet by to zrobili, okazałoby się, że jest w nim niewiele adresowanych do nich treści. Choć pozornie wygląda to ma błędne koło, wcale nim nie jest. Tak działają reguły rynku. Byłoby dziwne, gdyby kościelne pisma nie zapełniały swych łamów treściami dostosowanymi do potrzeb zdecydowanej większości czytelników.
Przez smartfony
Mizerne rezultaty, jeśli chodzi o dotarcie do młodych Polaków przynoszą wysiłki pokazywania nie tylko negatywnego obrazu Kościoła, podejmowane przez dość wąskie grono dziennikarzy i publicystów w świeckich dziennikach i czasopisma. To również nie jest dziś kanał skutecznego i masowego dotarcia do młodego pokolenia. Podobnie zresztą jak radio i telewizja w tradycyjnym rozumieniu. Do świadomości młodych dociera się dzisiaj inną drogą.
Jaką? Zdrowy rozsądek połączony z odrobiną obserwacji pozwala ustalić, że najprościej i najskuteczniej trafia się do następnego pokolenia przez smartfony. A dokładniej – przez internet. To globalna sieć jest ich środowiskiem komunikacji. Wielowymiarowej komunikacji. To niezbyt odkrywcze spostrzeżenie prowadzi do pytań czy i w jaki sposób Kościół w Polsce kształtuje swój wizerunek korzystając w przestrzeni internetowej.
Nowa komunikacja
Istnieje kilka liczących się portali, które są własnością podmiotów kościelnych lub z Kościołem mocno się identyfikujących. Czy ich rzeczywista opiniotwóczość jest wystarczająca? Chyba nie, skoro nie udaje im się skutecznie przełamać niekorzystnego image Kościoła, obecnego w sieci. Czy mogłaby być większa? Zapewne tak, ale doprowadzenie do tego nie jest proste ani bezkosztowe. Wymaga inwestycji zarówno w rozwiązania techniczne, jak i (a raczej przede wszystkim) w ludzi. Ponieważ w globalnej sieci wyjątkowo aktualne okazują się słowa papieża Pawła VI „Świat dzisiaj bardziej potrzebuje świadków niż nauczycieli Ewangelii”. Okazuje się, że to konkretni ludzie są w stanie nadzwyczaj skutecznie wpływać na opinie tysięcy internautów. Młodych internautów.
Trzy lata temu ks. Dariusz Raś (będący proboszczem parafii mariackiej w Krakowie) opublikował w „Studia Socialia Cracoviensia” artykuł zatytułowany „Chrześcijanin multimedialny – śladami wideoblogerów katolickich”. Zwrócił w nim uwagę, że sieciowa komunikacja wymyka się definicji mediów jako zespołów narzędzi, wielości redakcji, tytułów czy instytucji zajmujących się społecznym przekazem informacji, dawaniem rozrywki czy trudniących się edukacją społeczną. Odnotował, że internetowa rewolucja wyzwala nowy rodzaj komunikacji i nowy rodzaj „dziennikarstwa”. Powstają nowe więzi i nowe formy wspólnoty. „Tego faktu nie można zbagatelizować. (…) Dlatego sieci społecznościowe należy uznać za nowe środowisko krzewienia wiary – nową agorę, może najważniejszą z powodu pewnego zapóźnienia kościelnych instytucji w tym względzie” – stwierdził ks. Raś. To oczywiste, że krzewienie wiary łączy się z kształtowaniem obrazu Kościoła.
Jeden udany vlog…
W swym tekście ks. Raś skupił się na wąskim wycinku możliwych w sieci aktywności katolików w internecie – na wideoblogerach. Przyjrzał się bliżej ówczesnym działaniom kilkorga z nich: Weroniki Zaguły (dzisiaj Weroniki Kostrzewy), Joli Szymańskiej, o. Adama Szustaka OP, bp. Grzegorza Rysia.
Podsumowując swoje obserwacje zwrócił uwagę, że w każdej komunikacji międzyludzkiej potrzebna jest interakcja. Niezbędne jest zainteresowanie tym, zarówno liczba odbiorców, jak i to, ile z nich zareaguje na przekaz. Potrzebne jest sprawdzenie statystyk i zasięgu, bo to ułatwia działanie, nakierowuje na potrzeby drugiego. Potrzebne jest konfrontowanie się z opiniami i odpowiedzi na pytania, przegląd komentarzy. „Jeden udany vlog potrafi wówczas dotrzeć do setek tysięcy słuchaczy i wiadomo, dlaczego zaglądają do niego odbiorcy” – podkreślił ks. Raś. To dzięki umiejętnemu stosowaniu tych narzędzi można stać się przewodnikiem w internetowym chaosie i zostania kościelnym influencerem – prowadzącym do Boga, a równocześnie liderem opinii, także tych na temat Kościoła.
Przykład omówiony przez proboszcza z Bazyliki Mariackiej pokazuje, jak duże są możliwości budowania pożądanego wizerunku Kościoła w nowych mediach. Jednak ich skuteczne spożytkowanie wymaga czegoś więcej niż tylko niegaszenia zapału tych, którzy próbują coś robić na tej działce. Trzeba ich wspierać na różne sposoby, umiejętnie koordynować ich aktywność, a także wyszukiwać kolejne osoby zdolne podjąć takie działania. Chodzi o to, aby było ich jak najwięcej, jak najlepiej przygotowanych, profesjonalnych w tym, co robią. W ten sposób rosną szanse, że negatywny obraz Kościoła będzie przynajmniej równoważony pozytywami. A to już dużo.