Czy w protestach mediów przeciwko projektowi ustawy wprowadzającej składkę od przychodów reklamowych chodzi o ochronę wolności słowa czy o interesy wielkich koncernów?
Witold Gadowski, dziennikarz, wiceprezes SDP
Nie mam żadnych wątpliwości, że w protestach przeciwko podatkowi od mediów chodzi o ochronę interesów wielkich korporacji. Nie chodzi o dziennikarstwo, które już nie istnieje ani o wolność słowa, bo jej też dawno nie ma. Chodzi wyłącznie o pieniądze. To bzdura, że ustawa ograniczy działalność małych mediów.
Wiem po swojej działalności, że jeżeli medium cieszy się popularnością to widzowie są w stanie je utrzymywać. Jeżeli serwis jest uzależniony od reklam i dotacji to znaczy, że nikomu nie jest potrzebny. Mnie nikt nie dotuje, utrzymuję się wyłącznie z wpłat widzów. Widocznie chcą, żebym przygotowywał dla nich „Komentarz tygodnia”. Współczesne media są nośnikiem treści propagandowych i komercyjnych. Te treści zajmują ponad 90 proc. czasu antenowego, reszta to filmy i rozrywka, które też są coraz bardziej upolitycznione.
Paweł Lisicki, redaktor naczelny tygodnika „Do Rzeczy”
Nie jestem zwolennikiem podatku od mediów. W takiej postaci, w jakiej projekt został przedstawiony, w bardzo niewielkim stopniu podatek uderza w interesy wielkich koncernów. Niestety, znacznie bardziej obciąży średnie i małe wydawnictwa prasowe. Dotkliwy dla wielkich koncernów był podatek cyfrowy, ale rząd się z niego wycofał. Niezależnie od kształtu tej ustawy trudno mówić o ataku na wolność słowa. Wystarczy popatrzeć na zyski i przychody największych pięciu koncernów medialnych w Polsce, np. TVN-u, dużych portali internetowych, jak Onet, Wirtualna Polska czy część internetowa Agory. Osiągane przez te firmy zysk jest na tyle duży, że nawet wprowadzenie podatku od mediów, nie powinno wpłynąć negatywnie na sytuację dziennikarzy. Duża część największych koncernów dokonywała różnych cięć, a raczej przeprowadzała optymalizację zysków, jak to się ładnie nazywa, jeszcze zanim była mowa o wprowadzeniu podatku. Przykładem jest zamknięcie korespondentury TVN w Moskwie. Wystarczy popatrzeć na średnie płace dziennikarzy zatrudnionych w dużych koncernach. Okaże się, że ich poziom dochodów jest znacznie niższy niż jeszcze 10 lat temu. A przecież zyski korporacji są nieporównywalnie większe niż wtedy. Dla dziennikarzy są umowy śmieciowe i ochłapy z tego, co dostaje kadra zarządzająca, menedżerowie, osoby odpowiedzialne za reklamę i właściciele.
Jadwiga Chmielowska, sekretarz generalna SDP
Dziwię się, że protest przeciwko podatkowi od mediów jest łączony z wolnością słowa. Przecież nie o nią chodzi, ale o kasę i ochronę wielkich koncernów. Podatek nie obejmie małych gazet. Zmartwiło mnie to, że jest bardzo niski dolny próg podatkowy dla stacji radiowych. Nie wiem jakie obroty mają małe radia miejskie czy prywatne radia lokalne, ale mogą mieć powyżej miliona. Dlatego trzeba rozmawiać z małymi rozgłośniami o ustaleniu progów podatkowych, które w mojej ocenie powinny być wyższe. Nie może być tak, że media nie płacą podatków. Każdy pracujący obywatel płaci podatek od przychodu. Przecież wszystko co my, dziennikarze zarobimy jest opodatkowane. Nawet jeżeli dziennikarz otrzyma zlecenie na sto złotych, 50 proc. wynoszą koszty uzyskania, a od reszty jest płacony 20 proc. podatek. A media mają płacić tylko 7 proc. podatku.
Protest przeciwko projektowi ustawy rozpropagowały potęgi medialne, którym ciągle jest za mało pieniędzy. Niestety nikt się nie przejmuje dziennikarzami, zwłaszcza w dużych korporacjach medialnych. Zawód dziennikarza jest najbardziej pomiatanym zawodem, w wielu miejscach każą pracować za darmo. Nikt nie zrezygnował w telewizji publicznej z wprowadzonego przez Juliusza Brauna samozatrudnienia dziennikarzy. Niektórzy mówią, że jak dziennikarzowi jest źle, niech odejdzie z zawodu. Jak ktoś jest szewcem, może zrezygnować i zostać np. krawcem, ale jak się jest dziennikarzem i ma się potrzebę pisania, nie zmieni się zawodu. Ubolewam, że dziennikarze muszą pracować na umowach śmieciowych i za niskie stawki.
Joanna Lichocka, posłanka PiS, zastępca przewodniczącego sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu.
Wprowadzanie ustawy o podatku od mediów nie zagraża wolności słowa. Przepisy nie mają jeszcze ostatecznego kształtu. To dopiero pierwsza wersja przedstawiona przez Ministerstwo Finansów do prac rządowych. Ostateczny kształt projektu ustawy zostanie zaprezentowany po uzgodnieniach międzyresortowych. Trudno więc obecnie mówić precyzyjnie o szczegółowych rozwiązaniach.
Jest to rodzaj składki solidarnościowej, a nie podatku. Podobnie jest ze składkami na produkcję filmową. Idea składki solidarnościowej od najbogatszych i największych koncernów jest dobrym pomysłem. Zwłaszcza, że te składki idą na trzy bardzo ważne cele. 50 proc. ma wpływać na Narodowy Fundusz Zdrowia. 35 proc. ma być przeznaczone na Fundusz Mediów, który ma współfinansować produkcje dziennikarskie dotyczące wszystkiego co łączy się z misją mediów, czyli z podniesieniem kultury, tożsamości oraz świadomości cyfrowej. Natomiast 15 proc. ma być przekazywane na Fundusz Ochrony Zabytków. Sądzę, że wszystkie trzy cele są dobre.
We wstępnym projekcie ustawy, co opozycja zaczęła podnosić, są 2 i 5 proc. stawki, ale jest również 15 proc. stawka podatku, którą mają płacić największe i najbogatsze przedsiębiorstwa medialne za tzw. reklamy kwalifikowane. W myśl tego projektu reklamami kwalifikowanymi są reklamy farmaceutyków, suplementów diety i napojów wysokosłodzonych, czyli to wszystko, co nas zalewa w internetowych promocjach, a co jest niezdrowe. Przemysł farmaceutyczny wyspecjalizował się w wymyślaniu schorzeń typu syndrom niespokojnego snu i za pomocą reklam „wciska” ludziom produkty na wymyślone choroby. Tego nie można zabronić, ale oskładkowanie w wysokości 15 proc. spowoduje, że mediom i przemysłowi farmaceutycznemu „wciskanie” medycznego kitu przestanie się aż tak bardzo opłacać. Takie rozwiązanie ma bardzo pozytywne znaczenie.
Not. TOP