Czy cała dyskusja na temat rynku mediów przeniosła się do Internetu społecznościowego? Czy dla stanowienia nowoczesnego prawa wystarczy implementować dyrektywy unijne? Czy ten temat w ogóle jeszcze interesuje społeczeństwo?
Dyskusja na temat regulacji rynku mediów, zwłaszcza w obrębie mediów publicznych, przeniosła się omalże w całości do internetowych społeczności. Można tu liczyć na memy, złośliwe komentarze i załamywanie rąk. Niestety merytoryczna debata przy okazji prawie całkowicie zanikła. W przypadku trwających prac nad projektem ustawy o zmianie ustawy o radiofonii i telewizji oraz ustawy o kinematografii na portalu Wirtualnemedia.pl pojawiły się dwa teksty opisujące tę propozycję, w zasadzie bez prezentacji punktów widzenia[1]. Ogień wygasł. Wydaje się, że do świata polemik i śmiałych wizji z lat 2005 – 2010 chwilowo wrócić się nie da. Przypomnijmy przez chwilę tamten klimat.
Na mocy ustawy Sejmu RP z 29 grudnia 2005 roku o przekształceniach i zmianach w podziale zadań i kompetencji organów państwowych w sprawach łączności, radiofonii i telewizji z 30 grudnia 2005 roku (Dz. U. z 2005 roku Nr 267 poz. 2258) przerwano kadencję Krajowej Rady, Radiofonii i Telewizji. Zlikwidowało to dotychczasową rotacyjność składu Rady uznawaną dość powszechnie na początku XX wieku za rozwiązanie nowoczesne, chroniące pluralizm w regulatorze rynku mediów i zabezpieczające interes publiczny. Ten temat oczywiście zelektryzował tylko specjalistów, ale zagadnienie zmian w mediach zainteresowało też szerokie rzesze społeczeństwa, gdy okazało się, jak słabe kadry ma do zaoferowania jeden z trójki ówczesnych koalicjantów – Samoobrona RP (pozostali to oczywiście Prawo i Sprawiedliwość oraz Liga Polskich Rodzin). Na wiceprezesa Polskiego Radia Kielce partia Andrzeja Leppera wskazała przewodniczącego swoich struktur w województwie świętokrzyskim Norberta Grossa, który dotychczas prowadził sklep z akcesoriami metalowymi w Starachowicach i był kandydatem tej partii na prezydenta tego miasta w nadchodzących wyborach[2]. Przeciwko temu stanowi rzeczy zaprotestowali dziennikarze, członkowie rady programowej, ludzie kultury. Sprawa zakończyła się ostatecznie odwołaniem wiceprezesa z funkcji.
Dyskutowaliśmy
Wywołało to szerokie zaciekawienie kwestią mediów publicznych i regulacji tego sektora rynku. Tematem żywo interesowały się środowiska naukowe i twórcze. Dyskusje odbywały się na uczelniach, m.in. Uniwersytecie Warszawskim i Uniwersytecie Jana Kochanowskiego. Dużą aktywnością na tym polu odznaczała się powołana przez dr. Lecha Jaworskiego, byłego członka KRRiT odwołanego właśnie w grudniu 2005 roku, Fundacja Media Pro Bono. Środowiska artystyczne i twórcze przygotowały swój projekt ustawy medialnej, a na czele licznego komitetu poparcia stanęli Jan Dworak i Maciej Strzembosz. Przez kolejne lata środowisko to należało do głównych komentatorów proponowanych zmian w obrębie mediów. Doprowadzając m.in. do zawetowania przez Prezydenta Lecha Kaczyńskiego projektów ustaw medialnych, przygotowanych przez Platformę Obywatelską a firmowanych przez poseł Iwonę Śledzińską-Katarasińską. Po tragicznej śmierci Prezydenta RP po raz kolejny okazało się, że do zmian w mediach nie są potrzebne politykom dyskusje i opinie zainteresowanych środowisk, a większość parlamentarna. Nie wrócono już do przerwanej w grudniu 2005 roku rotacyjności składu Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Dziś nawet debatę na ten temat można uznać za wygaszoną, skoro ostatni news zawarty na stronie Obywatelskiego Paktu Na Rzecz Mediów Publicznych zamieszczono w grudniu 2016 roku. Zresztą, czy ktoś o tym pakcie słyszał?[3]
W okręcie dyskusji wygaszono kotły i zakotwiczono go w porcie. Co gorsza, można ten hulk zwiedzać tylko w niewielkim stopniu, bo szereg materiałów nie zostało wydanych. Cały zapis debaty ukazał się tylko jeden: „Media publiczne w Polsce. Teraźniejszość i przyszłość”, pod redakcją prof. Janusza W. Adamowskiego i dr. Lecha Jaworskiego (Warszawa 2007)[4]. We wstępie napisano m.in. na temat zaproponowanych przez ówczesną koalicję PO-PSL „cząstkowych zmian” w prawie:
„Jednakże cel zasadniczy, jakim jest stworzenie nowego ustawodawstwa medialnego , w pełni odpowiadającego wyzwaniom epoki globalizacji i cyfryzacji, nie został zakreślony. A szkoda, bo używając pewnej metafory (nawiązującej do słów obecnego szefa rządu – Donald Tusk przyp. Autora) Polska i Polacy na cud nowych unormowań prawnych w tym zakresie w pełni sobie zasłużyli”[5].
Potrzeba solidnej nowelizacji po 28 latach
Coraz trudniej uwierzyć, że dostaniemy nową ustawę (lub kilka ustaw, bo uczestnicy dyskusji sprzed kilkunastu lat i takie rozwiązanie brali pod uwagę), która będzie odzwierciedlała zarówno dynamiczne zmiany zachodzące na rynku mediów, jak i faktyczne potrzeby odbiorców i środowisk reprezentowanych przez ludzi kultury, sztuki i nauki. Działający z ogromnym zaangażowaniem dekadę temu jeden z liderów projektu ustawy medialnej środowisk twórczych – Maciej Strzembosz – poproszony o komentarz w sprawie finansowania mediów publicznych (wbrew zapowiedziom wszystkich istotnych sił politycznych wciąż mamy abonament RTV) stwierdził, że już się tym tematem nie zajmuje, a szkoda, bo przedstawił autorski pomysł w tym zakresie. Dyskusja akademicka też oderwała się od stanu obecnego i ewentualnych kierunków jego poprawy, a na programy partii politycznych w Polsce od dawna nie ma co liczyć. Zupełnie jakby kluczową kwestią stała się już tylko sprawa obsadzania stanowisk i wpływu na programy informacyjne oraz publicystykę polityczną.
Obecna implementacja
Projekt ustawy o zmianie ustawy o radiofonii i telewizji oraz ustawy o kinematografii jest przygotowaną przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego implementacją dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2018/1808 z dnia 14 listopada 2018 r. zmieniającej dyrektywę 2010/13/UE w sprawie koordynacji niektórych przepisów ustawowych, wykonawczych i administracyjnych państw członkowskich dotyczących świadczenia audiowizualnych usług medialnych ze względu na zmianę sytuacji na rynku. Jak czytamy w skróconym opisie druku sejmowego przekazanego do dyskusji publicznej:
„Celem projektu jest w szczególności rozwiązanie następujących kwestii:
- wprowadzenie regulacji dotyczących prowadzenia działalności w zakresie dostarczania platform udostępniania wideo,
- modyfikacja reguł umieszczania przekazów handlowych w usługach medialnych,
- modyfikacja regulacji dotyczących ochrony konsumentów, a w szczególności małoletnich,
- modyfikacja zasad promowania i wspierania twórczości europejskiej przez dostawców usług medialnych,
- modyfikacja reguł dotyczących stosowania udogodnień dla niepełnosprawnych w audiowizualnych usługach medialnych na żądanie,
- modyfikacja obowiązków informacyjnych dostawców usług medialnych,
- modyfikacja zasad ustalania jurysdykcji względem dostawców usług medialnych oraz wprowadzenie wykazu audiowizualnych usług medialnych na żądanie, służącego ustalaniu podmiotów podlegających polskiej jurysdykcji,
- modyfikacja przepisów dotyczących kompetencji i funkcjonowania Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji”.
Na przykład w obrębie polskiego regulatora rynku – Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji w projekcie stwierdzono, że w dziedzinie odwoływania członków tego gremium potrzebne jest obecnie odrzucenie sprawozdania KRRiT przez Sejm i Senat Rzeczypospolitej Polskiej i potwierdzenie wygaśnięcia przez Prezydenta RP. Obecnie akty te nie wymagają uzasadnienia. Po nowelizacji takie uzasadnienie będzie konieczne. Trzeba przyznać, że to zmiana kosmetyczna.
Czy implementowanie wystarczy?
Czy stanowienie prawa w obszarze rynku mediów może być oparte tylko o implementację przepisów unijnych? Pytamy o to dr. Tomasza Chrząstka z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego:
Oczywiście implementacja prawa unijnego jest potrzebna, ale nie powinniśmy tego robić bezrefleksyjnie. Trzeba wziąć pod uwagę specyfikę polskiego systemu medialnego. Ustawa o KRRiT (choć nowelizowana) jest już mocno archaiczna. Należałoby przedefiniować rolę i zadania KRRiT i ją odpolitycznić. Choć wiem, że to drugie jest niemożliwe. Niestety obawiam się, że prace nad nowelizacją ustawy obecna ekipa rządząca wykorzysta, by spacyfikować wszystkie nieprzychylne jej media. Dlatego w tej sytuacji uważam (choć zadaję sobie sprawę, że to półśrodek), że prace nad ustawą należy ograniczyć tylko do niezbędnych implementacji zapisów prawa unijnego.
W tym miejscu warto zauważyć, że oczekiwanie na zmianę u źródeł władzy parlamentarnej mogą się okazać złudne, tak jak to miało miejsce po 2007 roku.
Zachęcamy do zapoznania się z całym projektem nowelizacji[6].
[1] https://www.wirtualnemedia.pl/artykul/ustawa-o-radiofonii-i-telewizji-w-konsultacjach-publicznych-oto-najwazniejsze-proponowane-zmiany# – dostęp 30.09.2020 r.
[2] Sprawa szeroko w 2006 roku komentowana, na przykład tu: https://www.press.pl/tresc/5879,wiceprezes-radia-kielce-kandyduje-na-prezydenta-starachowic – dostęp 30.09.2020 r. W innym głośnym wypadku z 2006 roku kandydata na członka rady nadzorczej rozgłośni regionalnej skutecznie rekomendowała Fundacja wspierania upraw soi metodą Jana Nitka z Kępna.
[3] http://www.mediapubliczne.org.pl/ – dostęp 30.09.2020 r.
[4] Media publiczne w Polsce. Teraźniejszość i przyszłość, pod red. J. W. Adamskiego i L. Jaworskiego, Oficyna wydawnicza Aspra-JR, Warszawa 2007.
[5] Ibidem, s. 7-8.
[6] https://legislacja.gov.pl/projekt/12337952/katalog/12716725#12716725 – dostęp 30.09.2020 r.