O co chodzi w Ustawie o PAP – pyta ŁUKASZ WARZECHA

Kolejny domniemany przeciek wiadomości ze skrzynki Michała Dworczyka sprawił, że wokół Polskiej Agencji Prasowej rozpętała się awantura. Jeśli wierzyć ujawnionej wiadomości, prezes PAP Wojciech Surmacz miał uzgadniać z premierem moment i sposób przeprowadzenia wywiadu z prezydentem Andrzejem Dudą na temat powołania Funduszu Medycznego.

 

Nie chcę wchodzić w dyskusję o tym, czy wiadomość jest autentyczna (aczkolwiek warto przypomnieć, że jak dotąd rządzący w żadnym punkcie nie zaprzeczyli autentyczności ujawnianych mejli, a nawet przeciwnie – w kilku przypadkach pośrednio ją potwierdzili). Tutaj okoliczności – moment ukazania się wywiadu z Andrzejem Dudą w serwisie PAP w zestawieniu z treścią mejla – mogą wskazywać na autentyczność wiadomości, której kopię otrzymał Michał Dworczyk. Nie w tym jednak rzecz.

 

Sama dyskusja o tej sytuacji, nawet gdyby miała ona być czysto teoretyczna, jest ciekawa, ponieważ wobec dość powszechnej krytyki pojawiły się także głosy broniące PAP i wskazujące na zapisy w ustawie o Polskiej Agencji Prasowej, która jest przecież agencją państwową. W art. 1. pkt. 2. aktu czytamy: „Polska Agencja Prasowa ma obowiązek upowszechniać stanowiska Sejmu, Senatu, Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej i Rady Ministrów”. Niektórzy uznali zatem, że zgodnie z tym zapisem PAP mógł się zachować tak jak się zachował.

 

Gdyby – teoretycznie – wydarzenia opisane w mejlu miały faktycznie miejsce, sytuacja nie byłaby wcale zero-jedynkowa jak chcieliby twardzi krytycy. Wszystko rozbija się o rozumienie pojęcia „upowszechniania”. Gdyby odnieść to do obowiązków, jakie odpowiednie ustawy nakładają na media publiczne, można by uznać, że z całą pewnością pojęcie upowszechniania nie obejmuje działalności, którą można uznać za zahaczającą o piar. Abstrahując od tego, jak media państwowe działają w tej chwili, upowszechnianie w ich przypadku było zawsze rozumiane jako prawo wspomnianych w ustawie organów – prezydenta, prezesa Rady Ministrów, marszałków Sejmu i Senatu – do wystąpień w programach publicznej telewizji i radia. Tylko tyle. Jak zresztą różnie nawet to pozornie proste zadanie może być wypełniane, pokazują przypadki odmiennego traktowania wystąpień pełniących te funkcje polityków koalicji w zestawieniu z wystąpieniami marszałka Senatu.

 

W przypadku PAP zapis jest znacznie trudniejszy do interpretacji. O ile bowiem wystąpienie marszałka jednej lub drugiej izby parlamentu jest tym właśnie i trudno tu dzielić włos na czworo, to już można sobie zadać pytanie, czym jest „stanowisko Sejmu” albo „stanowisko Senatu”. Czy jest to zawsze tylko stanowisko większości? A co ze stanowiskiem opozycji? Czy oznacza to, że PAP ma przekazywać wyłącznie argumenty tych, którzy wygrywają głosowania – czyli na ogół większości rządzącej w przypadku Sejmu, a opozycji w przypadku Senatu? To mocno niejasne.

 

Podobnie niejasne jest „przekazywanie stanowiska prezydenta” albo rządu. Czy „przekazanie stanowiska” oznacza prawo tych organów wyłącznie do umieszczania w PAP-owskich depeszach własnych oświadczeń i komunikatów czy też coś więcej? Czy można uznać, że takie stanowisko może zostać przekazane w postaci wywiadu, jak to mogło mieć miejsce w omawianym hipotetycznym przypadku? Właściwie – czemu nie. Taka forma wydaje się naturalniejsza niż suchy komunikat.

 

Lecz tu znów napotykamy na problemy, bo odbiorca widząc taką właśnie formę depeszy ma prawo oczekiwać, że – jak to w normalnym wywiadzie – dziennikarz nie będzie jedynie odczytywał z kartki wygodnych dla rozmówcy pytań, wcześniej uzgodnionych z jego współpracownikami i piarowcami, ale zapyta również o sprawy niewygodne. Jeśli dzieje się inaczej, może powstać wrażenie, że PAP wchodzi w rolę agencji piarowej władzy, a to byłoby już zbyt daleko idące poszerzenie rozumienia pojęcia upowszechniania stanowiska.

 

Wydaje się zatem, że źródło potencjalnych problemów i kontrowersji leży przede wszystkim w mocno dwuznacznych zapisach ustawowych. Nie ma nic niestosownego w tym, że państwowa agencja prasowa ma obowiązek przekazywać informacje na temat działania władzy oraz stanowiska najważniejszych osób w państwie. Jednak dotyczące tego przepisy powinny zostać przeformułowane w taki sposób, aby stały się możliwie klarowne. Po pierwsze bowiem – nie wiemy, czym jest „stanowisko” Sejmu i Senatu. Po drugie – należałoby sprecyzować, w jakim zakresie PAP może aktywnie współpracować z rządzącymi w upowszechnianiu ich stanowisk. Być może owo upowszechnianie należałoby jednak ograniczyć do publikowania komunikatów organów władzy, tak aby zniknęły wszelkie wątpliwości dotyczące zaangażowania PAP w proces już nie tylko informowania, ale też dbania o wizerunek rządzących, co przecież do zadań Polskiej Agencji Prasowej nie powinno należeć. Taka klaryfikacja byłaby w interesie tej instytucji.

 

Lecz nawet to nie rozwiązywałoby problemu, jak traktować pojawiające się w PAP przy różnych okazjach rozmowy z osobami z obozu władzy. Czy mamy je uznawać za „normalne” wywiady czy też za element ustawowo zdefiniowanej roli PAP jako państwowej agencji? Być może warto przy okazji tej historii zastanowić się nad tymi kwestiami.

 

Łukasz Warzecha