Nie wiem czy Polska uzyska reparacje. Nie jestem prawnikiem, a eksperci w tej dziedzinie są podzieleni. Myślę jednak, że zupełnie nie o to chodzi.
Inaczej. Trzeba zrobić wszystko, żeby te pieniądze od Niemiec uzyskać. Poruszać międzynarodową opinię publiczną, walczyć w trybunałach, nawiązywać sojusze z innymi państwami poszkodowanymi przez Niemcy, które zgłaszają do Niemiec uzasadnione roszczenia. To wszystko trzeba robić i myślę, nawet jako laik zapoznany z opiniami ekspertów, że jest nadzieja na to, że Niemcy zrekompensują nam, liczone przecież dość ostrożnie, straty jakie ponieśliśmy w wyniku ich barbarzyństwa.
Narzędzie wpływu
O wiele jednak bardziej realnym i osiągalnym zyskiem ze zgłoszenia tego roszczenia, jest budowa konstrukcji pewnego mechanizmu, który najwyraźniej jest doskonałym narzędziem wpływu na Niemcy. Wszystko bowiem wskazuje na to, że z nielicznymi wyjątkami, np. izraelskimi mediami powtarzającymi fake newsa, do którego powstania przyczynił się „badacz Holocaustu” Jan Grabowski o rzekomych 200 tysiącach Żydów zabitych przez Polaków, informacja o wystąpieniu przez Polskę z żądaniem wypłaty reparacji od Niemiec, spotkała się na świecie ze zrozumieniem. Ba, dzięki jej rozpowszechnieniu, przypomina się na świecie ogrom zbrodni, jakich dokonali Niemcy w Polsce, w skali, której nie udało się osiągnąć żadnej z mniej czy bardziej udanych „maben”.
Oczywiście zupełnie inaczej sprawa ma się w Niemczech. Tu dominuje pewien szok. No jak ci Polacy mogli? Przecież już ich spacyfikowaliśmy. Mamy ich media, mamy ich polityków (zauważyliście, że politycy opozycji w Polsce używają nawet podobnych określeń jak używane w Niemczech? Na przykład Dominik Tarczyński zwrócił uwagę na zamianę słowa „reparacje” na „zadośćuczynienie”, co jest zwyczajem w Bundestagu), mamy ich gospodarkę (no już nie w takim stopniu), a ci nie chcą uznać swojej podrzędnej roli. Wieczny z nimi kłopot.
No a jeżeli samo żądanie reparacji wywołuje pozytywne reakcje na Zachodzie i stres w Niemczech, to znaczy, że mamy dźwignię. W sumie to mam ochotę napisać, że właściwie to mamy teraz wielką pałę do walenia Niemców w łeb.
Niemieckie pały
Kogoś razi czy zniesmacza takie stwierdzenie? Ależ Niemcy mają ileś takich pał, które służą im do walenia w łeb nas. Mają niemieckie media, które każdego dnia kłamią i manipulują na temat Polski, prawie zawsze usiłując przedstawić Polskę w jak najgorszym świetle. Może odrobinę zmieniły ton wobec wojny na Ukrainie, ale naprawdę, bez nadmiernego entuzjazmu. Ton niemieckich mediów świadomie deprecjonujących międzynarodową pozycję Polski, ma wpływ na ton mediów w całej Europie. Mają również Unię Europejską. Tak, zadbali o to, żeby kluczowe pozycje w jej formalnych i nieformalnych strukturach władzy, w sporej części piastowali w ten czy w inny sposób powolni im ludzie. Unia Europejska, pomimo ogromnego obciążenia jakiemu poddawana jest Polska wobec wojny na Ukrainie, a może właśnie z tego powodu, prowadzi z Polską rodzaj wojny opartej na podwójnych standardach, przemocy instytucjonalnej i finansowej. Mało? Doliczcie do tego niemieckie koncerny medialne w Polsce, niemieckie fundacje sypiące obficie groszem na każdą inicjatywę służącą w ten czy w inny sposób Niemcom, tresowanych, wymienianych już wyżej polityków…
Terapia
Dlatego miło jest konstatować, że teraz i my jakąś pałę do walenia Niemców w łeb mamy. I choć posądzany jestem o zwierzęcą germanofobię, pragnąłbym dodać, że mam nadzieję, że przy pomocy owej pały uda nam się poddać Niemców terapii, która wyleczy ich z naturalnej buty i poczucia wyższości nad Polakami. Pozwoli im dopuścić do siebie świadomość, że Polacy mogą mieć własny interes i nie musi to być interes zgodny z niemieckim. Aż w końcu ułożymy sobie stosunki na zasadach równości i partnerstwa, jak to między sąsiadami, których gospodarki są przecież ze sobą silnie sprzężone.
I nie, nie robi na mnie wrażenia straszak „kto atakuje Niemcy ten jest prorosyjski”. Nawet nie dlatego, że szermujący tym „argumentem” chwilę temu cmokali nad Putinem, ci są żenującymi błaznami, ale głównie dlatego, że wiem, że niezależnie od chwilowych wahań i dąsów, Rosja i Niemcy, szczególnie na tle wojny na Ukrainie dobrze to widać, są awersem i rewersem tego samego złego szeląga.
A, że już się zmienili? Doskonale, będą mieli mnóstwo okazji żeby to udowodnić. Zobaczymy.