Polska na indeksie. Rzecz o wolności słowa – analiza ks. ARTURA STOPKI

Fakt, że coś wolno powiedzieć w przestrzeni publicznej wcale nie oznacza, że mamy do czynienia z wolnością słowa. Dotyczy to mediów w znacznie większym stopniu, niż się może wydawać.

 

W tegorocznej edycji Światowego Indeksu Wolności Prasy, ogłoszonego 21 kwietnia, Polska znalazła się na 62. miejscu, kontynuując trwającą od 2016 roku tendencję spadkową. Można się pocieszać, że siódma dziesiątka to nie jakaś tragicznie odległa pozycja, skoro ranking obejmuje 180 państw. Można się krzywić, że potraktowano nasz kraj niesprawiedliwie, umieszczając nas zbyt nisko albo zbyt wysoko. Można przytaczać rozmaite argumenty i przykłady dowodzące rozkwitu wolności słowa w Polsce w ostatnim roku lub wskazujące na coś dokładnie odwrotnego. Jednak najpierw warto się zastanowić, czym naprawdę jest wolność słowa. Co rozumiemy pod tym pojęciem?

 

Ale zawsze będę bronić waszej wolności, byście mogli mówić, co tylko chcecie” – powiedziała ambasador USA w Polsce na antenie jednej z telewizji. Czy tymi słowami wystąpiła w obronie wolności słowa w Polsce? Niekoniecznie. Choć być może taka była jej intencja i właśnie w ten sposób jej wypowiedź przez wielu zostanie odebrana. Jednak gdy się wsłuchać uważnie w cytowane zdanie, można dostrzec zawarte w nim odniesienie do czegoś, o czym 13 maja 1869 roku mówił na jednym z odczytów publicznych, urządzonych przez Komitet Stowarzyszenia Pomocy Naukowej w Paryżu, Cyprian Kamil Norwid. Genialny poeta ponad sto pięćdziesiąt lat temu wyraźnie rozróżniał dwie wolności: wolność słowa i wolność mówienia. Co więcej, zwracał uwagę, że zazwyczaj miesza się te dwa pojęcia i najczęściej „To, co nazywają wolnością słowa, jest dotąd wolnością mówienia, la liberté de dire…”. Norwid konstatował też rzecz oczywistą, że wolność mówienia, co się chce, jest atrybutem wolności osobistej.

 

Właśnie w tym kontekście, wolności jednostki, tworzone są zwykle rankingi oceniające w konkretnym miejscu na świecie poziom wolności słowa w mediach. W dodatku ta wolność jednostki też jest w określony sposób definiowana, w zależności od stojącej za nią koncepcji antropologicznych lub ideologii. Warto i trzeba o tym pamiętać. Świadomość stosowanego kryterium pozwala uniknąć wielu nieporozumień i rozczarowań. Pomaga też tonować emocjonalne reakcje na publikowane zestawienia.

 

Problem wolności słowa – także tej w mediach – sytuuje się na innym poziomie, niż kwestia wolności osobistych. Wyjaśniał to papież Jan Paweł II w Olsztynie 6 czerwca 1991 r. Zajął się tym tematem w kontekście ósmego przykazania Dekalogu. Wbrew dość rozpowszechnionemu przekonaniu, istotą tego przykazania nie jest zakaz kłamstwa. Jego istotą jest obrona prawdy. Papież Polak jednoznacznie wskazywał wtedy, że punktem odniesienia dla rzeczywistej wolności słowa jest prawda. To ona ją weryfikuje. Utworzenie takiego rankingu wolności słowa w mediach jest radykalnie trudniejsze niż tylko zbudowanie klasyfikacji na podstawie wolności mówienia.

 

To, co wtedy powiedział o wolności słowa Jan Paweł II nie wszystkim przypadało do gustu. Bo też przedstawił rzecz trudną. Stwierdził, że niewiele daje wolność mówienia, jeśli słowo wypowiadane nie jest wolne. „Jeśli jest spętane egocentryzmem, kłamstwem, podstępem, może nawet nienawiścią lub pogardą dla innych – dla tych na przykład, którzy różnią się narodowością, religią albo poglądami” – wyjaśniał. Dodał, że niewielki będzie pożytek z mówienia i pisania, jeśli słowo będzie używane nie po to, aby szukać prawdy, wyrażać prawdę i dzielić się nią, ale tylko po to, by zwyciężać w dyskusji i obronić swojego – być może błędnego, sprzecznego z prawdą, opartego na fałszu – stanowiska.

 

Zauważył też, że nawet słowa wyrażające prawdę, też mogą nie być wolne. Powiedział coś bardzo mocnego. Stwierdził, że słowa mogą czasem wyrażać prawdę w sposób dla niej samej poniżający. „Może się zdarzyć, że człowiek mówi jakąś prawdę po to, żeby uzasadnić swoje kłamstwo” – tłumaczył. Gdy czyta się dzisiaj, po prawie trzydziestu latach, tę wypowiedź naszego rodaka na Stolicy Piotrowej, jej aktualność szokuje. „Człowiek jest wolny, człowiek jest wolny także, ażeby mówić nieprawdę” – powiedział Jan Paweł II trzy dekady temu na ojczystej ziemi. Dziś brzmi to jak proroctwo. Ale też pozwala zupełnie inaczej spojrzeć na doroczny Indeks Wolności Prasy. Zachęca do postawienia pytania, gdzie byłoby nasze miejsce wśród 180 krajów świata, gdyby istotnie kryterium zestawienia była prawda.

 

Papież nie miał wątpliwości, że słowo człowieka musi być wolne, musi wyrażać jego wewnętrzną wolność. Przekonywał, że nie można stosować środków przemocy, aby człowiekowi narzucać jakieś tezy. „Te środki przemocy mogą być takie, jakie znamy z przeszłości, ale w dzisiejszym świecie także i środki przekazu mogą stać się środkami przemocy, jeżeli stoi za nimi jakaś inna przemoc, niekoniecznie ta przemoc fizyczna. Jakaś inna przemoc, jakaś inna potęga” – przestrzegał Jan Paweł II. Prawie trzydzieści lat temu!

 

O. Maciej Zięba OP, komentując w jednym z wywiadów wskazania Papieża Polaka dotyczące wolności słowa, powiedział, że sama wolność wypowiedzi, wolność słowa nie wystarcza. Trzeba też umieć wziąć odpowiedzialność za wypowiadane przez siebie słowa. Nie chodzi tu o poddawanie się jakiejkolwiek formie cenzury lub autocenzury, lecz o gotowość do weryfikacji swoich wypowiedzi względem prawdy. Przy takiej próbie szybko może się okazać, że wolność mówienia wszystkiego, co się chce, wcale nie jest gwarantem faktycznej wolności słowa. Ci, którym rzeczywista wolność słowa przeszkadza i doskwiera, świetnie o tym wiedzą. Pozwalają mówić, co się chce, dbają jednak o to, aby trudne, a czasami wręcz niemożliwe było ustalenie, które z wypowiadanych słów niosą prawdę, a które kłamstwo. To o wiele gorsze niż jakakolwiek cenzura. I o wiele skuteczniejsze w ukrywaniu prawdy, w niszczeniu wolności słowa.

 

Wolność publicznego wyrażenia swoich poglądów jest wielkim dobrem społecznym, ale nie zapewnia ona wolności słowa” – powiedział Jan Paweł II. Przekonujemy się o tym na własnej skórze w bardzo bolesny sposób. Niestety nie ma rankingu, który by nam to liczbowo i graficznie uświadamiał, umieszczając bliżej lub dalej od początku albo końca zestawienia. A szkoda.

 

Ks. Artur Stopka