Radosna gra z faktem – fragment książki IZABELLI ADAMCZEWSKIEJ-BARANOWSKIEJ

W 2019 roku poznański Teatr Animacji zrealizował spektakl Przygody barona Münchhausena na podstawie powieści autorstwa Gottfrieda Augusta Bürgera. Reżyser zderzył beztroskie konfabulacje tytułowego bohatera, zwanego Baronem Łgarzem (niem. Lügenbaron), z paskiem informacyjnym TVP, wskazując, jak kreacja z porządku realność–fantastyka przesuwa się współcześnie w rejony binarnej opozycji prawda–kłamstwo.

 

Ta (nieodosobniona) realizacja współczesnego polskiego teatru politycznego pokazuje bardziej złożony problem, z jakim zderzają się obecnie „münchhauseniady”. Internetyzacja życia codziennego stworzyła warunki dla zjawiska, które nazywam populistyczną weryfikacją – piąta władza krytyki obywatelskiej mówi dziś „sprawdzam”, a tropienie zmyśleń doprowadza coraz częściej do społecznych sądów nad pisarzami faktograficznymi. Wyjątkowo wyrazistym przykładem tego mechanizmu działania „czytającego ludu, który chce włożyć palec w bok pisarza” (wypowiedź Andrzeja Stasiuka, dla której kontekstem była medialna burza wokół publikacji Artura Domosławskiego Kapuściński non-fiction) są reputacyjne kłopoty Jacka Hugo-Badera.

 

„Literatura realności” weszła w nowy etap, wytyczony nie tylko przez pojęcie postprawdy, ale i konwergencję oraz zwrot performatywny, którego owocem jest rozkwit literatury immersyjnej (uczestniczącej). Nie bez wpływu na to zjawisko pozostaje kryzys dziennikarstwa korporacyjnego/ instytucjonalnego, w wyniku którego reportaż z łamów prasy przeniósł się na karty książek, objętościowo zbliżając się do powieści. Ta z kolei, w wyniku urynkowienia genologii, ulega globalnemu sformatowaniu (stąd np. popularność true crime novel, czyli powieści o prawdziwej zbrodni). Autorzy reportaży książkowych coraz swobodniej naśladują schematy gatunkowe literatury popularnej – powieści sensacyjnych, thrillerów kryminalnych i medycznych – lub są w nie wpisywani.

[…]

 

Słowo „postprawda” spopularyzowane zostało po zwycięstwie Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich USA, a także kampanii społecznej prowadzącej do Brexitu. W Słowniku oksfordzkim zdefiniowana została jako określenie „warunków, w których obiektywne fakty mają mniejszy wpływ na kształtowanie opinii publicznej niż odwołania do emocji i osobistych przekonań”. Za autora pojęcia uważa się Stevena Tesicha, który po raz pierwszy użył go już w 1992 roku w piśmie „The Nation”. „[D]ewaluację prawdy jako społecznej »waluty rezerwowej« i szerzącą się zarazę szkodliwego relatywizmu skrytego pod maską uzasadnionego sceptycyzmu” bada dziennikarz (!) Matthew d’Ancona, wyprowadzając karierę populistycznych „komiwojażerów bzdur” z poczciwego postmodernistycznego relatywizmu. W krytycznych reakcjach na akcentowanie nowości fenomenu postprawdy powraca podkreślanie wtórność pojęcia, które można wyprowadzić z pism Platona i Arystotelesa (socjotechnika wpływania na emocje). Również d’Ancona wzorców zafałszowań i demagogicznego populizmu poszukuje w piśmienniczej tradycji opozycji wobec reżimu, zaglądając np. do twórczości do George’a Orwella obserwującego w czasach Francisco Franco zanik prawdy obiektywnej. Widzi jednak różnicę, która polega na „porzuceni[u] samej idei, że historię można właściwie opisać”. „Nowej opinii publicznej” nie interesuje zagadnienie prawdy, tylko „twoje fakty” przeciwko „moim alternatywnym faktom”, a rozum ustępuje emocjom (gut feelings). D’Ancona analizuje wypowiedzi publiczne Trumpa, dowodząc przekonująco, że kampanię prezydent elekt prowadził w oparciu o apelujące do emocji opowieści, a nie mało interesujące fakty i detale. Przyłapywany przez dziennikarzy na kłamstwach, odpowiadał lekceważąco, co d’Ancona kwituje znamiennym: „Innymi słowy, kogo to obchodzi?”. Przecież „[e]mocjonalne potrzeby są ważniejsze od ścisłego trzymania się prawdy”. Do afektów skutecznie odwoływali się również autorzy kampanii wyprowadzającej Wielką Brytanię z Unii Europejskiej. W takim ujęciu fakty przestają mieć znaczenie, bo przestają być istotnym punktem odniesienia. Efektem jest kryzys zaufania do jakichkolwiek newsów i doniesień dziennikarskich. Zdaniem Ralpha Keyesa – zasłużony, bo to „[m]edia, ze swoim nienasyconym apetytem na głośnych autorów i barwne teksty, są jednym z głównych czynników triumfu postprawdy”.

[…]

 

W konsekwencji zainteresowania tematyką postprawdy w krytycznoliterackim użyciu pojawiła się etykieta gatunkowa „powieści postprawdziwe” (post-truth novels). Uchwycona w momencie kształtowania, nie ma stabilnego odniesienia. Definiowana jest różnie, bo za punkt wyjścia przyjmowany jest albo temat (triumf politycznego populizmu, narracje postbrexitowskie), albo okoliczności odbioru – powieści, dla których postprawda tworzy kontekst nadawczo-odbiorczy. Na przykład Kristian Shaw uznaje Autumn Ali Smith za pierwszą postprawdziwą powieść (bo „bohaterowie wiedzą, że fakty nie działają”). Jako postprawdziwa promowana jest powieść Simona L. Baxtera Jeremy and Corbin (2016), próba literacko-publicystycznego przedstawienia rozłamu brytyjskich laburzystów w 2015 roku (a więc pisana na gorąco), której autorem jest były członek Partii Pracy, wyrzucony z niej przez zwolenników Jeremy’ego Corbina. Ten kontekst powstania i autorska afiliacja są podkreślane w promocyjnych blurbach, a Baxter szumnie zapowiada, że Jeremy and Corbin to odpowiedź na wyzwania, przed jakimi stoją twórcy fakcji (konkretnie – political fiction) w erze postprawdy. Pisarz wykorzystuje cytaty z rzeczywistości – fragmenty przemów i debat – a Jeremy Corbin występuje w powieści w dwóch (zasygnalizowanych w tytule) osobach. Za postprawdziwą uważa się też Time of Lies Douglasa Boarda, dystopijną polityczną satyrę z akcją osadzoną w 2020 roku traktującą o brytyjskim Donaldzie Trumpie, charyzmatycznym liderze partii Britain’s Great. Powyższe przykłady pokazują, jak różnie można rozumieć quasi-gatunkową nazwę „postprawdziwa powieść”. Nie natrafiłam na żadne świadectwo użycia jej w samonasuwającym się odniesieniu do fabuł, które podążają za teoriami spiskowymi, żywią się plotką i demagogią – ale w sensie afirmatywnym, nie krytycznym.

[…]

 

W studiach nad postprawdą, które animowała medialna kariera etykiety, powróciły stare problemy związane z autoryzowaniem. Instytucjonalną akredytacją prawdy zajął się np. Steve Fuller, którego żarty z akademickiej metody peer review (zgodnie z którą kilka osób ze środowiska ocenia kilka innych osób ze środowiska) skłoniły recenzentkę do nazwania go gonzonaukowcem. Kontekst zmierzchu autorytetów naprowadza na trop wpływu konwergencji na współczesne media, a także nową plemienność, czyli tworzenie wspólnot afektualnych, które wzmacnia specyfika komunikacyjnej przestrzeni internetu. Jak pisze d’Ancona, „[m]edia społecznościowe i wyszukiwarki ze swymi algorytmami i hashtagami kierują nas do treści, które nam się spodobają, i do ludzi, którzy się z nami zgodzą”. Wpływ na powstanie nowego środowiska medialnego, ułatwiającego cyrkulację postprawdziwych informacji, ma też zanik gatekeepingu (tłumaczonego w Polsce jako „teoria odźwiernego”; chodzi o obecność instancji filtrującej – dokonującej selekcji i hierarchizacji – treści. Nie ma przecież Redaktora Internetu) i zacieranie przez facebookowe sąsiedztwo różnic pomiędzy tytułami prasowymi, które stają się po prostu dostarczycielem kontentu (czyli zawartości).

[…]

 

Eksploatowanie pogranicza literacko-dziennikarskiego może pokazać, jak odbiorcza bańka oddziałuje na zawarcie (lub nie) paktu referencjalnego, mogąc wpłynąć na zawieszanie asertoryczności w reportażu i gotowości do poszukiwania referentów powieściowych elementów fabuły lub świata przedstawionego w świecie realnym, czyli, parafrazując tytuł książki Anny Martuszewskiej, podjęcie radosnej gry z faktem. Przed przymierzeniem kategorii postprawdy do polskiej literatury trzeba jednak odpowiedzieć na pytanie, czy wypreparowana z realiów amerykańskich i brytyjskich sytuacja dotyczy Polski. Już emocjonalność aktorów debat na ten temat pokazuje, że afektywizacja prawdy nie ominęła naszego kraju. Polemizując z Dariuszem Rosiakiem, który odpowiada na to pytanie przecząco, Łukasz Pawłowski podaje w „Kulturze Liberalnej” przykład Jarosława Kaczyńskiego i jego narracji smoleńskich. Pisze:

 

„Na przestrzeni ostatnich sześciu lat mówiono nam, że przyczyną „zamachu” były m.in. zablokowane drążki sterownicze, sztuczna mgła, bomby zamontowane na pokładzie oraz złe dane nawigacyjne podane przez rosyjskich kontrolerów. Nigdy, gdy w obiegu pojawiała się nowa „teoria”, nie usłyszeliśmy przyznania, że poprzednia była błędna. Po prostu opowiadano nam nową historię”.

 

Przegląd medialnych doniesień potwierdza tezę Pawłowskiego. Co więcej, obywatelski serwis OKO.Press (założony przez wiarygodnego – ale nie dla wszystkich – redaktora Piotra Pacewicza, człowieka o wieloletniej praktyce dziennikarskiej, związanego wcześniej z „Gazetą Wyborczą”) przeanalizował raport z prac komisji Zespołu Parlamentarnego do spraw Zbadania Przyczyn Katastrofy TU-154M, a także publikacje na łamach „Naszego Dziennika”, „Gazety Polskiej” i portalu wPolityce.pl. Dysponując takim materiałem, Pacewicz i Zuzanna Piechowicz opisali (powstrzymując się od komentarza) 24 teorie spiskowe – od „spisku Tuska i Putina na Sopockim molo” po „teorię tajemnicy ciał”. Predylekcję do wyjaśniania tragedii w stylu paranoicznym i w duchu konspiracjonizmu ukazuje też fenomen poezji smoleńskiej, pospolite ruszenie wieszczów, w których obok „poetów obywatelskich” upozycjonowali się (lub zostali upozycjonowani) również uznani autorzy, Wojciech Wencel (nazywany złośliwie bardem prawicy) i Jarosław Marek Rymkiewicz (jego wiersz Do Jarosława Kaczyńskiego analizuje w kontekście stawiania ocen i afektów ponad interpretację i fakty wymagające „pomiarów, dowodów i potwierdzenia” Michał Paweł MarkowskiWojnach nowoczesnych plemion). Wiele mówi o nim fraza wyeksponowana w tytule omawiającego fenomen „Newsweeka”: „krzyczały ciała w garniturach”. Ponieważ literatura jest – jak to ujęła Anna Burzyńska – sztuką uwodzenia, na styku literackiego świata i publicystycznej postprawdy musiała się narodzić nowa forma komunikacji z czytelnikiem.

[…]

 

Proponuję w ramach eksperymentu przyjrzeć się powieściom Witolda Gadowskiego, żeby sprawdzić, jak kategoria postprawdy i mitotwórczy potencjał teorii spiskowej wpływa na zawarcie paktu faktograficznego/referencjalnego. Niezależny (jak lubi o sobie mówić) prawicowy publicysta („Fronda”, „W Sieci” i „Gazeta Polska”), bardzo aktywny na Facebooku i Twitterze, jako dziennikarz polityczny zajmował się on takimi tematami jak handel organami i bronią czy terroryzmem, a przede wszystkim tropił afery polityczne. W trakcie pracy w TVN został laureatem Grand Press w kategorii dziennikarstwo śledcze za Mafię paliwową 1 i 2, był też związany z TVP i 1 PR Polskiego Radia. W umieszczonym na własnej stronie internetowej autobiogramie pisze: „Uważam się za dziennikarza, reportera opisującego rzeczywistość taką jaka ona jest. Bywam pisarzem”.

 

„Rzeczywistość taka, jaką ona jest” brzmi jak fraza Mariusza Maxa Kolonko, podawanego zresztą jako przykład wpływowego youtubera szafującego szalonymi teoriami. Dla Gadowskiego internet również jest skarbnicą faktów, ale pisarz wybiera jednak medium tradycyjne – powieść. Oparcie na schemacie popularnym (powieść szpiegowska) i podkreślona w biogramie przygodność bycia pisarzem (a prymarność – dziennikarzem) wymagają komentarza. Dwie powieści Gadowskiego, które chcę podać jako przykład zmiennych okoliczności zawierania paktu faktograficznego, mają źródła w dziennikarskiej działalności autora – i śledczej, i publicystycznej. W Wieży komunistów Gadowski opisuje śledztwo dotyczące Funduszu Budowy Gospodarki, w którym dopatrzyć się można aluzji do afery wokół Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego (FOZZ). Szlag trafił! dotyczy katastrofy smoleńskiej, o której Gadowski nader chętnie wypowiada się jako publicysta. Powieściowy protagonista, dzielny reporter śledczy Andrzej Brenner, to alter ego autora; jak on – niezależny, pisywał reportaże z Douglasem Farahem, „jednym z najlepszych dziennikarzy śledczych na świecie” (to postać rzeczywista). Na marginesie warto zauważyć, że przed wydaniem powieści w formie książkowej Gadowski publikował jej fragmenty na blogu, co kojarzy się z odcinkową (felietonową) prezentacją na łamach prasy.

 

Gadowski jest przykładem autora zawierającego specyficzną, bo inkluzywną, umowę z czytelnikiem. Wieżę komunistów rozpoczyna następującym paratekstem:

 

Właśnie przeczytaliście powieść uciekiniera – uciekiniera z krainy dziennikarstwa śledczego, który tak długo śledził spiskową praktykę dziejów, że być może uwierzył nawet w teorię. Autorowi powieści sensacyjnych wolno jednak o wiele więcej niż reporterowi.

 

Na stronie prawicowego portalu internetowego Salon24.pl autor precyzuje warunki nadawczo-odbiorczej umowy: „Ta powieść, obok swojej sensacyjnej osnowy, ma być manifestem wolnego człowieka, który otwarcie gra na nosie możnym III RP”. Natomiast dziennikarzowi „Wprost” na pytanie o to, czy opisywane w książce wydarzenia mogły mieć miejsce w dzisiejszych realiach, odpowiedział:

 

Przez wiele lat byłem reporterem – zbierałem historie, słuchałem ludzi. To jest wielka spiżarnia takich historii, o których nigdy nie mogłem opowiedzieć jako reporter z różnych względów – brakowało mi dowodów, nie miałem dokumentów albo wiedziałem jaka będzie reakcja organów ścigania. Ta książka jest więc zagraniem na nosie tym, którzy ścigają dziennikarzy. Podsumowując – opowiadam w niej bardzo prawdziwą historię. […] Gdybym zastosował klucz reporterski i opisał zdarzenia zamiast tworzyć literaturę to prawdopodobnie nie wyszedłbym z sądów a potem z więzień.

 

W ten sposób Gadowski ze słabości (brak dokumentacji) robi atut, sugerując czytelnikom, że w sprytny sposób ominął (rzekome) próby cenzurowania.

[…]

 

Formalnie Wieża komunistów jest powieścią, ale internetowa przestrzeń kultury literackiej z jej recenzenckim repozytorium dostarcza licznych dowodów zawierania z Gadowskim paktu referencjalnego – mimo przyjęcia formy powieściowej. Służy temu np. potencjał powieści z kluczem. Niektóre postaci zaszyfrowano (w Józefie Uchlanzu, naczelnym tygodnika „Śmieć”, można się dopatrzyć karykatury Jerzego Urbana i jego „Nie”, minister finansów Szmalewicz kojarzy się z Leszkiem Balcerowiczem itd.; warto zwrócić uwagę na nazwiska mówiące, odkrywające intencje autora). Ponieważ metoda ta nie jest konsekwentna (nie został pseudonimowany np. Czesław Kiszczak), można uznać to za element gry z czytelnikiem, w dążeniu do rozwiązania łamigłówki zaś miałaby się manifestować funkcja ludyczna tekstu – i aktywizująca odbiorcę, bo rzeczywiście, dekodowanie tekstu dostarcza czytelnikom Gadowskiego dużej przyjemności, czego dowodem jest „śledcza” recepcja jednego z użytkowników Salonu24.pl, który wypunktował wszystkie pozatekstowe odpowiedniki stworzonych przez Gadowskiego postaci literackich.

[…]

 

Modelowych przykładów sytuacji tego rodzaju odbioru można podać więcej. Po opublikowaniu przez Tomasza Piątka, pisarza i dziennikarza, książki Macierewicz i jego tajemnice (2017) do kontrofensywy przystąpiły prawicowe media i np. w „Sieci” dr Piotr Gontarczyk (znamienne posłużenie się autoryzującym stopniem naukowym) uznał oskarżenie szefa MON „o rzekome powiązania z Rosją” za „prowokacj[ę] na rzecz Kremla”. Z łatwością możemy sobie wyobrazić, że biografie śledcze Tadeusza Rydzyka (Imperator) i Henryka Jankowskiego (Uzurpator) napisane przez reportażystów „Gazety Wyborczej” odbierane są przez niejedno czytelnicze plemię jako złośliwe, tendencyjne kłamstwa „polskojęzycznych mediów” wymierzone w Kościół. „Prawda” zastąpiona została przez rozumianą plemiennie wiarygodność (dla jednej grupy autorytetem będzie Gadowski, dla drugiej – Głuchowski, Jacek Hołub i Bożena Aksamit). […] Reasumując: komunikacja literacka również ulega zjawisku nowej plemienności, co przekłada się na powstawanie nieprofesjonalnych afektualnych wspólnot interpretacyjnych, w niczym nieprzypominających zdefiniowanej przez Stanleya Fisha nobliwej wspólnoty profesjonalistów – przedstawicieli Instytucji Literatury.

 

Fragment książki Łże-reportaże i prawdziwe fikcje. Powieść dziennikarska i reportaż w czasie postprawdy i zwrotu perfromatywnego, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2020.

 

W przytoczonych fragmentach zrezygnowano z przypisów i adresów bibliograficznych.