Reportaż tkwi we mnie – rozmowa z SEBASTIANEM REŃCĄ, dziennikarzem i pisarzem

Kiedy już zacznę pisać, nie mam trudności z tworzeniem. Szczególnie kiedy otrzymuję wewnętrzny impuls, który każe mi tworzyć – mówi Sebastian Reńca, dziennikarz i pisarz, autor powieść o masakrze w kopalni Wujek, w rozmowie z Tomaszem Plaskotą.

 

Głównym bohaterem pańskiej najnowszej powieści zatytułowanej „Świadek” jest znany z „Niewidzialnych” dziennikarz Wiktor Katon. Próbuje wyjaśnić tajemnicze zaginięcie przyjaciela i dziennikarza Juliusza Jędryki, który w latach 90. badał sprawę masakry górników w kopalni „Wujek”. 16 grudnia 1981 r. po ataku ZOMO i Ludowego Wojska Polskiego zginęło 9 górników, a 23 zostało rannych. Na jakie pytania chciał pan odpowiedzieć w „Świadku”?

 

Bardziej niż odpowiadać na pytania, chciałem opowiedzieć o tym, co wydarzyło się w kopalni „Wujek”. Mamy film fabularny, filmy dokumentalne, wiersze, liczne reportaże, również książkowe, nawet komiks, ale nie mamy powieści dotyczącej najtragiczniejszego epizodu stanu wojennego. Nie wiem dlaczego pisarze nie chcieli do tej pory opowiedzieć o tamtej tragedii. Pomyślałem, że skoro już pracuję w Śląskim Centrum Wolności i Solidarności pod krzyżem, który góruje nad kopalnią „Wujek”, to napiszę powieść o pacyfikacji z 16 grudnia 1981 r. Mam nadzieję, że czytelnik po lekturze mojej powieści sięgnie po kolejne książki o komunistycznej zbrodni w „Wujku” czy dokumenty filmowe.

 

W pańskiej powieści są fragmenty o wojnie na wschodzie Ukrainy. Celowy zabieg?

 

Zrobiłem to celowo, ponieważ 16 grudnia 1981 r. pod kopalnią „Wujek” toczyła się wojna. Zadaję sobie również pytanie, może trywialne, dlaczego w czasie wojny ludzie potrafią być źli. Odpowiedź podobnie jak pytanie też jest banalna, bo w czasie wojny ludzie nie odpowiadają za swoje czyny. Bez względu na czas i miejsce, takie rzeczy się dzieją i wydarzyły się  również w komunistycznej Polsce. ZOMOwcy, którzy w kopalni „Wujek” zabili górników i nie stanęli w 1982 r. przed sądem wojskowym, mieli pewność, że nie zostaną pociągnięci do odpowiedzialności, dlatego w grudniu 1981 r. otworzyli ogień do górników.

 

Pisał pan „Świadka” jako pisarz czy dziennikarz? Nie przez przypadek o to pytam, w książce są duże i interesujące fragmenty reportażowe.

 

Reportaż tkwi we mnie i dlatego pojawia się na kartach powieści. Próbuję opisać to, co widzę przede wszystkim jako reportażysta. Przygodę z pisaniem zacząłem 20 lat temu jako reporter w „Dzienniku Zachodnim”. „Świadek” dzieje się tu i teraz. Opisuję w nim m.in. Katowice, bo je znam, a  niektóre dialogi i sytuacje są autentyczne

 

Z czym miał pan największe trudności podczas pisania najnowszej powieści?

 

Kiedy już zacznę pisać, nie mam trudności z tworzeniem. Szczególnie kiedy otrzymuję wewnętrzny impuls, który każe mi tworzyć. A tak właśnie było ze „Świadkiem”. Znając mojego bohatera dziennikarza Wiktora Katona z powieści „Niewidzialni” miałem łatwość i szybkość w tworzeniu jego dalszych losów. Szybko napisałem pierwszą wersję powieści i dałem znajomym do oceny. Wskazali mi pewne nieścisłości i błędy merytoryczne, które szybko poprawiłem w powieści.

 

Kto panu posłużył do stworzenia postaci zaginionego dziennikarza Juliusza Jędryki?

 

Do stworzenia tej postaci wykorzystałem tajemnicze zaginięcie dziennikarza Jarosława Ziętary we wrześniu 1992 r. Aby czytelnikom nakreślić cały kontekst wydarzeń, musimy się cofnąć do wydarzeń po 1989 r. Byli funkcjonariusze SB, po transformacji ustrojowej, w większości mieli się dobrze i mają. Żaden z nich nie odpowiedział za pobicia, także te ze skutkiem śmiertelnym czy za dziwne „samobójstwa”. Ci ludzie żyją wśród nas, chodzą po tych samych ulicach, dlatego nazywam ich „niewidzialnymi”. W mojej powieści jeden z nich stał za tym, co stało się z Julkiem Jędryką.

 

Cytuje pan w swojej powieści reportaż o kopalni Wujek, który ukazał się w 1982 r. w „Expresie Reporterów”. Dlaczego cenzura pozwoliła na publikację takiego tekstu?

 

Nie wiem, jak to się stało. Może cenzura chciała pokazać, że górnicy byli źli, ponieważ walczyli w obronie swojego zakładu pracy? Komendant wojewódzki Milicji Obywatelskiej w Katowicach pułkownik Jerzy Gruba tak się zdenerwował po tym, jak reportaż trafił do sprzedaży, że kazał wycofać cały nakład. Nie dało się tego zrobić, więc któryś z oficerów MO zaproponował, żeby MSW wykupiło wszystkie egzemplarze. „Expres Reporterów” błyskawicznie znikał z kiosków na Śląsku, pojawił się również w formie samizdatu.

 

To znaczy?

 

Reportaż Tadeusza Kucharskiego „Tragedia w kopalni »Wujek«” był przepisywany na maszynie do pisania i krążył w odbitkach po Śląsku.

 

Jak pan ocenia wartość dokumentacyjną tego reportażu?

 

Reportaż w ciekawy sposób opisuje strajk w kopalni „Wujek” i jego pacyfikację. Autor przysłuchiwał się procesowi górników na sali sądowej. Pomógł nawet rodzinie Aliny Muchy, zatrzymanej do procesu, skontaktować się z nią. Rodzina nie wiedziała, co się z nią dzieje. Autor reportażu siedział na sali sądowej obok Jacka Cieszewskiego dziennikarza, który w podziemiu wydał książkę o strajku w kopalni „Wujek” pod tytułem „Użyto broni”. Udało mu się nawet przekonać prokuratorów, żeby mógł zerknąć do dokumentów procesowych.

 

Wzoruje się pan na którymś ze znanych autorów reportaży?

 

Może nie wzoruję, ale Krzysztofa Kąkolewskiego uważam za jednego  z najlepszych polskich reportażystów, który miał swój unikalny styl. Miałem okazję go poznać. Odwiedziłem go w jego mieszkaniu obok Stadionu Narodowego w Warszawie. Bardzo długo rozmawialiśmy. W latach 70. wpadł na wyjątkowy pomysł, aby pojechać do Niemiec i rozmawiać ze zbrodniarzami z czasów II wojny światowej. Odsądzano  go od czci i wiary za to, że podał zbrodniarzom rękę i rozmawiał z nimi, jednak do dziś bardzo dobrze czyta się ten świetny reportaż. Inne jego reportaże, także te późniejsze, również są bardzo dobre.

 

A co pan sądzi o jego powieściach? Reportaże Kąkolewskiego bardzo cenię, ale jego powieści nie robią na mnie dobrego wrażenia.

 

Kąkolewski też mnie zapytał o to samo, co pan. Obruszył się, gdy  powiedziałem mu, że jego reportaże są o wiele lepsze niż powieści. Całkiem inaczej było z Józefem Mackiewiczem, który przed wojną był reportażystą w wileńskim „Słowie”, a na emigracji stał się wielkim pisarzem, który przecież w swoich powieściach wielokrotnie zamieszczał prawdziwe wydarzenia, których był świadkiem.

 


 

Sebastian Reńca

Rocznik 1976. Dziennikarz, publicysta, pisarz, historyk. Przez kilka lat pracował jako reporter w „Dzienniku Zachodnim”. Jako prozaik debiutował w 2009 r. powieścią „Ślady”. Napisał również dwa zbiory opowiadań pt. „Wiktoria” o działaczach opozycji antykomunistycznej z lat 80. XX wieku oraz „Spowiedź Parfena. Opowiadania katyńskie”. Powieści „Z cienia” i „Niewidzialni” były nominowane do Nagrody Literackiej im. Józefa Mackiewicza. W 2017 r. wydał powieść „Miasto umarłych”, a w 2021 r. zbiór reportaży i publicystyki „Jad i żądła”. Niedawno ukazała się jego najnowsza powieść o masakrze w kopalni Wujek pt. „Świadek”. Pisze też słuchowiska radiowe.