W całym kraju trwa ogólnonarodowa debata na temat pedofilii w Kościele. Dużą część minionego weekendu słuchałem dziennikarskich analiz, komentarzy i puent. Często trafiających w punkt. Dziennikarze nie tylko ochoczo sami komentują, ale i zapraszają gości, którzy oburzają się w temacie najgorszego z przestępstw. I słusznie. Film Tomasza Sekielskiego „Tylko nie mów nikomu” – choć osobiście zauważam w nim kilka warsztatowych niedociągnięć – jest ważny. Ba, wierzę, że także przełomowy. Bo obnażający patologie i dający głos ofiarom. Poza tym miliony wyświetleń filmu dokumentalnego – na moment kiedy piszę te słowa, jest ich prawie 7 mln, a przecież licznik rośnie z każdą godziną w tempie niewyobrażalnym – są wystarczającym dowodem na to, że obraz Sekielskiego jest jednym z najważniejszych wydarzeń dziennikarskich i w ogóle medialnych ostatnich lat.
Doceniając ten fakt i wielkie zaangażowanie twórców w powstanie tego filmu, jednocześnie denerwuje mnie wielkie oburzenie tych wszystkich dziennikarzy, którzy dziś gremialnie zadają pytania o to: jak to się mogło wydarzyć w Kościele? I gdzie byli wszyscy kościelni hierarchowie, którzy nie reagowali na niepokojące sygnały, a nawet tuszowali sprawy tak gorszące, że dziś trudno o jakiekolwiek usprawiedliwienie?
Dziś chętnych do zadawania pytań Kościołowi jest wielu. Szukanie winnych wydaje się proste. Łatwo bowiem stawiać zarzut, mając takiego gotowca jak film Sekielskiego.
Zastanawiam się jednak gdzie były te dziennikarskie autorytety z lewa i prawa, kiedy Tomasz Sekielski postawił na szali niemal wszystko, by taki dokument stworzyć? Gdzie były setki tysięcy złotych, a może i miliony, które mają do dyspozycji producenci i wydawcy z dużych i bogatych redakcji? Kto miał odwagę, by oddelegować swoich dziennikarzy do pracy nad wymagającym i czasochłonnym materiałem, który przywracałby wiarę w dziennikarstwo?
Sekielski i jego w gruncie rzeczy niewielka firma wraz z grupą darczyńców stworzyli coś, co powinni robić dziennikarze mający za sobą wsparcie wielkich redakcji, za którymi stoją renomowany tytuł, wielkie pieniądze i tabuny prawników.
Dlatego filmem „Tylko nie mów nikomu” Sekielski obnaża nie tylko grzechy Kościoła. Ale i mediów, które zaślepione własną wielkością i być może własnymi grzechami – nie mają odwagi do podejmowania odważnych tematów dziennikarskich. Nie są w stanie zaryzykować pieniędzy i autorytetu, by pracować nad ważną społecznie sprawą. Obcinają budżety i rezygnują z finansowania przedsięwzięć ryzykownych, niepewnych, o nieznanym finale. I skutkiem tego jest hibernacja – bo wciąż wierzę, że nie śmierć – dziennikarstwa śledczego.
Tomasz Sekielski udowadnia tym filmem, że można – niezależnie od miejsca pracy – robić dobrą reporterską robotę. Że warto być odważnym i niezależnym.
I dlatego myślę, że „Tylko nie mów nikomu” jest nie tylko wyrzutem sumienia polskiego Kościoła. On jest, a na pewno powinien być także wyrzutem sumienia dla dziennikarstwa w Polsce.
Tomasz Nieśpiał