STEFAN TRUSZCZYŃSKI: Redaktorzy wojenni nie czekajmy bezczynnie

Przygotowania do pikniku NATO, Łódź 9 lipca 2016 r. Fot.: HB

Potrzebna jest grupa żołnierska. Żołniersko-reporterska. Niekoniecznie muszą to być wyłącznie grzeczni chłopcy. Bo zadanie może okazać się bardzo trudne, a nawet niebezpieczne.

Są w ojczyźnie rachunki krzywd (w tym domniemanych), obca dłoń ich nie przekreśli… – już raz poeta tak napisał. Jak będzie nie wiemy. Ale przygotować się trzeba. Nawet na najgorsze! Na wojnę! I dlatego faceci, mężczyźni, reporterzy-redaktorzy też muszą się zmobilizować. Sami muszą się najpierw zmobilizować. Przede wszystkim w sobie, w swojej własnej głowie. Może potem nawet poprzez coś takiego jak SDP – to już będzie nie tylko Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, ale coś znacznie większego.

Potrzebna jest grupa żołnierska. Żołniersko-reporterska. Władza – Ministerstwo Obrony Narodowej – o czymś takim chyba myśli. Mam nadzieję. Ale i my własną listę dziennikarską powinniśmy zrobić. Tych, którzy będą chcieli i będą potrafili. Niekoniecznie muszą to być wyłącznie grzeczni chłopcy. Bo zadanie może okazać się bardzo trudne, a nawet niebezpieczne. Po prostu nie każdy choćby nawet i chciał, do tej pracy się nadaje.

To nie żadna dodatkowa grupa ochotnicza. To lista dla władzy mającej obywatelski mandat do rządzenia. To podpowiedź, to gotowość. Powinni być to patrioci, którzy nie będą na sucho bredzić tylko o wspólnej Europie. Oczywiście o współpracy w ramach Unii Europejskiej i NATO będziemy mówić tak, jak dotychczas i tylko tak. Ale mamy obowiązek myśleć przede wszystkim o własnym kraju.

Ktoś może powiedzieć – to brednie. Niepotrzebna inicjatywa. Niekoniecznie.

Terytorialsi to była i jest niezwykle ważna sprawa. Rozwija się, ale niestety ślamazarnie. I nie wszystko można usprawiedliwić działaniem V kolumny – ludzi ogłupiałych mirażem wspólnej Europy, ludzi oddanych bardziej tym zza Odry niż znad Wisły.

Terytorialsi to oczywiście część armii. Podlegli centralnie. Nie mniej z natury rzeczy będzie to armia indywidualistów wyposażonych w bardzo różną broń, broń groźną. Będą rozczłonkowani.

Dziennikarze-reporterzy wojenni też będą  r o z c z ł o n k o w a n i. Będą służyć i działać wszędzie, Nie będą grzać stołków w redakcjach. Muszą potrafić wytrzymać trudy pracy w terenie, podejmować decyzje samodzielnie. To wszystko to oczywiście ostateczność. Wojna. Ona może się jednak zdarzyć. Oby to nie nastąpiło. Ale przyjść ze Wschodu może. Przecież tak już było. Reporterzy-redaktorzy wojenni – zgłoście gotowość!