TADEUSZ PŁUŻAŃSKI: „Manikiurzysta” patriotów z WiN

Jerzy Kędziora. Fot. IPN

10 września 1947 r. w Krakowie zakończył się proces działaczy Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość oraz Polskiego Stronnictwa Ludowego. Władze komunistyczne skazały osiem osób na karę śmierci, wśród nich prezesa II Zarządu Głównego WiN płk. Franciszka Niepokólczyckiego. W śledztwie przesłuchiwał go funkcjonariusz UB Jerzy Kędziora, który żyje do dziś na warszawskim Bródnie.

Płk Niepokólczycki przeżył, bo komuniści zmienili mu karę śmierci na dożywotnie więzienie – na wolność wyszedł w grudniu 1956 r. Jerzy Kędziora katował też innych WiN-owców z tej samej sprawy, np. Edwarda Bzymka-Strzałkowkiego, oficera wywiadu i kontrwywiadu Okręgu Kraków Związku Walki Zbrojnej-Armii Krajowej, po 1945 r. szefa Brygad Wywiadowczych DSZ–WiN (opracowywał i przekazywał Rządowi RP na Uchodźstwie miesięczne sprawozdania o sytuacji w kraju). Bzymek także odzyskał wolność na fali „odwilży”.

Kolejną ofiarę Kędziory, Władysława Jedlińskiego, oficera wywiadu AK, a po wojnie kierownika sieci informacyjnej IV Zarządu Głównego WiN–u, Wojskowy Sąd Garnizonowy w Warszawie 15 lipca 1955 r. skazał na dożywocie. Z więzienia mokotowskiego został warunkowo zwolniony w grudniu 1957 r.

Kędziora urodził się w 1925 r. w Ostrowcu Świętokrzyskim. Po wrześniu 1939 r. przebywał we Lwowie, gdzie skończył trzy klasy gimnazjum, miał obywatelstwo sowieckie. Od czerwca 1943 r. służył w Gwardii Ludowej (ps. „Stefan”), a od stycznia 1945 r. w Armii Ludowej (ps. „Francuz”).

Współpracownikiem Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego został w lutym 1945 r., a pracownikiem w maju tego roku. Do grudnia 1947 r. „brał udział w walce z bandami i reakcyjnym podziemiem”. Oprócz tego ukończył dwuletnią Szkołę Komitetu ds. Bezpieczeństwa Publicznego. W MBP doszedł do funkcji kierownika sekcji śledczej.

Kędziora był głównym śledczym w sprawie mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory”, dowódcy legendarnego oddziału partyzanckiego z Lubelszczyzny. Prowadził ją razem z Eugeniuszem Chimczakiem. Tak znęcali się nad Dekutowskim, że w wieku 30 lat wyglądał jak starzec, miał połamane kości i wybite zęby. „Zaporę” zamordowano 7 marca 1949 r.

Jerzy Kędziora należał również do Grupy Specjalnej MBP – tajnej komórki powołanej latem 1948 r., przekształconej następnie w X Departament, który zajmował się sprawami szczególnymi – „oczyszczaniem” szeregów Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej z agentów i prowokatorów. Grupa działała w tajnym więzieniu (kryptonim „Spacer”) w Miedzeszynie pod Warszawą.

W 1955 r., na fali „odwilży”, oskarżono Kędziorę, że podczas przesłuchań ciężko pobił Wacława Dobrzyńskiego (w czasie niemieckiej okupacji oficera Sztabu Głównego AL, przed aresztowaniem naczelnika wydziału w IV Departamencie MBP), w wyniku czego Dobrzyński zmarł. 13 lipca 1955 r. Kędziora został zwolniony z MBP. Następnie wyrokiem z 2 stycznia 1956 r. Sąd Wojewódzki dla m.st. Warszawy skazał go na trzy lata więzienia. W areszcie spędził jednak kilka miesięcy.

W latach 50. Kędziora zeznawał także jako świadek w sprawie odpowiedzialności swoich przełożonych (Różańskiego-Goldberga i Romkowskiego-Kikiela), nadzorującego willę „Spacer”: „Podczas przesłuchań używano takich metod jak: klęczenie na stołku, karcer czy wkładanie ołówka między palce. Pierwszy wypadek z ołówkiem zastosował Światło. (…) W 1949 roku były rozkazy karne na temat bicia, ale równocześnie Romkowski i Różański sami bili więźniów. (…) W początkowym okresie nie było gum, a któryś z oficerów śledczych, nie pamiętam nazwiska, bił podejrzanego kijem. Ponieważ bicie kijem było niewygodne, wartownicy znaleźli kawałek kabla grubości wiecznego pióra, ogumionego, z cienkim drutem wewnątrz. Tą gumą posługiwało się kilku oficerów, a później każdy zaopatrzył się w kawałek kabla. Te gumy nazywano »małymi konstytucjami« (faszystowskimi) w odróżnieniu od »dużej konstytucji«, którą zrobił oficer śledczy Laszkiewicz przy pomocy wartowników. Była ona zrobiona z kilku drutów izolowanych”.

Jerzy Kędziora w III RP znów stanął przed sądem. Proces został jednak zawieszony, gdyż – jak uzasadniano – wszystkie ofiary funkcjonariusza UB zmarły. Przeciwko temu zaprotestował Wacław Sikorski, AK-owiec, który po wojnie był przesłuchiwany przez Kędziorę, dzięki czemu sprawa była kontynuowana.

Sikorski wspominał: „Mój śledczy, którego nazwiska nie znam, przesłuchiwał mnie 2–3 razy w tygodniu. Mówił mi: „Podpisz pismo, bo przyjdzie tu kpt. Kędziora, któremu nikt nigdy nie odmówił podpisu. Odbije ci nerki i zdechniesz w więzieniu. Gdy kolejny raz nie chciałem podpisywać, śledczy zwrócił się do strażnika: „Poproście kpt. Kędziorę”. Do pokoju wszedł człowiek w mundurze, w oficerkach. Miał w ręku jakiś drąg (potem przynosił coś gumowego). Podszedł do mnie bliżej i spytał: „Podpiszesz?” Ja na to, że nie. Wtedy zaczął mnie kopać w lewy pośladek. „Podpiszesz?” Nie. Otwartą ręką huknął mnie w lewe ucho. O tu” – Sikorski pokazywał aparat słuchowy. – „To jest po panu Kędziorze. Innym razem tak rąbnął mnie w tył głowy, że upadłem nosem na ścianę. Do dziś mam uszkodzoną przegrodę nosa”.

Wacław Sikorski mówił dalej: „Straszono mnie, że jeśli nie podpiszę dokumentu kończącego śledztwo, znów będę miał do czynienia z Kędziorą”. Innym razem usłyszał: „Ty jesteś ch…, a nie oficer. Wyrok to ja tutaj piszę, a w sądzie ci tylko odczytają. Dostaniesz KS [karę śmierci]”.

Rozpatrujący sprawę Kędziory Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa uznał, że sprawa wymaga wiedzy historycznej i nie jest kompetentny, aby ją właściwie ocenić! Z kolei poproszony o przejęcie sprawy Sąd Okręgowy odmówił, twierdząc, że oskarżony nie jest osobą znaną i nie budzi zainteresowania opinii publicznej!!!

Ostatecznie sąd III RP skazał Jerzego Kędziorę, w styczniu 2012 r. – za znęcanie się w stalinowskim śledztwie nad AK-owcami – na cztery lata więzienia bez zawieszenia. Sąd wyższej instancji obniżył „ze względów humanitarnych” wyrok do trzech lat. Natomiast Sąd Najwyższy najpierw wstrzymał wykonanie kary, ale ostatecznie odrzucił kasację Kędziory – ubek i jego obrońca od początku domagali się umorzenia sprawy ze względu na przedawnienie. 

Brutalny śledczy trafił do aresztu na Białołęce, ale przedwcześnie – tłumacząc się słabym zdrowiem – wyszedł na wolność. Mieszka do dziś na warszawskim Bródnie.