W tych dniach Polska obchodzi 76. rocznicę Powstania Warszawskiego. Ale nie wszystkim walka narodu o wolność się podoba. Tak jak kiedyś, tak i dziś propaganda i media kłamią na ten temat.
Publicysta Jacek Żakowski w TOK FM mówił: „A może byśmy zaczęli mówić o hańbie politykierów, a nie chwale bohaterów. Bo nieodpowiedzialni dowódcy skazali dziesiątki tysięcy ludzi na śmierć, a setki tysięcy na straszliwy los. Powstanie w najmniejszym stopniu miało coś wspólnego z walką”. Żakowski dodał, że „politykierzy”, którzy skazali wtedy miasto i ludność na katastrofę „wracają”: „Dzisiaj jest tego nie mniej, a może nawet więcej, niż wyprodukowała Sanacja”. To nieskrywana sugestia, że obecne rządy doprowadzą do kolejnej katastrofy.
Tezy Żakowskiego odnajdujemy w retoryce (post)komunistów: „Rozkaz, który mimo dramatycznych ostrzeżeń, że Powstanie najpewniej zakończy się zagładą ludności i miasta, został wydany. Pozytywne propagandowe efekty Powstania oraz zadane Niemcom straty nijak się mają do rozmiarów tragedii” – to wypowiedź sprzed lat senatora SLD Zdzisława Jarmużka, przedrukowana skwapliwie przez „Głos Kombatanta Armii Ludowej”. Pisemko to ówczesny szef Urzędu ds. Kombatantów Jacek Taylor oskarżył o fałszowanie najnowszej historii Polski i wyszydzanie narodu polskiego. Pisemko, skupiające „ludowych” partyzantów, ubeków i innych „utrwalaczy”, do dziś głosi takie kłamstwa. A SLD nadal powiela oszczerstwa, jakie wobec Powstania rzucali w PRL partyjni działacze i usłużni władzy historycy.
Ale właściwie dlaczego postkomuniści mieli zmienić zdanie? Gorzej, że na Powstanie plują też ci, którzy kiedyś byli w szeroko pojętej opozycji demokratycznej. Pamiętają Państwo programowy tekst „Polacy – Żydzi: Czarne karty powstania” w „Gazecie Wyborczej” z 1994 r.? Na 50. rocznicę godziny „W” Michał Cichy wysmażył paszkwil o tym, że jednym z celów powstańców było mordowanie Żydów. To miała być „pełna prawda” o Powstaniu Warszawskim. Zamiast prawdy były kłamstwa i manipulacje. Cichy hasłu: „AK – zapluty karzeł reakcji” nadał nowy sens. Nie tylko rozpoczął nową kampanię przeciwko Armii Krajowej i Powstaniu Warszawskiemu, która odbiła się szerokim echem na świecie, ale wniósł wielki wkład do trwającej od dawna, międzynarodowej akcji przedstawiającej Polaków jako antysemitów i morderców. Ta akcja trwa do dziś.
„Demokratyczna opinia Warszawy zadawała sobie pytanie, z czym Mikołajczyk jedzie do Moskwy. Każdy przypuszczał, że ta wizyta może mieć doniosłe następstwa, ale nikt nie przypuszczał, że będą aż tak tragiczne, jak zniszczenie Warszawy podczas Powstania (…) Nikt nie przeczuwał, jaka koszmarna koncepcja wylęgła się w mózgach sanacyjnych inspiratorów Powstania, że wyrok śmierci na Warszawę został już podpisany przez Bora-Komorowskiego i Sosnkowskiego”. To już nie Jacek Żakowski w 2020 r. w tok.fm, ale tow. Zenon Kliszko (od 1931 r. członek Komunistycznej Partii Polski, potem PPR i PZPR) w 1962 r. w „Nowej Kulturze”.
Kazimierz Kąkol (komunistyczny prawnik, ekonomista, dziennikarz, od 1957 r. członek PZPR, w latach 70. kierownik Urzędu ds. Wyznań, w latach 80. dyrektor Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce i członek Rady Społeczno-Gospodarczej przy Sejmie PRL) „ujawniał” motywy rozpoczęcia Powstania: „Prawda o Powstaniu Warszawskim, jego genezie, koncepcji, organizacji, staje się prawdą coraz bardziej pełną. I kłopotliwą. Dla tych, którzy byli autorami powstania bądź nosicielami koncepcji politycznej >>dwóch wrogów<<, tkwiącej u źródeł decyzji”. (artykuł „Kłopoty z prawdą”, 6 sierpnia 1972, „Prawo i Życie”).
Jeszcze ciekawiej wypowiadał się na ten temat Kliszko: „Druga połowa lipca 1944 roku nie zapowiadała w niczym, że Warszawa zostanie wydana na zagładę i zniszczenie, jakiemu nie uległo żadne miasto w tej wojnie. (…) Zdawało się, że Armia Czerwona wkracza już do Warszawy. (…) Na Pradze widziano już czołgi sowieckie”. Kliszko sugerował, że wybuch Powstania opóźnił „wyzwolenie” Polski przez Sowietów. Przypominał, że w międzyczasie powstał Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego, który spotkał się z krytyką „podziemnej prasy reakcyjnej”: „Zbieżność reakcyjnej propagandy z propagandą goebbelsowską była zadziwiająca. Jak wiemy, ta współpraca ideologiczna hitleryzmu z reakcją polską miała swoje tradycje. Najjaskrawiej wystąpiła po raz pierwszy w okresie kampanii katyńskiej”. A zatem – zdaniem komunistycznych dygnitarzy – Powstanie przerwało sielankę oczekiwania na Armię Czerwoną.
Jakie skutki miało wykazywanie zbieżności między „reakcyjną propagandą” AK a propagandą Goebbelsa? Po wojnie wielu polskich patriotów zostało skazanych (również na śmierć) za rzekomą „faszyzację kraju”.
Kliszko pisał: „W obliczu śmiertelnego wroga i śmiertelnego niebezpieczeństwa sanacyjne dowództwo AK nadal kontynuowało swą klikową politykę”. Autor wielokrotnie przeciwstawiał – co było zresztą regułą PRL-owskich ideologów – dowództwo Armii Krajowej prostym żołnierzom, którzy mieli być posyłani na rzeź przez tych pierwszych.
Myśl Kliszki rozwinął Ryszard Nazarewicz (partyjny historyk, po wojnie zastępca szefa stołecznego Urzędu Bezpieczeństwa w randze pułkownika; osobiście przesłuchiwał wielu polskich patriotów): „Nie ma sprzeczności pomiędzy surową krytyką koncepcji politycznych leżących u jego [Powstania] podłoża oraz poczynań jego kierownictwa a podkreśleniem wielkiego znaczenia bohaterskiej walki ludu warszawskiego w powstaniu”.
Ponieważ AK-owcy byli po wojnie wrogiem nr 1 komunistów, ale ci ostatni nie mogli całkowicie zbagatelizować Powstania, wymyślili taką właśnie interpretację wydarzeń.
Nazarewicz pisał dalej: „Walka wykazała raz jeszcze nieugięty patriotyzm ludu Warszawy i jego bezkompromisowy stosunek do hitlerowskiego okupanta, udokumentowany najwyższymi ofiarami”, ale „stały się one konsekwencją polityki przywódców burżuazyjnych, gotowych na wszystko dla narzucenia Polski swej władzy”. Dowódcy AK „zawsze usiłowali się zasłonić, jak tarczą, bohaterstwem powstańców i ludności stolicy, a tragicznymi skutkami swej polityki obciążyć obóz lewicy polskiej i dowództwo radzieckie”.
W tym miejscu warto przywołać relację kuriera Jana Nowaka-Jeziorańskiego, przybyłego do Warszawy pod koniec lipca 1944 r. Na pytanie, które zadał Delegatowi Rządu Stanisławowi Jankowskiemu, kto podjął decyzję podjęcia walki o wyzwolenie Warszawy, usłyszał: „Proszę Pana, tę decyzję naród polski podjął przed pięcioma laty w pierwszych dniach okupacji Warszawy”.
Zgodnie z wcześniejszymi planami wojska marszałka Rokossowskiego miały zająć Warszawę do 6 sierpnia. Kontruderzenie niemieckie zatrzymało je co prawda, ale od 20 sierpnia mogły kontynuować natarcie. Stalin grał jednak na czas. Czekał, aż Warszawa się wykrwawi, aż zginą młodzi powstańcy, przyszła polska elita. Gdyby Niemcy nie stłumili Powstania, musiałby zniszczyć ich sam. Oszczędził swoich ludzi i pociski.
Tadeusz Płużański