TADEUSZ PŁUŻAŃSKI: Wielu morderców Witolda Pileckiego

25 maja 1948 r. w więzieniu przy ul. Rakowieckiej 37 w Warszawie komuniści zamordowali Witolda Pileckiego. Oskarżyciel – wyjątkowo dyspozycyjny i krwawy „prokurator” Czesław Łapiński, któremu Instytut Pamięci Narodowej postawił zarzut mordu sądowego na rotmistrzu, nie doczekał wyroku – zmarł w 2004 r. Winnych jest dużo więcej. To przywódcy komunistycznej partii i państwa, kierownictwo Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, inni przedstawiciele „ludowego” wymiaru bezprawia, brutalni śledczy.

Wyrok na Pileckiego i jego współpracowników wydał – wspierany zakłamanymi tezami oskarżycielskimi „prokuratora” Czesława Łapińskiego o szpiegostwie i zaprzedaniu się obcym mocarstwom – Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie w składzie: ppłk Jan Hryckowian (przewodniczący składu a zarazem szef „sądu”; przedwojenny absolwent prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim; w czasie wojny AK-owiec odznaczony Krzyżem Walecznych; skazał na śmierć co najmniej 16 żołnierzy niepodległościowego podziemia, orzekał m.in. w pokazowym procesie płk Jana Rzepeckiego, prezesa I Zarządu Głównego Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość,), kpt. Józef Badecki (też przedwojenny prawnik – absolwent Uniwersytetu im. Jana Kazimierza we Lwowie; wydał co najmniej 29 !!!! wyroków śmierci, m.in. na słynnego dowódcę AK/WiN na Lubelszczyźnie, mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zaporę”) i kpt. Stefan Nowacki (ławnik, wzięty do sprawy z warszawskiej jednostki wojskowej). Ryszard Czarkowski, który protokołował rozprawę, twierdził potem, że nic nie pamięta, gdyż po pobycie w czasie wojny w obozie w Treblince zachorował na psychozę poobozową. Nie przeszkodziło mu to jednak zostać następnie adwokatem.

Zaraz po wyroku skład „sędziowski” w tajnej opinii napisał: „Z uwagi na popełnienie przez skazanych Pileckiego i Płużańskiego (Tadeusza, mojego ojca, kuriera Pileckiego do gen. Andersa – przyp. autora) najcięższych zbrodni zdrady stanu i Narodu, pełną świadomość działania na szkodę Państwa i w interesie obcego imperializmu, któremu całkowicie się zaprzedali (…) skład sądzący uważa, że ci obaj na ułaskawienie nie zasługują”.

Ojciec do końca życia (zmarł w 2002 r.) uważał swojego dowódcę za świętego polskiego patriotyzmu.

Pod szczególnym nadzorem

Nad „właściwym” przebiegiem śledztwa i procesu czuwał zastępca Naczelnego Prokuratora Wojskowego do spraw szczególnych (oskarżenie Pileckiego i jego współpracowników miało charakter szczególny) ppłk Henryk Podlaski.

W dokumentach o Podlaskim czytamy: Podlaski Hersz, syn Mojżesza i Szpryncy Austern, ur. 7 marca 1919 r. w Suwałkach. Później imiona rodziców zmieniono – odpowiednio – na Maurycego i Stanisławę. W 1956 r. Henryk Podlaski zaczął używać imienia Bernard, po czym ślad po nim zaginął. Przez dłuższy czas szukała go KG MO, bezskutecznie. Mówiło się, że utonął w nurtach Bugu. Miał to być albo akt samobójczy, albo wynik nieudanej ucieczki na Wschód. W 1966 r., po 10 latach starań, żona krwawego „prokuratora” uzyskała potwierdzenie jego zgonu. Istnieją jednak relacje, że cała sprawa została sfingowana, a Podlaski… zamieszkał w ZSRS u boku swojej siostry, która wyszła za mąż za wysokiego funkcjonariusza NKWD.

3 maja 1948 r. Najwyższy Sąd Wojskowy wyrok na Pileckiego utrzymał w mocy. Z ramienia Naczelnej Prokuratury Wojskowej dopilnował tego mjr Rubin Szwajg. Urodzony 15 listopada 1898 r. w Jarosławiu, syn Dawida, podobnie jak Henryk (Hersz) Podlaski, w stalinowskiej „prokuraturze” był odpowiedzialny za sprawy szczególne. 10 lipca 1948 r. Szwajg napisał do MON prośbę o zwolnienie ze służby wojskowej: „z uwagi na to, że zamierzam wraz z żoną wyjechać do Izraela, by tam połączyć się z naszą najbliższą rodziną. Mamy w Izraelu córkę naszą, rodziców i rodzeństwo”. W latach 2000 Interpol dostarczył stronie polskiej takie oto dane: Rubin Szwajg – SHATKAY Reuben, s. David, ur. 15 listopada 1898 r., zm. 19 kwietnia 1992 r. w Izraelu.

Gmach stalinizmu

W składzie „sędziowskim” NSW, prócz spełniających drugorzędną rolę – płk Kazimierza Drohomireckiego, ppłk Romana Kryże i por. Jerzego Kwiatkowkiego, zasiadał mjr (potem ppłk) Leo (Lew) Hochberg. W akcie narodzin tego ostatniego czytamy: „W obecności Szoela Gohberga (Gochberga) – inspektora towarzystwa ubezpieczeniowego [ojciec Leo był wydawcą prasy żydowskiej i założycielem tygodnika „Frajtag” (później „Unzer Leben”)] i Gabiela Ołata (Oleła), miejscowego podrabina, urodził się (3) 15 lutego 1899 r. w Łodzi o godz. 11 w nocy z żony Rejzli z domu Wajntraub, 21 lat. Przy obrzezaniu nadano dziecku imię Lew”.

Leo Hochberg zmarł w 1978 r. W Biuletynie Żydowskiego Instytutu Historycznego (kwiecień-czerwiec 1978 r., nr 2 (106)) w rubryce „In memoriam” czytamy o Hochbergu, że „jako znawca problematyki i historii żydowskiej oraz znakomity hebraista” wniósł „poważny wkład do prac Instytutu”. Potem jest skrócony życiorys zmarłego: Po ukończeniu gimnazjum w Odessie (1917 r.) i prawa na Uniwersytecie Warszawskim (1926 r.) był radcą prawnym w Banku Dyskontowym w Warszawie. W dalszej części życiorysu napisano, że „w okresie II wojny światowej [już od 1939 r.] przebywał w Związku Radzieckim, pracując na różnych stanowiskach w bankowości i w przemyśle poligraficznym. Pełnił także funkcję przewodniczącego Związku Patriotów Polskich w ZSRR na okręg Baszkirskiej Republiki Autonomicznej. W 1944 r. wstąpił do Ludowego Wojska Polskiego, pełniąc służbę w sądownictwie wojskowym (m. in. „sędzia”, a następnie zastępca szefa Wojskowego Sądu Garnizonowego w rodzinnej Łodzi)”.

I dalej Biuletyn ŻIH: „Odszedł od nas wybitny erudyta, mądry doradca, uczynny i oddany współpracownik Żydowskiego Instytutu Historycznego w Polsce, człowiek wielkiego serca i dobroci”. Ani słowa o tym, że był stalinowskim pułkownikiem, a tym bardziej o jego udziale w mordzie sądowym na rotmistrzu Pileckim i procesach innych żołnierzy AK.

„Byłem bardzo zmęczony”

Sprawę nadzorował osobiście szef Departamentu Śledczego MBP, płk Józef Goldberg-Różański, który faktycznie wydawał wyroki. Pomagał mu naczelnik Wydziału II ppłk Adam Humer i dyr. Departamentu III MBP (ds. walki z bandytyzmem, czyli niepodległościowym podziemiem), inny płk Józef Czaplicki (Izydor Kurc) przez swoją nienawiść do AK-owców nazywany „Akowerem”.

Na biurka Różańskiego i Czaplickiego trafiały notatki „agentów celnych”, czyli więziennych kapusiów, rozpracowujących Pileckiego i jego wywiadowców. Dostawał je również wiceminister bezpieki gen. Roman Romkowski (Natan Kikiel), który faktycznie rządził MBP (szef resortu gen. Stanisław Radkiewicz – polski internacjonał, był figurantem).

Niektórych, podległych kierownictwu bezpieki, „oficerów” śledczych ze sprawy Pileckiego wymieńmy w kolejności alfabetycznej (w nawiasach data i miejsce śmierci). Stefan Alaborski (1972, Warszawa, pod zmienionym 12 lat wcześniej nazwiskiem Malinowski), Tadeusz Bochenek (1994, Warszawa), Henryk Buza (1970, miejsce nieznane), Walenty Chmiel (1952, Nieporęt – na skutek postrzelenia), Józef Dusza (1993, Warszawa), Władysław Fabiszewski (1987, Warszawa), Jan Janicki (1997, Toruń), Jerzy Kroszel (1989, Gdańsk), Stefan Skrzypiec (1988, Tarnowskie Góry), Tadeusz Słowianek (1993, Łódź, jako podpułkownik, na przebieg jego kariery nie wpłynęła surowa nagana, potem zatarta, którą otrzymał w 1962 r. za upicie się), Ludwik Woźnica (1988, Łódź). Jak widać, po odejściu z MBP, rozproszyli się po całym kraju.

W 2009 r. zmarł Marian Krawczyński, jeden z najbardziej „zasłużonych” w sprawie, podpisany pod aktem oskarżenia. Przed wojną skończył zawodówkę, po wojnie pułkownik. Jego sąsiadem na Mokotowie był zmarły w 2012 r. Eugeniusz Chimczak, najpierw śledczy PUBP w Tomaszowie Lubelskim, w końcu pułkownik w Warszawie, w bezpiece do… 15.06.1984 r. – Kiedy bicie nie skutkowało, krzyczał: „My wiemy, że masz twardą dupę, ale w celi obok jest twoja żona, z której wszystko wyciśniemy” – wspominał Chimczaka mój ojciec, Tadeusz Płużański, oficer Pileckiego do zadań specjalnych. – Spotkałem go w latach 70. na Nowym Świecie, ale nie naplułem mu w twarz.

Przy ul. Spacerowej mieszkał inny ober-oprawca Jerzy Kaskiewicz, zmarły w 1999 r. To on prowadził pierwsze przesłuchania grupy Pileckiego i wnosił o tymczasowy areszt, do czego „przychylił się” wiceszef Naczelnej Prokuratury Wojskowej ppłk Henryk (Hersz) Podlaski.

Kolejny ubek to Stanisław Łyszkowski, w latach 1955-1956 uczestnik kursu operacyjnego w ZSRS. Na emeryturę przeszedł w 1978 r., w stopniu generała brygady LWP, jako dyrektor Departamentu Techniki MSW.

Za stworzenie systemu przemocy współodpowiadał ppłk Ludwik Serkowski, zmarły w 1990 r. w Warszawie. Jego podwładny, a zarazem bezpośredni szef śledczych z Rakowieckiej, Bronisław Szymański, urodził się w 1922 r. w Omsku. Oddelegowany przez NKWD do 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, trafił następnie do centrali MBP. W 1954 r. odwołany do ZSRS. Ślad po nim zaginął.

4 listopada 1947 r. Witold Pilecki, w obecności Krawczyńskiego i „prokuratora” NPW mjr Zenona Rychlika potwierdził, że złożone w śledztwie zeznania były dobrowolne. „Opieka” śledczego powodowała, że powiedzenie „prokuratorowi”, iż zeznania zostały wymuszone, mijało się z celem. Każda próba powiedzenia prawdy kończyła się wznowieniem śledztwa, czyli ponownymi torturami. Pamiętać trzeba również, że „prokurator” przychodził do więzienia, gdzie rządziła bezpieka i był na ogół osobą starannie wyselekcjonowaną. Odwołać zeznania można było dopiero przed „sądem”, z czego skorzystał rotmistrz. Na swoim procesie stwierdził: „protokoły podpisywałem przeważnie nie czytając ich, bo byłem wówczas bardzo zmęczony”. Stwierdził tak, gdyż sala „sądowa” też była wypełniona „śledziami”, ale nie trzeba chyba wyjaśniać, co to „zmęczenie” oznaczało i z czego wynikało.

Dwaj „prokuratorzy”

Śmierć rotmistrza Pileckiego „przyklepał” inny komunistyczny morderca: Mieczysław Dytry, „prokurator” Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Jak się to odbyło? Dytry – 5 lutego 1948 r. – zatwierdził akt oskarżenia, zmajstrowany wcześniej w brutalnym śledztwie przez „oficerów” UB, zaakceptowany 23 stycznia 1948 r. przez wspomnianego już Adama Humera.

Zbrodniarz Dytry uznał, że oskarżenie Pileckiego – ochotnika do Auschwitz – ma oparcie w „ustaleniach” ubeckich przesłuchań, a przyjęta w katowni bezpieki przy ul. Rakowieckiej 37 kwalifikacja „przestępstw” jest zgodna z prawem. „Dokument” podpisał wspominany Henryk (Hersz) Podlaski, a dwa dni później, 7 lutego 1948 r. przesłał go do jednego z najkrwawszych komunistycznych trybunałów śmierci: Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie. Tam śmierć Witolda Pileckiego – jak już wiemy – została „sądownie” potwierdzona.

W sprawie rotmistrza i pozostałych uczestniczył także „prokurator” Stanisław Cypryszewski, na etacie w Naczelnej Prokuraturze Wojskowej. Urodzony w 1893 r. w Kowlu. Jego życie nie wskazywało na późniejszą zdradę. Uczestnik powstania wielkopolskiego i wojny polsko-bolszewickiej 1920 r. (po stronie polskiej). Brał również udział w wojnie obronnej 1939 r. i należał do Armii Krajowej. Przed wojną ukończył Wydział Prawa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. W czasie wojny, w latach 1940-1944, pracował w Sądzie Okręgowym w Lublinie.

Cypryszewski na drugą stronę przeszedł w 1944 r., kiedy został zmobilizowany do tzw. Ludowego Wojska Polskiego. W stalinowskiej Naczelnej Prokuraturze Wojskowej nadzorował eliminowanie przeciwników politycznych uzurpatorskiej komunistycznej władzy, co było ukryte pod funkcją pracownika Wydziału IX Wykonania Orzeczeń i Ułaskawień.
Jakie były opinie przełożonych o Cypryszewskim? „Poprawia stale styl i konstrukcje swych pism i powiększa swój zasób wiedzy prawniczej. Rokuje nadzieję, że po pewnym czasie będzie dobrym wiceprokuratorem Wydziału V N.P.W”.

„Na stanowisku wiceprokuratora dał się poznać jako dobry fachowiec – prawnik, wysoce zdyscyplinowany oficer, nie szczędzący wysiłków, by pracą swą i podległego mu personelu postawić na wyższym poziomie”.
Za tymi okrągłymi słowami kryje się dramat męczonych i mordowanych polskich niepodległościowców.

Po „okresie błędów i wypaczeń” został przeniesiony do rezerwy, rozpoczął lukratywną pracę jako adwokat i obrońca wojskowy w Warszawie. W końcu znał się na rzeczy, miał kontakty…

Stanisław Cypryszewski zmarł w Warszawie w 1983 r. w wieku 90 lat i został pochowany na Cmentarzu Komunalnym Północnym. Nigdy nie osądzony, nigdy nie napiętnowany.

Strzał w tył głowy

Egzekucję Witolda Pileckiego 25 maja 1948 r. nadzorował Ryszard Mońko, zastępca naczelnika mokotowskiego więzienia Alojzego Grabickiego.

Mońko (dwa zawody: technik rolniczy i mechanik, do 1962 r. był m. in. naczelnikiem więzienia w Częstochowie) zeznawał jako świadek (tak jak śledczy Krawczyński i Chimczak) na procesie „prokuratora” Czesława Łapińskiego.

– A jak było z egzekucją Pileckiego?

– To był jedyny przypadek w mojej karierze (prokuratorowi IPN Mońko powiedział, że w żadnej tego typu sprawie nie brał udziału). Zastępowałem Grabickiego, który takimi sprawami zajmował się rutynowo, ale akurat, wyjątkowo, wyjechał. Wcześniej wypełniałem tylko gotowe blankiety i podpisywałem się. Dane uczestniczących w egzekucji sprawdzałem na podstawie okazanych mi legitymacji. 25 maja 1948 r., między godz. 21 i 21.30 do mojego gabinetu zgłosiło się czterech panów, dwóch w mundurach wojskowych, dwóch po cywilnemu. Byli z bezpieki. Na polecenie „prokuratora” [mowa o wspomnianym już Stanisławie Cypryszewskim] rozkazałem doprowadzenie Pileckiego na miejsce straceń. To był mały, oddzielnie stojący budynek za X pawilonem, którym rządził MBP, a oficerowie służby więziennej nie mieli tam wstępu. Widziałem, jak prowadzili Pileckiego pod ręce, a on poprosił ich, żeby go puścili, bo chce iść sam. Weszli do środka, ja zostałem na zewnątrz. Słyszałem jeden strzał. Więźniów politycznych rozstrzeliwano, pospolitych wieszano (były wyjątki, komuniści powiesili np. gen. Fieldorfa, aby go upokorzyć). Pluton egzekucyjny to był jeden funkcjonariusz UB (etatowy morderca starszy sierżant Piotr Śmietański, sądząc z podpisów na protokołach wykonania KS ledwo piśmienny). Lekarz w wojskowym mundurze wszedł do budynku i stwierdził zgon. Przed wykonaniem wyroku z Pileckim rozmawiał ksiądz Wincenty Martusiewicz (z parafii św. Michała Archanioła na warszawskim Mokotowie).

– Gdzie pogrzebano Pileckiego?

– Nie brałem w tym udziału. Od dyżurnych wartowników słyszałem, że ciała zabitych wywoziła gdzieś sanitarka więzienna. Często jechał w niej naczelnik, który miał prawo jazdy.

– Dlaczego podpisał pan protokół wykonania kary śmierci?

– A co miałem robić?

Ryszard Mońko do końca cieszył się spokojem i grubym portfelem (resortowa emerytura w wysokości 9 tys. złotych). Zmarł w 2016 r. w Hrubieszowie.

W egzekucji rotmistrza Pileckiego brał także udział Kazimierz Jezierski, ubecki lekarz, a prywatnie mąż słynnej piosenkarki Wiery Gran.

Do dziś szczątki Witolda Pileckiego nie zostały zidentyfikowane.