Utopić podatek – komentarz JERZEGO KŁOSIŃSKIEGO

Przyglądałem się biernie protestowi mediów komercyjnych w sprawie projektu ustawy nakładającej podatek od reklam. Akcja „dzień bez mediów” stała się bardzo głośna i wyraźnie dotarła do szerokich kręgów. Jej istotę oddał dziennikarz mediów protestujących, Jacek Żakowski, mówiąc: „Wywarliśmy w środę piorunujący efekt, także za granica. Przewiduję, że reakcja zagraniczna będzie bardzo radykalna. Spodziewam się szeregu różnych uchwał i wypowiedzi, ale także presji dyplomatycznej, wywieranej przez kraje na nasz rząd.” Pomyślałem: znowu, jak za „dobrych czasów” rozbiorowych opozycja wewnętrzna jest na pasku obcych interesów i blokuje wprowadzenie elementarnego podatku, który jest nałożony w innych krajach. A w Polsce nie może być, bo to nie leży w interesie tych obcych.

 

I się nie pomyliłem, ale nie spodziewałem się, że całą tę awanturę aby nie doszło do uchwalenia mądrego podatku od reklam, w zasadzie sprowokuje sam projektodawca, czyli ministerstwo finansów. Bo gdy się przeczyta, niestety ten dziwny projekt ustawy, to dochodzę do wniosku, że pisał go jakiś nie znający tematu student, albo inaczej, ktoś bardzo świadomy, kto chciał aby ten podatek w żadnej formie nie został wprowadzony. I raczej przychylam się do tej drugiej interpretacji. Rzeczywiście giganci medialni mogą spać spokojnie, żadnego podatku raczej nie zapłacą. Bo jeśli do jednego worka wrzuci się wszystkie podmioty medialne: ogromne, średnie i małe – to będzie oczywiste, że protest rozleje się szeroko.

 

Oczywiście, w projekcie mamy rozróżnienie i na przykład dla rozgłośni radiowych próg rocznych przychodów z reklam, kiedy należałoby płacić podatek, wynosi 1 mln zł, a dla prasy 15 mln. Próg może miałby sens, gdy chodziło o dochody, ale w wypadku przychodów zyski i tak bardzo często niskie dla małych i średnich spółek medialnych spełniających przecież bardzo ważną rolę społeczną, byłyby jeszcze bardziej ograniczone.

 

Czyli próbuje się nałożyć podatek na kogoś, kto ledwo ciągnie, a może spełniać ważną rolę publiczną. Jednym słowem projekt uderza też, a nie powinien, w istotę społeczeństwa obywatelskiego, które i tak ma ciężko na rynku medialnym. A na wsparcie czy ulgi rządowe nie ma co liczyć.

 

Dobrze skoordynowany protest de facto największych podmiotów medialnych pojawił się dość nagle, na samym początku prac nad ustawą i mam wrażenie, że ta koordynacja ma charakter przemyślanych szkodliwych działań dla finansów państwa.

 

Jerzy Kłosiński