WALTER ALTERMANN: Językowe przypadłości naszych „elit”

Walka z językiem trwa w najlepsze. A mam na myśli nasze elity, które napadły na polszczyznę jak mongolskie hordy na średniowieczną Polskę. Najeźdźcy są bezlitośni i plotą co im ślina na język przyniesie. Odmieniają jak im przypadkiem jaki przypadek wypadnie. Pławią się w propagowaniu własnych metafor i porównań. I ogólnie są z siebie bardzo, bardzo zadowoleni. Ale skoro mają etaty w telewizjach i prasie, albo też są prawodawcami, to na język polski spoglądają jak nasi dawni kontuszowi na biedny lud. Z góry i bez współczucia.

Przypomnę również, że polskość przetrwała rozbiory głównie w polskim języku, w myśleniu po polsku, choć próby rusyfikacji i germanizacji był duże. Nie będę tu ważył kto miał większe zasługi – powstańcy czy nasi pisarze, ale oddziaływanie dzieł Mickiewicza, Słowackiego, Fredry, Prusa, Sienkiewicza i Żeromskiego było naprawdę wielkie.

Przykro słuchać, tego co plotą nasze obecne elity. Tym bardziej, że niszcząc język polski niszczą tę trudną do opisania, ale istniejącą przecież, duchową tkankę polskości. Ale skoro się już podjąłem, to nadal będę śledził i wytykał. Ktoś musi to robić, żeby naszym panom panującym nie było za wesoło.

Przywilejowo

Dlaczego ta grupa była traktowana przywilejowo? – zapytała pani poseł, uczestnicząc w dyskusji o statusie polskich myśliwych, którzy nie muszą przechodzić badań lekarskich. Dyskusja odbyła się 10 XI 2024 roku w studio TVN24.

Problem w tym, że pani poseł stworzyła neologizm, bo nie ma w języku naszym słowa przywilejowo. Oczywiście można powiedzieć, że ktoś był traktowany w sposób uprzywilejowany, że miał jakieś przywileje, ale nigdy przywilejowo.

A przywilej pochodzi od łacińskiego privilegium i oznacza prawo (dokument) lub ugodę w prawie, nadane przez monarchę określonej grupie społecznej (stanowi) – obowiązujące na danej ziemi lub w całym kraju (przywilej generalny).

Niestety, byłem lepszy

Niestety kierowcy będą musieli zdjąć nogę z gazu – mówi dziennikarz TVN24, 10 XI 2024 roku. Chodziło mu o to, że wejdą w życie nowe przepisy kodeksu drogowego, ograniczające prędkości i wprowadzające ostrzejsze kary.

Rzecz w tym, dziennikarz powiedział niestety. Zamiast się cieszyć, że ubędzie nam szaleńców, on solidaryzuje się z piratami. Tak wyszło, choć nie wiadomo, czy o to mu chodziło. Bo przecież niestety jest wyrazem czegoś nieudanego. Jeżeli na coś liczyliśmy i nam nie wyszło, wtedy poprawne jest użycie owego słówka niestety. Przykre, że dziennikarz tego nie rozumie.

Wyszło mu tak, jak w reportażu z zamierzchłych lat 70-tych, w którym były partyzant opowiadał o czasach wojny: „I nagle stanąłem oko w oko z Niemcem, który nie wiadomo skąd się wziął na tej leśnej ścieżce. Obaj równocześnie sięgnęliśmy po broń. Niestety byłem szybszy”. I wyszło tak, że partyzant żałował Niemca.

Scenariusze. Czarne dla języka

Wielką karierę robi pojęcie scenariusz. Kto może, od sprawozdawców sportowych po marszałków izb parlamentu, mówi dziś o scenariuszach. I najczęściej używa owego scenariusza zupełnie bez sensu. Zatem muszę przypomnieć czym tak naprawdę jest ów scenariusz.

Otóż, scenariusz to kolejność zdarzeń w filmie, zapisany w formie tekstowej, z miejscami akcji, dekoracjami i dialogami.

Tu wyjaśnię, że w teatrze nie ma mowy o scenariuszach, tam mamy do czynienia ze sztukami teatralnymi: tragediami, dramatami i komediami. Albowiem utwór literacki przeznaczony na scenę teatralną sam w sobie jest sztuką, bez wystawienia jej w teatrze. Natomiast w filmie scenariusz nie jest jeszcze dziełem, jest jedynie zapowiedzią, możliwością filmu.

Scenariusze mogą mieć również wydarzenia kulturalne, spotkania i uroczystości polityczne oraz państwowe. To tak z grubsza, bo mogą być też inne okazje mające scenariusze. Ale wszystkie te scenariusze są jedynie projektami, z nadzieją, zapowiedzią, że coś zostanie zrealizowane zgodnie z duchem i myślą rzeczonych scenariuszy.

Jednak obecnie w powszechnym użyciu pojawia się scenariusz, mający oznaczać wszystko, co się dzieje. Sprawozdawca sportowy mówi, że jakaś drużyna realizuje swój scenariusz. A ona realizuje jedynie założenia taktyczne trenera. Żaden trener nie jest Romanem Polańskim czy Martinem Scorsese, których scenariusze filmowe są dziełami mądrości i precyzyjnie zapisanych artystycznych zamierzeń.

O scenariuszach mówią również sprawozdawcy parlamentarni, nawet gdy mówią o sejmowych i senackich awanturach, których nikt nie przewidywał. O scenariuszach politycznych lubi też mówić marszałek Szymon Hołownia, w znaczeniu, że coś miało taki a taki przebieg zdarzeń.

Krótko mówiąc: scenariusz nie jest przebiegiem zdarzeń. Więc zostawcie go – panowie politycy i dziennikarze – artystom filmowym.

Co się może komu zajeżyć

Włos mi się od tego zajeżył – stwierdził w TVN24 roku, pewien ekolog na wieść o planowanej masowej wycince przydrożnych drzew. Niby nic, ale w polszczyźnie włos może się tylko zjeżyć. A zajeżenie jest nikomu nie znaną, zupełnie nową i prywatną inicjatywą metaforyczną owego ekologa, którego nazwiska nie zdążyłem zapisać.

Owszem może też zjeżyć się człowiek, gdy ktoś mu proponuje coś niecnego. Ale w tym przypadku i tak odwołujemy się do jeżących się na głowie włosów.

Echo polityczne

Są obawy, że polityka zagraniczna Trumpa może się odbić szerokim echem właśnie na nas – powiedziała 6 XI 2024 roku, w TVN24 pani Marta Prochwicz-Jazowska z Warszawskiego Biura Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych.

Polityka Donalda Trumpa może nas dotknąć, może być dla nas kłopotliwa i trudna, może nas wpędzić w duże kłopoty, ale z pewnością nie będzie miała nic współnego z echem.

We frazeologi języka polskiego coś może się odbić echem, czyli mieć duży zasięg, może daleko dotrzeć, może wywołać zdziwienie, zdumienie, zażenowanie, konsternację. Ale z pewnością echo nie może na kimkolwiek się odbić (także na Polakach), bo echo jest zjawiskiem akustycznym, a metaforycznie jest wiadomością. A ściślej biorąc: echo to fala akustyczna odbita od przeszkody i docierająca do obserwatora po zaniku wrażenia słuchowego fali docierającej bezpośrednio.

Poza tym wywiad z panią Prochwicz-Jazowską był interesujący, a rozmówczyni okazała się osobą bardzo inteligentną. I wróżę jej dużą karierę, pod warunkiem, że nie będzie używała zaskakujących metafor, porównań i symboli.

Jeszcze o nazwiskach z końcówką „o”

Niedawno pisałem o ekwilibrystach językowych, którzy nie potrafią odmieniać nazwiska byłego ministra Zbigniewa Ziobry. Może ci, do których adresowałem swój apel o odmianę nazwisk kończących się na „o”, nie czytali mego felietonu, może uważają, że wiedzą lepiej…

Dość, że tydzień temu, sprawozdawca meczu piłki nożnej Widzewa również nie potrafił odmieniać nazwiska Mateusza Żyry. I cały czas mówił, że piłka trafiła do Żyro (zamiast Żyry), przeciwnik nieprawidłowo zatrzymał Żyro (zamiast Żyrę). I co z takimi robić? Pomysłu nie mam, ale coś zrobić trzeba.

Stan zdrowia czy stan medyczny

Związki jednopłciowe mają pomóc osobom, będącym w takich związkach, w uzyskiwaniu informacji o stanie medycznym partnera – informuje dziennikarz Polsatu.

Stan medyczny? To jakieś kolejne określenie medyków. Lud mówi o stanie zdrowia. Bo to przecież jest najważniejsze. A z pewnością ważniejsze od tego, co ordynował choremu szpital.