Wiek średni – JERZY KŁOSIŃSKI o jubileuszu „Tygodnika Solidarność”

40 lat dla gazety to wiek średni, a po drodze była przecież 8-letnia przerwa.

 

Pierwszy numer „Tygodnika Solidarność” ukazał się z datą 3 kwietnia 1981 roku. To było wtedy duże wydarzenie, choć powinno odbyć się wcześniej, gdyż własną, niezależną gazetę od monopolu informacyjnego rządzącej partii komunistycznej Solidarność chciała mieć zaraz po Sierpniu 1980 roku. Trudno było przełamać ten monopol władz wydając nawet pół miliona egzemplarzy „Tygodnika Solidarność”, mimo że gazeta była czytana przez wielokrotnie większą liczbę odbiorców i rozchwytywana na pniu, a prenumerata dla organizacji podstawowych Związku została ograniczona do dwóch egzemplarzy.

 

Do stanu wojennego wyszło 37 numerów tego wyjątkowego wtedy tygodnika, zresztą z konieczności zaspokajającego różne oczekiwania, a więc było to forum dotyczące wydarzeń związkowych, ale też pismo wypełniające ogromne luki w świadomości społecznej czy historycznej po latach propagandy komunistycznej. Zresztą pierwszy redaktor naczelny – Tadeusz Mazowiecki – wybrany przez Lecha Wałęsę, reprezentował jego linię ugodową wobec władz, co ograniczało też zakres dyskusji na łamach tygodnika. Ale dla władz komunistycznych żaden kompromis wtedy nie był możliwy i wraz ze stanem wojennym przestał wychodzić tygodnik, aż do jego reaktywacji po rozmowach okrągłego stołu w 1989 roku, z tym samym redaktorem naczelnym, ale już z szybko zmniejszającym się nakładem.

 

Gdy Mazowiecki został premierem, środowiska polityczne dążące zawsze do zawarcie jakiegoś układu z władzą komunistyczną korzystnego dla obu stron uznały, że Lech Wałęsa jest już im niepotrzebny. Urażony przewodniczący Solidarności powołał na redaktora naczelnego człowieka będącego w opozycji do powstałego układu rządzącego po okrągłym stole, czyli Jarosława Kaczyńskiego. Zmieniła się linią programowa pisma, pojawili się inni autorzy niż dotychczas. Tygodnik odegrał wtedy istotną rolę w ukształtowaniu się spluralizowanej sceny politycznej dzięki aktywności politycznej Jarosława Kaczyńskiego i środowiska, które w owym czasie powstawało, czyli Porozumienia Centrum. Natomiast najbardziej głośnym artykułem na łamach tygodnika, który jeszcze wcześniej ujawnił podziały w pozornie jednolitym obozie solidarnościowym, był tekst „Familia, Świta, Dwór” Piotra Wierzbickiego.

 

Przyszedłem do redakcji tygodnika wiosną 1991 roku, gdy już przewodniczącym Związku był Marian Krzaklewski, a redaktorem naczelnym Andrzej Gelberg. Redakcja była wtedy jeszcze dużym zespołem zbudowanym przez Jarosława Kaczyńskiego (miał on aż 3 swoich zastępców), tak że zebrania odbywały się w dużej sali, gdzie mieściło się około 50 osób. W składzie redakcji byli wybitni dziennikarze jak Jacek Maziarski czy Teresa Kuczyńska, ale też wtedy nieznani i młodzi ale przebojowi: Anita Gargas, Piotr SemkaJacek Kurski.

 

Zmieniały się czasy i też pozycja tygodnika. Nie odgrywał już tej roli politycznej, ale był ważnym medium o linii związkowo-patriotycznej, choć o wiele niższym nakładzie, pismem zwalczanym bezpardonowo przez dominujące środowiska liberalno-postkomunistyczne. W redakcji pracowało nadal wiele znakomitych dziennikarzy jak Barbara Sułek-Kowalska, Marta Miklaszewska, Alicja Dołowska a swoje teksty publikowali wybitni ludzie polskiej kultury, jak na przykład Zbigniew Herbert, Tomasz Strzembosz, Krzysztof Kąkolewski, Waldemar Łysiak czy o. Jacek Salij.

 

Zwalczanie tygodnika za jego linię programową objawiało się najbardziej w blokadzie dostępu do reklam, a bez reklam trudno mówić o rozwoju pisma i rywalizacji z konkurencją. Ta nierównowaga na rynku prasowy i spychanie w tzw. niszę – pisma z treściami ujawniającymi rzeczywiste poglądy większości społeczeństwa, było charakterystyczną cechą porządku medialnego ustanowionego przez rządzące kręgi liberalno-postkomunistyczne.

 

Ówczesna nierównowaga została przełamana w pewnym stopniu dopiero niedawno. Ale taką, moim zdaniem, ważną próbą podjętą w 2002 roku, było przejście tygodnika z formuły gazetowej na bardziej nowoczesną – magazynową, kiedy zostałem redaktorem naczelnym. W redakcji pracowało też wielu wtedy młodych dziennikarzy, a dziś mających swoją ugruntowaną pozycję jak Tadeusz Płużański, Mirosław Skowron czy Krzysztof Świątek, a na stałe felietony pisali Jan Pietrzak, Bernard Margueritte, Marcin Wolski, Piotr Semka czy prof. Marek Chodakiewicz. Na łamach byli obecni też wybitni autorzy jak Jerzy Narbutt, Marek Nowakowski czy Grzegorz Eberhardt. Niestety środki były zbyt małe, aby właśnie przy braku zasilania finansowego przez reklamy, można było konkurować szatą graficzną i objętością z innymi tytułami prasy lewicowo-liberalnej.

 

Mimo to w tych trudnych pierwszych kilkunastu latach XXI wieku (za kadencji przewodniczącego Związku Janusza Śniadka i obecnego szefa – Piotra Dudy), a naznaczonych walką o godność i prawa pracownicze, tygodnik miał istotne znaczenie w komunikacji wewnątrz związkowej i w docieraniu do kręgów opiniotwórczych z ważnym dla społeczeństwa przekazem. Moja rola jako redaktora naczelnego skończyła się w 2015 roku i z obserwacji czytelnika mogę tylko stwierdzić, że tygodnik nadal jest istotnym medium w kraju.

 

Jerzy Kłosiński, redaktor naczelny „Tygodnika Solidarność” w latach 2002-2016