WOJCIECH POKORA: Wasz ból jest większy niż mój?

„Na razie projekt ustawy, choć przedostał się do publicznego obiegu, nie został umieszczony w oficjalnym spisie rządowych projektów aktów prawnych”.

 

Zacznę od tego cytatu z artykułu red. Pawła Rochowicza w Rzeczpospolitej, żeby już na wstępie ostudzić nieco histerię. Nieoficjalnie mówi się, że będzie podatek. Ale już dziś oficjalnie część mediów rozpętało histerię. Mam wrażenie, że nie o podatki tu chodzi, a o potęgowanie kryzysu w państwie. Co oznacza hasło „Media bez wyboru”? Czytelnik nie będzie miał wyboru, czy media stracą wybór budowy kampanii reklamowych? Czy ktoś czytając wyświetlane dziś na wielu portalach apele (różnej treści), ma możliwość dowiedzenia się o co chodzi? Wygląda, że nie, bo chyba nie o rzetelną informację w tej akcji chodzi, tylko o emocje. Widać to po reakcjach w mediach społecznościowych, rzeczowej dyskusji jest w nich jak na lekarstwo, raczej emocjonalne ataki
w stylu: „rząd zabija media”, „zamach na wolność słowa”, „PiS zamyka media opozycyjne”. Wywoływaniu takich skrajnych emocji służy właśnie treść zamieszczanych dziś w niektórych mediach apelów, bo czym jest np. ten fragment:

 

Apelujemy, by rząd ze swych planów się wycofał, bo niszczenie sfery wolności prasy będzie zabójcze dla polskiej gospodarki i demokracji”, lub „Dziś wszyscy przekonamy się, jak wygląda Polska bez wolnych mediów. Wierzymy jednak, że tak drastyczna akcja jest konieczna, bo bez wolnych mediów nie ma wolnego wyboru, a bez wolnego wyboru nie ma wolności.” I mój faworyt: „<<Gdybym to ja miał podjąć decyzję, czy powinniśmy mieć rząd bez gazet, czy gazety bez rządu, nie wahałbym się ani chwili i wybrałbym to drugie>>. Wolność słowa umiera w ciszy”.

 

Przepraszam, jaka wolność i demokracja jest zagrożona? Czy ktoś potrafi to spokojnie wytłumaczyć? Nieoficjalny projekt zakłada opodatkowanie rynku reklamowego. Nowa danina dotknie nadawców telewizyjnych i radiowych, kina, właścicieli sieci billboardów, wydawców prasy oraz operatorów platform internetowych. Wszystkich? Nie. Tylko tych, którzy spełniają określone warunki: w reklamie konwencjonalnej zwolnione z opłaty będą te podmioty, które nie osiągają z tytułu reklam rocznie 1 mln zł przychodu. „Stawka do progu 50 mln zł wyniesie 7,5 proc. i 10 proc. od nadwyżki. Stawki reklamy m.in. leków i suplementów diety wyniosą odpowiednio 10 i 15 proc.” – podaje Rzeczpospolita. Dalej: „Reklama w prasie będzie zwolniona do 15 mln zł. Stawka wyniesie 2 proc. do progu 30 mln zł i 6 proc. powyżej (4 i 12 proc. od suplementów diety). Z kolei reklama internetowa będzie zwolniona do progu 5 mln euro. Zapłacą ją największe koncerny, o globalnych przychodach powyżej 750 mln euro. Stawka wyniesie 5 proc.”.

 

Jeśli projekt się urzeczywistni, pojawią się dwie kategorie reklam – towarów „kwalifikowanych” i „zwykłych”. Pierwsze to leki, suplementy diety, wyroby medyczne i napoje słodzone cukrem. Będą one objęte wyższymi stawkami podatkowymi. Zapewne spowoduje to, że ceny tych reklam wzrosną i będziemy je częściej słyszeć i oglądać w pierwszych kwartałach roku, gdy jeszcze przedsiębiorcy nie przekroczą limitów kwotowych, później zapewne będą się pilnować, by towarów „kwalifikowanych” było mniej. Sądzę, że będzie to uciążliwe dla producentów leków i suplementów diety, dla niektórych wydawców także. Ale czy dla demokracji? Czy ktoś może mi wytłumaczyć,
w jaki sposób zagraża demokracji 4- lub 12-procentowy podatek za wyemitowanie spotu o okrężnicy i zbierających się w niej gazach? Tak, do tego dziś sprowadzane są hasła o wolności słowa i demokracji. Do walki o niższy podatek od suplementu wspomagającego trawienie. Media dziś zbyt pochopnie używają wielkich kwantyfikatorów deprecjonując słowa zarezerwowane dla większych idei niż „płonący konar”.

 

Warto zwrócić uwagę, że w 2018 roku Komisja Europejska przygotowała projekt dyrektywy o podatku cyfrowym, który zakładał 3 proc. podatek „pobierany przez poszczególne państwa, od firm osiągających globalnie roczne przychody w wysokości 750 mln euro i co najmniej 50 mln euro w państwach UE” (cytat za Dziennikiem Gazetą Prawną).  Projekt nie przeszedł, ponieważ nie było jednomyślności na forum UE, jednak część państw wdrożyła go samodzielnie. Mają go zatem Francja, Hiszpania, Czechy, Wielka Brytania, Włochy. Zdziwienie? No pewnie, przecież Kaczyński wzoruje się na Orbanie. Bo o Orbanie zapewne wszyscy już czytali, że drenuje rynek reklam i niszczy demokrację.

 

I na koniec jedna uwaga. Do zaczernionych dziś mediów. Wielu z nas zapłaciło za subskrypcję treści portalom i gazetom. Jak ma się ich akcja do naszych praw? Albo płacimy miesięczną opłatę za dostęp do telewizji. Platformy cyfrowe oferują pełne pakiety za określone abonamenty. Gdzie podział się nasz dzisiejszy dostęp do opłaconych usług? Jak to jest szanowni „obrońcy wolności i demokracji”? Wasz ból jest większy niż mój?

 

Wojciech Pokora