Wojna domowa – ADAM SOCHA analizuje konflikt w Agorze

Rozpętanie przez Adama Michnika publicznie totalnej wojny z zarządem Agory, rodzi podejrzenie, że redaktor oszalał. Ale w jego szaleństwie, jak zawsze, jest metoda, która do tej pory okazywała się skuteczna.

 

„Bywały wśród nas spory i konflikty. Jednak nigdy nie był nikt traktowany jak śmieć” – napisał Michnik w odpowiedzi na List Zarządu Agory, a propos zwolnienia dyscyplinarnego dyrektora wydawniczego, po 28 latach pracy, Jerzego Wójcika.

 

Chodzi o niezależność czy o stołki i pieniądze?

 

No tak, do tej pory to Michnik traktował jak śmieci swoich przeciwników. Jeszcze nie dawno jego kciuk wskazujący skierowany w dół, niczym u Cezara, kończył karierę ludziom, którzy ośmielili się mu sprzeciwić. Również jak śmieci traktował własnych dziennikarzy, którzy dopuścili się „myślozbrodni” jak Roman Graczyk, który był za lustracją.

 

Tym razem „myślozbrodni” dopuścił się Zarząd Agory. Na ich głowy posypały się ze strony Michnika najgorsze obelgi, którymi dotąd obrzucał tylko śmiertelnych wrogów politycznych. „Sięgają po chwyty z czarnej propagandy znane mi dobrze z Marca 1968 r. – oskarżył Michnik Zarząd, odpowiadając 26 listopada na łamach Wyborczej na ich List – z kampanii antysolidarnościowych w epoce stanu wojennego, z seansów nienawiści organizowanych w mediach związanych z obozem politycznym Jarosława Kaczyńskiego. To przecież metody podłe”.

 

Taka „parciana” retoryka to od dziesiątków lat codzienny język publicystyki politycznej Michnika, tym razem jego „cepy” spadły na głowy chlebodawców. Ta paranoja udzieliła się członkom antypisowskiej koalicji, która może wkrótce zacząć urządzać marsze, zamiast pod domem Jarosława Kaczyńskiego, pod siedzibę AGORY. Z ich listów i apeli wynika, że zamach na Wyborczą, to zamach na ostatni bastion wolnego słowa w Polsce, gdy on padnie, kraj nad Wisłą utonie w brunatnych odmętach.

 

Natomiast zarząd „Agory” twierdzi, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o o stanowiska i pieniądze: „Spór między kierownictwem „Gazety Wyborczej” a zarządem nie jest sporem o wartości i niezależność redakcji. To spór personalny, a jego osią są sukcesja, władza, pieniądze i oczekiwanie zwiększonych przywilejów dla wybranych osób”.

 

Od wielu już lat, co jakiś czas Agora zmuszona jest ciąć koszty i zwalnia kolejne grupy dziennikarzy, tym razem bezpośrednie zagrożenie poczuł Michnik i jego pretorianie. Ale zarząd Agory nie dlatego zwolnił dyrektora wydawniczego Jerzego Wójcika, że sprzedał się Kaczyńskiemu, jak insynuuje Michnik, tylko z powodu jego oporu wobec koniecznych zmian modelu biznesowego. Zarząd Agory bowiem podziela poglądy polityczne i wartości kierownictwa Wyborczej. „Są nimi prawda, tolerancja, poszanowanie praw człowieka i pomoc potrzebującym” – czytamy na stronie Agory w zakładce „Wartości i Zasady”.

 

Nie czerpię schadenfreude, jak wiele prorządowych mediów, z tej bratobójczej wojny rozpętanej przez kierownictwo redakcji, mimo że od pierwszych numerów „Gazety” nie miałem wątpliwości, że mam do czynienia z „Trybuną Ludu” a rebours. Dałem temu wyraz w swoim wystąpieniu na I Zjeździe reaktywowanego po stanie wojennym SDP (był to jedyny taki krytyczny głos), a wcześniej odrzucając propozycję zostania korespondentem, a później szefem oddziału Wyborczej w Olsztynie (przyjął ją Wacek Radziwinowicz, który później proponował mi funkcję sekretarza redakcji). Gdybym się zgodził, dzisiaj byłbym milionerem, a nie żyjącym skromnie emerytem, ale nie żałuję swoich wyborów.

 

Mimo że uważam gazetę za wielkiego szkodnika polskiej demokracji, to życzę redakcji, by została na rynku w obecnym kształcie, gdyż za realną uważam groźbę zdominowania rynku mediów przez partię rządzącą. Tak jak za rządów PO stawałem w obronie niszowych mediów prawicowych, jedynej przeciwwagi dla monopolu informacyjnego partii rządzącej.

 

Podobne perturbacje, oczywiście na innym poziomie biznesowym, przeszła w 2005 roku „Gazeta Polska” stworzona przez Piotra Wierzbickiego, który ratując gazetę przed bankructwem sięgnął po kapitał szemranej spółki King&Kong. Uratował wówczas tytuł Tomasz Sakiewicz, pozbywając się przy okazji Wierzbickiego.
Ale Agora to nie King&Kong! Paradoks polega na tym, że tym razem, to nie „siepacze z PiS” dybią na niezależność „Wyborczej”, ale – zdaniem Michnika i członków jego sekty – zarząd Agory. „Siepacze z PiS” jedynie „zacierają ręce” – zdaniem Michnika – obserwując z pop-cornem w ręku ten śmiertelny pojedynek.

 

Paradoksem jest też to, że Polską rządzą bracia Kurscy. Jacek piorąc mózgi widzom TVP, a Jarosław – czytelnikom Wyborczej. Osiągnęli mistrzostwo w manipulacji opinią publiczną i szczuciu na siebie Polek i Polaków.

 

Kto jest psem, a kto ogonem?

 

Przestudiowałem uważnie wszystkie listy obu stron konfliktu oraz manifesty i wyrazy poparcia dla Michnika et consortes.

 

Konflikt szefostwa redakcji z zarządem Agory zaczął się w czerwcu 2021 roku, w momencie gdy Wyborcza generowała coraz większe straty. W momencie powstania gazety jej średni nakład sięgał miliona egzemplarzy. Palmę pierwszeństwa gazeta straciła w 2003 roku na rzecz Faktu, jednak nadal sprzedawała 400 tysięcy egzemplarzy. Równia pochyła zaczęła się w 2008 roku. Obecnie sprzedaż jest na poziomie około 50 tys. egz.  Agora ukrywa, ile wynosi strata netto Wyborczej. Jeśli w 2013 roku dziennik miał z reklam 144,2 mln zł, to w 2020 już tylko 51,6 mln zł – ubyło 40 proc. łącznych wpływów. Przychody Wyborczej dają Agorze zaledwie 13 proc. udziału w biznesie holdingu.

 

Kierownictwo gazety twierdzi, że osiągnęło światowy sukces liczbą 262 tysięcy subskrybentów wydania cyfrowego, ale to przełożyło się na przychody ze sprzedaży prenumeraty oraz reklamy cyfrowej, zaledwie w kwocie 16,5 mln zł (40% całkowitych wpływów), gdy bezpłatna Gazeta.pl i spółka Yieldbird z reklam w Internecie osiągnęła w 2020 roku 213,9 mln zł.

 

Toteż zarząd Agory, szukając sposobu na utrzymanie tonącej Wyborczej postanowił połączyć internetową Gazetę.pl (powstałą w 2001 roku) z „Gazetę Wyborczą” i płatną Wyborczą.pl, które zaczęły ze sobą konkurować. Dzięki temu Agora umocni się na pozycji cyfrowego lidera i stworzy wspólną ofertę reklamową, co przełoży się na maksymalizację i wzrost przychodów reklamowych – przekonywał zarząd Agory, ogłaszając swoje plany na początku czerwca b.r. Połączonymi redakcjami miał pokierować jeden dyrektor zarządzający, powstać miały także nowe stanowiska: koordynatorów sprzedaży i działów analitycznych. Kierownictwo Agory zapewniło, że najważniejszą marką Agory jest „Gazeta Wyborcza”, dlatego to jej redakcja ma objąć nadzór nad redakcjami Gazeta.pl. Jednocześnie połączenie „nie naruszy dotychczasowej autonomii redakcji”.

 

Detonatorem okazała się informacja, że ta restrukturyzacja wiąże się z utratą stanowiska przez dyrektora wydawniczego Wyborczej Jerzego Wójcika. Kierownictwo Wyborczej pozornie godząc się na połączenia, (ale nie robione „znienacka” i za jego plecami), zdecydowanie zaprotestowało „przeciwko planowanym zmianom w kierownictwie redakcji oraz jej podległości w ramach mediów Agory” – napisali szefowie Wyborczej po otwartym zebraniu zespołu. „To samobójcze uderzenie w etos Wyborczej (…). To potrójny błąd: etyczny, polityczny i biznesowy (…). Wzywamy kategorycznie Zarząd Agory do zaniechania szkodliwych, dewastujących decyzji. Przeciwstawimy im się w każdy dostępny dla nas i legalny sposób. Postawieni w sytuacji bez wyjścia gotowi jesteśmy odwołać się do opinii publicznej”. Pod ich listem podpisało się 321 osób (na 800 dziennikarzy).

 

Naczelni „Wyborczej” zażądali odsunięcie od nadzoru nad ich zespołem członkini zarządu Agnieszki Sadowskiej oraz włączenia w skład zarządu przedstawiciela „Wyborczej”. Sadowska odeszła z Agory, ale drugi postulat pozostał niespełniony. Miejsce Sadowskiej, którą Jerzy Wójcik oskarżył o mobbing, zajęła Agnieszka Siuzdak z Gazeta.pl. Pomysł wydzielenia „Gazety Wyborczej” do osobnej spółki, co postulowali szefowie Wyborczej, został zawieszony, gdyż wiązałoby się to ze zmianą struktury własnościowej spółki giełdowej – stwierdził Zarząd.
Agora, po zapaści spowodowanej pandemią, w trzecim kwartale br. złapała oddech. Przy wzroście wpływów o 38 proc. zanotowała spadek straty netto z 9 do 1,5 mln zł. To odbicie holding zawdzięczał jednak nie Wyborczej a przychodom z biletów i przekąsek w kinach Helios. W tym momencie, 23 listopada, Zarząd wykonał wyrok na Jerzym Wójciku, odraczany od czerwca. W mediach twierdzono, że wydawca „Wyborczej” bezpodstawnie oskarżył o mobbingu Agnieszkę Sadowską, byłą członkinię zarządu. Zarzuty miały się nie potwierdzić i Wójcik został zwolniony za bezpodstawne zniesławienie.

 

W wydanym oświadczeniu Agora zaprzeczyła, iż taki był powód rozstania i w to w trybie dyscyplinarnym, ale potwierdziła, że zarzuty Wójcika wobec Sadowskiej były bezpodstawne. Zwolnienie Wójcika rozpętało na Czerskiej Armagedon. Adam Michnik i Jarosław Kurski zwołali tego samego dnia wiec on line w redakcji. Znamy jego przebieg dzięki Wirtualnym Mediom. Głos zabrał Adam Michnik.

 

„- Michnik powiedział nam, że dalej będziemy walczyć o niezależność „Wyborczej” i dalej będziemy ostro walczyć z PiS. Nie będzie zmiany linii na neutralną. Mówił, że zarząd chce od nas pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy, a my jesteśmy od obrony demokracji i jesteśmy właśnie teraz potrzebni jak nigdy – czytamy na wirtualnemedia.pl – Naczelny „Wyborczej” miał po raz kolejny powtórzył dwa swoje ulubione zwroty w kontekście walki z zarządem. Pierwszy to „nie nos dla tabakiery, ale tabakiera dla nosa”. Drugi: „nie będzie ogon machał psem” – czyli zarząd i prezes Agory Bartosz Hojka nie będą mówić redaktorom i wiceredaktorom „Wyborczej”, co mają robić. 

 

Redaktorzy naczelni przypomnieli zespołowi, że zarząd Agory wypłacał sobie w ciężkich czasach duże nagrody , a jednocześnie kazał im zwalniać kolejnych dziennikarzy, aby ciąć koszty. Obiecali, że już tak nie będzie. Wtedy dziennikarze zaczęli pytać, jak to jest, że naczelni zreflektowali się dopiero teraz, kiedy to im samym zagląda w oczy widmo wyrzucenia? Dlaczego dopiero teraz domagają się od nich solidarności? Po co takie zamieszanie o jednego człowieka, jak tu pracuje 800 osób? Albo, dlaczego nikt się wcześniej nie martwił, gdy tuż przed świętami zwalniano z „Wyborczej” ludzi pracujących na śmieciówce?

 

(Łączne wynagrodzenia 4 członków zarządu Agory w pierwszych trzech kwartałach br. wyniosły 1,98 mln zł, co daje ponad 40 tys zł miesięcznie, kwota przy tak dużym holdingu nie poraża, lekarz w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Olsztynie podczas pandemii wyciągał 120 tys zł miesięcznie. Na koniec września br. stałe zatrudnienie w grupie Agora wynosiło 2 303 etaty. Kwartalne wydatki na wynagrodzenia wzrosły o 23,3 proc., bo rok wcześniej firma korzystała z tarczy antykryzysowej. Na koniec września br. zadłużenie grupy Agora z tytułu kredytów i leasingu wyniosło 841,9 mln zł – przypis A.Socha).

 

Redakcja ogłasza wotum nieufności wobec zarządu Agory

 

Po wiecu 24 listopada naczelni MichnikKurski opublikowali oświadczenie, w którym wyrazili wotum nieufności wobec zarządu Agory. W obszernym oświadczeniu czytamy m.in.:„W istocie nie chodzi tu o konflikt personalny, do którego Zarząd fałszywie redukuje problem. Chodzi o to, do kogo należy „Gazeta Wyborcza”. Czy do Czytelników i ludzi, którzy w redakcji zostawili całe swoje życie? Czy do „macherów od cashu” i Excela”?

 

Czy „Wyborcza” będzie nadal domem polskiej demokratycznej inteligencji? Czy ma być generatorem wyżyłowanego zysku dla spółki? Innymi słowy: czy z trudem wypracowane przez „Wyborczą” zyski będą inwestowane w niezbędny rozwój, czy też zabierane przez korporację. (…) Wiedzcie więc, Drodzy Czytelnicy, przyjaciele spod sądów, uczestnicy protestów w obronie konstytucji i ze Strajku Kobiet, obrońcy praw prześladowanych mniejszości, obrońcy Unii Europejskiej, obrońcy naszej planety, działacze społeczni i samorządowi – Wasza „Wyborcza” jest dziś zakładnikiem ludzi o mentalności „13 proc.” (taki jest udział przychodów Wyborczej w całym holdingu Agory – przypis A.Socha)

 

Redaktorzy uznali zwolnienie Wójcika jest nieskuteczne, a redaktor naczelny powołał go na stanowisko zastępcy redaktora naczelnego ds. Rozwoju. Każdy, kto czytał kodeks handlowy wie, że to dziecinada. To nie redaktor naczelny podpisuje umowy o pracę i wręcza wypowiedzenia, a prezes zarządu spółki, która ma osobowość prawną.
Na koniec, w odezwie, MichnikKurski wyrazili wotum nieufności wobec Zarządu Agory: „Jedyne, co ludzie z Zarządu mogliby zrobić, to nie wtrącać się, wydzielić „Wyborczą” w osobną spółkę albo odejść. Nie robią ani pierwszego, ani drugiego, ani trzeciego. Oświadczamy więc: kierownictwo „Gazety Wyborczej” całkowicie utraciło do Zarządu Agory zaufanie i składa wobec niego wotum nieufności„.

 

Zarząd odpowiedział Listem, który Wyborcza opublikowała 26 listopada. Czytamy w nim m.in.:
Jesteśmy zdumieni, że w historycznym tytule, jakim jest „Gazeta Wyborcza”, używa się wielkich słów, by bronić pozycji jednego kolegi. Spór między kierownictwem „Gazety Wyborczej” a zarządem nie jest sporem o wartości i niezależność redakcji. To spór personalny, a jego osią są sukcesja, władza, pieniądze i oczekiwanie zwiększonych przywilejów dla wybranych osób. (…). W czasie pandemii Jarosław Kurski i Jerzy Wójcik zwrócili się do zarządu z propozycją nowych warunków pracy – wyłącznie dla siebie samych. Ich oczekiwania obejmowały m.in. 12-miesięczne okresy wypowiedzenia, dodatkowe 12-miesięczne odprawy, dodatkowe urlopy zdrowotne, samochody i pełną opiekę medyczną dla rodzin. (…). W manifeście czytamy, że jesteśmy głupi i chciwi, reprezentujemy korporację, która zabiera „Wyborczej” zyski. Nikt, kto chociaż kilka lat pracuje w Agorze, nie może traktować poważnie tych słów. W ostatnich siedmiu latach w cyfrowy rozwój „Gazety Wyborczej” zainwestowaliśmy kilkadziesiąt milionów złotych i zawsze akcentowaliśmy wyjątkową rolę „Wyborczej” w naszej firmie”.

Na koniec Zarząd podkreślił, że rozstanie z Wójcikiem jest definitywne.

 

„Pozwólmy „Gazecie Wyborczej ” iść dalej swoją drogą”

 

Ten List wywołał furię Michnika. Tego samego dnia odpowiedział obelgami, które cytowałem na początku tekstu. W innym stylu, rzeczowo odpowiedzieli KurskiWójcik. Potwierdzili, iż chcieli takich zabezpieczeń, jako „zapory przed bezprawnym zwolnieniem, także w razie wrogiego przejęcia Agory”. Powołali się na przykład zwolnionego dyscyplinarnie szefa „Solidarności” Wojciecha Orlińskiego, za którym ujęło się kierownictwo, w tym KurskiWójcik. Obawiali się zemsty. (Sęk w tym, że nie ma możliwości „wrogiego przejęcia Agory”…).

 

Redakcja w Oświadczeniu z 25 listopada apeluje o pomoc do „matki założycielki”, właścicielki złotej akcji Heleny Łuczywo. „Dlaczego na to wszystko pozwalasz? Heleno, dlaczego godzisz się na powolne niszczenie także dzieła swego życia? Czy naprawdę uważasz, że o los „Wyborczej” lepiej zadba korporacja niż sam zespół „Gazety Wyborczej”?” To samo pytanie zadaje Michnik Wandzie Rapaczyński, ale obie panie milczą jak zaklęte.

 

Za to do redakcji płyną z zewnątrz akty poparcia dla Wyborczej i potępienia dla Zarządu, tak ja w czerwcu. „Nie ma lepszego rozwiązania niż szybki i przyjazny rozwód” – radził wówczas Jacek Żakowski, w przeciwnym razie „widzowie mogą zacząć bojkotować kina „Helios”. Do obrony Wyborczej włączyli się: redaktor naczelny Wydawnictwa Znak Jerzy Illg, KOD, Ogólnopolski Strajk Kobiet, Wolne Sądy, najbogatsza bizneswoman w Polsce Dominika Kulczyk.

 

Teraz mamy „powtórkę z rozrywki”. Niemal codziennie ukazują się w Wyborczej listy poparcia. Stanowisko zajął Zarząd Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”. Adam Pieczyński przez wiele lat jeden szefów TVN-u napisał: „Trudno sobie wyobrazić Polskę bez gazety Adama Michnika i jego ludzi; można bez trudu wyobrazić sobie „Gazetę Wyborczą” bez obecnego zarządu Agory”.

 

Czołowy „pistolet” Wyborczej Wojciech Czuchnowski przeprowadził śledztwo i obnażył nieudane inwestycje Agory, w których zarząd utopił dziesiątki milionów złotych. To prawda, jak w każdym biznesie, zawsze istnieje ryzyko podjęcia błędnej decyzji, co okazuje się po czasie. Niepowodzeniem zakończyły się inwestycje w portal kontaktów zawodowych GoldenLine oraz firmę Trader.com.

 

Bezprecedensowy atak władz spółki Agora na integralność „Gazety Wyborczej” – jednego z ostatnich bastionów wolnych mediów – to tragiczna wiadomość dla Polski, ale również zły przykład dla polskiego prywatnego biznesu czasów konsolidującego się ustroju autorytarnego” – rwą szaty GutkowskiKisilowski. – Silna i niezależna „Gazeta Wyborcza” to jedna z ostatnich cech odróżniających nas od Węgier czy Turcji – aspiracyjnych modeli Jarosława Kaczyńskiego”.

 

Autorzy przypominają, że Agora powstała tylko po to, żeby „służyć absolutnie wyjątkowemu społecznemu, cywilizacyjnemu i prodemokratycznemu projektowi, jakim jest „Gazeta Wyborcza”.„Pozwólmy „Gazecie Wyborczej ” iść dalej swoją drogą” – zaapelowali na koniec swojego manifestu do zarządu Szymon GutkowskiMaciej Kisilowski.

 

Od żłobka do pałacu na Czerskiej

 

W tym miejscu trzeba przypomnieć akt założycielski „Gazety Wyborczej”. Powstała na podstawie uzgodnień Okrągłego Stołu jako organ prasowy Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” w kampanii wyborczej przed wyborami parlamentarnymi w 1989 roku. „Michnik dostał wszystko za darmo – papier, lokal, transport, drukarnię, kolportaż, najlepsze pióra w kraju oraz rzecz najcenniejszą: codzienną złotówkę wpłacaną przez miliony Polaków spragnionych wolnego słowa. Ale on nie otrzymał tego na własność; to był kredyt zaufania dla całej polskiej opozycji antykomunistycznej” – napisał Stanisław Remuszko w książce „Gazeta Wyborcza – początki i okolice” , dziennikarz z pierwszego zespołu gazety. Odszedł z redakcji, która wówczas mieściła się w żłobku, na znak protestu, gdy okazało się, że udziałowcy spółki Agora Bujak, WajdaPaszyński, zgodzili się przekazać swoje udziały 16 osobom, wchodzącym w skład kierownictwa Gazety.

 

Wyborcza stała się własnością tej grupy, a jej naczelny Adam Michnik obsadził się w roli niekoronowanego Cezara III RP i z gazety uczynił organ władzy pozakonstytucyjnej, usytuowanym ponad parlamentem. Całe lata 90. to czas, w którym Michnik dzierżył rząd dusz w Polsce. Wyborcza wynosiła jednych i niszczyła innych. Poranek w III RP zaczynał się w biurach, na uczelniach i redakcjach od lektury Wyborczej. Wstępniaki gazety były ówczesnymi „przekazami dnia”.

 

Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Michnikowi i jego sekcie marzyło się stworzenie megakoncernu medialnego, z telewizją i radiem. W 1998 r. nadawanie rozpoczęło radio TOK FM, ale nie stało się głosem Michnika w każdym domu. Michnikowi i Agorze marzy się posiadanie największej w Polsce ogólnopolskiej telewizji. Dla zdobycia środków na ten cel Agora w 1999 roku debiutuje na giełdzie. Za dzwonek pociągają szef GPW RozłuckiRapaczyńska.

 

Inwestorzy wręcz wyrywają sobie z rąk jej akcje. Spółka osiąga wartość 12 mld złotych! Każdy z pakietów akcji, które posiada kilkudziesięciu pracowników spółki Agora, wart jest około miliona dolarów. Przynajmniej pięć osób z tego grona uplasuje się w czołówce największych prywatnych inwestorów giełdowych. Dzisiaj wartość rynkowa Agory niewiele przekracza 300 mln zł (8 zł za akcję).

 

Ale wówczas Wyborcza jest na fali. Otwiera w 2002 roku z pompą ogromny pałac ze szkła i stali, nową siedzibę przy ul. Czerskiej. W tym samym roku do nowej siedziby przyszedł Lew Rywin złożyć Michnikowi ofertę. W zamian za łapówkę Agora dostanie ustawę, która otworzy drogę do posiadania stacji telewizyjnej. Wybuchł skandal. Sejmowa komisja śledcza złamała na dobre wizerunek Wyborczej i Michnika. Zaczęła się równia pochyła.
Agora ratowała się rozszerzając swoje portofolio, kupując m.in. AMS, a przede wszystkim w 2010 roku sieć kin Helios, by generować zyski na utrzymanie nierentownej Wyborczej.

 

Złote akcje Agory

 

Mimo wejścia na giełdę nie było i nie jest możliwe wrogie przejęcie Agory. Przypomniał o tym na łamach Wyborczej Wojciech Orliński. O tym kto zasiada w radzie nadzorczej i zarządzie decydują właściciele uprzywilejowanych akcji serii A, zwanych metaforycznie „złotymi akcjami”. Nie można ich kupić na giełdzie.

 

Złote akcje należą do spółki Agora-Holding, ich właścicielami są: Seweryn Blumsztajn, Helena Łuczywo, Wanda Rapaczyńska, Barbara Piegdoń, Bartosz Hojka. Udziałów w Agora-Holding nie można kupić, sprzedać ani odziedziczyć. Wejść do spółki można tylko przez kooptację. Odejście oznacza umorzenie udziału. Drogą kooptacji do tego doborowego towarzystwa trafił Bartosz Hojka i został prezesem. Jest najmłodszy, ma zaledwie 47 lat.

 

W 2013 roku gdy wyleciał cały zarząd prezesa Niemczyckiego holding szukał nowego prezesa przez rok i odnalazł go w szefie agorowego pionu radiowego – który był pod każdym względem anty-Niemczyckim. Młody, dynamiczny, skuteczny, pełen pomysłów, nieuwikłany w polityczne przepychanki obozu „solidarnościowego” – tak Orliński scharakteryzował Hojkę.

 

To Hojce, o którym Michnik pisze z pogardą, Agora zawdzięcza, że jeszcze dzisiaj jest na rynku – przyznaje Orliński. To Hojka rozwinął sieć kin Helios. Jako człowiek o trzy pokolenia młodszy od Michnika nie podziela jego fobii i patrzy na holding oczyma biznesmena a nie zaczadzonego ideologa. Dlatego chce połączyć Gazetę.pl z Wyborczą. Ale to oznacza utratę przez Michnika i jego zakon niezależności.

 

Jednak sposób obrony tej niezależności przez Michnika i jego politycznych akolitów naraża ich tylko na śmieszność. Spółka giełdowa rządzi się prawami rynku, a nie ideologią i superego redaktora naczelnego. Jeśli Michnik chce zachować niezależność, to nie osiągnie jej krzycząc, żeby Agora odczepiła się od redakcji, tylko on musi odejść wraz z dziennikarzami, którzy gotowi są za niego zginąć. Tak zrobił naczelny „Rzeczpospolitej” Paweł Lisicki, zwolniony przez nowego właściciela Grzegorza Hajdarowicza.

 

Hajdarowicz niszczy wówczas najbardziej poczytny w tamtym czasie w Polsce tygodnik „Uważam Rze”, wymyślony przez Lisickiego. Niemal cały zespół tygodnika odchodzi z Lisickim. Z tej redakcji powstają dwa nowe tygodniki „Sieci” i „Do Rzeczy”. „Uważam Rze”, wkrótce padło.

 

Podobnie zachowali się dziennikarze „Trybuny Opolskiej”. Ten były organ KW PZPR nabyła spółka „Pro Media”. W prima aprilis, 1 kwietnia 1993 roku cały zespół na czele z naczelnym wyciął właścicielowi numer. Zarejestrowali nową spółkę, podpisali z nią umowy o pracę i wydali „Nowa Trybunę Opolską”. Wygrali w sądzie. Później jednak sprzedali się spółce Orkla. Woleli złotą klatkę, która też nie okazała się taka złota, od wolności. Dzisiaj ich właścicielem jest Orlen.

 

Michnik zamiast rozdzierać szaty też musi zdecydować, albo zostaje w złotej klatce Agory, albo spróbuje własnych sił na rynku, tym razem bez wsparcia gen. Kiszczaka, ale może wesprze go Soros, posiadacz ok. 12% proc akcji Agory. Obecnie ma nabyć udziały w Gremi Media (wydawca „Rzeczpospolitej”), może tam szykuje miejsca dla prometejskiej drużyny Michnika?

 

Adam Socha