Wolność słowa to wolność posiadania zasad i ich głoszenia – twierdzi WOJCIECH POKORA

W grudniu 2016 roku podczas 33. posiedzenia Sejmu, w trakcie trzeciego czytania ustawy budżetowej na rok 2017, posłowie „opozycji totalnej” zablokowali mównicę w sali posiedzeń Sejmu. Zapoczątkowali tym samym kryzys sejmowy, który popularnie nazwany został „puczem” bądź „ciamajdanem”. Obrady przeniesiono do Sali Kolumnowej a w sali obrad pozostali okupujący ją posłowie opozycji. W sieci pojawił się wówczas filmik, na którym widać posła PO Sławomira Nitrasa przeszukującego rzeczy pozostawione w ławach posłów PiS. Na nagraniu widać, jak poseł Nitras przegląda dokumenty, fotografuje je lub filmuje a następnie na dłuższą chwilę pochyla się nad czymś, czego nie widać w kadrze, może to być torebka, może teczka a może próbował odzyskać w tym czasie równowagę i zawiesił wzrok w pustkę, aby się uspokoić. Tego nie widać, bo jego działania filmowane są z daleka i obiekt jego zainteresowania jest zasłonięty sejmową ławą. Następnie poseł na jakiś czas pochyla się i nadal nie wiemy co robi, po czym wyciąga książkę, którą zabiera, pokazując kolegom i jakiś czas później odkłada.

 

 

Każdy, kto ma swoje biurko w pracy wie, że nikt nie ma prawa grzebać w jego prywatnych rzeczach. Nawet pracodawca. Żeby przejrzeć cudzą własność trzeba mieć ku temu podstawy. Regulują to przepisy prawa i zasady współżycia społecznego. Zgodnie z art. 111 Kodeksu pracy pracodawca powinien szanować godność i inne dobra osobiste pracownika. Zobowiązany jest on do zapewnienia warunków pracy, w których nie będzie dochodziło do naruszania dóbr osobistych pracowników. Dlatego powinni oni zostać poinformowani o regułach i sposobach kontrolowania i monitorowania. Informacje te mogą być zawarte w układach zbiorowych pracy, regulaminie pracy lub ogłoszone w inny sposób, np. za pośrednictwem informacji na tablicy ogłoszeń czy zarządzenia. Ważne jest też podanie zakresu i metod sprawdzania, aby były one adekwatne do celu kontroli.

 

 

Przepisy dotyczą pracodawcy! Nie kolegów z pracy. Kiedy pracodawca może dokonać kontroli? Na przykład podczas powtarzających się kradzieży w miejscu pracy. W orzeczeniu Sądu Najwyższego z 13 kwietnia 1972 r., I PR 153/72, zostało wskazane, że zatrudniający mogą przeprowadzać takie kontrole i jest to zgodne z prawem, pod warunkiem że regulują to przepisy zakładowe, dzięki którym pracownicy są uprzedzeni o takiej możliwości. Należy pamiętać, że sprawdzanie szafek powinno odbywać się w porozumieniu z przedstawicielem pracowników i z poszanowaniem zasad współżycia społecznego. Tyle.

 

 

Tymczasem mamy sytuację, że stanowiska pracy w Sejmie przeszukuje jeden z posłów. Grzebie w rzeczach kolegów i filmuje bądź fotografuje je. Mało tego, bierze sobie rzecz, którą po pewnym czasie odkłada? Gdybyśmy na podobnej czynności przyłapali kolegę w pracy to zapewne powiedzielibyśmy mu, że Dekalog w punkcie 7. mówi, by nie kraść, a w punkcie 10. by nie pożądać rzeczy bliźniego swego. Ci z nas, którzy orientują się w przepisach prawa, mogliby zacytować Art. 119 § 1 Kodeksu Wykroczeń, w brzmieniu:  Kto kradnie lub przywłaszcza sobie cudzą rzecz ruchomą, jeżeli jej wartość nie przekracza 500 złotych, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny. Byłoby to działanie tylko i wyłącznie w celu upomnienia. Przecież kolega złapany został na gorącym uczynku, grzebie w naszych rzeczach.

 

 

Tak się złożyło, że  wiceprzewodniczącemu Kolegium IPN Sławomirowi Cenckiewiczowi wpadł w oczy mem, na którym ktoś w kontekście poczynań posła Nitrasa przytoczył zapis 119 artykułu kodeksu wykroczeń. I udostępnił ten mem na swoim profilu w mediach społecznościowych. Nawet sam tego nie musiał pisać, gdyż gotowiec krążył w sieci. Poseł Sławomir Nitras wytoczył wiceprzewodniczącemu Cenckiewiczowi za to proces, uznając, że ten nazwał go złodziejem. Myślę – nie wiem tego na pewno – że profesor Cenckiewicz udostępniając wpis ocenił zachowanie posła, a nie jego osobę. Nie wiem, bo nigdzie nie znalazłem wpisu, w którym nazwał posła złodziejem. Jednak sędzia Joanna Kitłowska-Moroz, uzasadniając wyrok skazujący Cenckiewicza powiedziała:

 

 

   „Co najmniej jeden z memów sugeruje, że powód jest złodziejem. Sugestia ta jest wyraźna. Umieszczenie na cudzym zdjęciu napisu z cytowaniem treści paragrafu miało osiągnąć właśnie ten konkretny cel. To nigdy nie jest żart, to nigdy nie jest satyra (…). Nie można nikogo nazywać złodziejem ani posądzać o bycie złodziejem, jeżeli nie ma dowodów na to, że ktoś jest złodziejem”.

 

 

   W sprawie głos zabrało Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP, które w swoim oświadczeniu zauważa, że „wyrok Sądu Okręgowego w Szczecinie (…) nie uwzględnia specyfiki publicznych wypowiedzi w medium społecznościowym, jakim jest Twitter. Publikując na jego łamach każdy ma prawo przedstawiać – nawet skrajnie złośliwie – swój osobisty punkt widzenia. Charakterystyczna dla Twittera ograniczona do minimum objętość tekstu wymusza na użytkownikach formułowanie prostych i jednoznacznych przekazów, które mają często umowny, ironiczny charakter”.

 

 

Dalej CMWP zauważa, że „w myśl art. 10 ust. 1 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności, każdy ma prawo do swobody wypowiedzi, które obejmuje wolność posiadania poglądów oraz otrzymywania i przekazywania informacji i idei bez ingerencji władz publicznych i bez względu na granice państwowe”.

 

 

W świetle tego, co wydarzyło się na sali sejmowej podczas tzw. puczu uważam, że wyrok szczecińskiego sądu ma za zadanie uciszyć i zastraszyć krytyków posła Nitrasa, a nie sprawiedliwie osądzić kogokolwiek. Gdy widząc takie praktyki będziemy milczeć, szybko doprowadzimy do sytuacji, gdy wolność słowa będzie z definicji głoszeniem poglądów, które podobają się komuś, kto aktualnie sprawuje władzę. A zdecydowanie nie na tym powinna ona polegać w wolnym kraju.

 

 

Wojciech Pokora