Z NOTESEM REPORTERSKIM PO KRAJU. Nieprawość  – felieton Stefana Truszczyńskiego

Dziennikarz powinien czytać, słuchać i oglądać. Ale nie tylko z pozycji warszawskiej, ale jeździć po kraju. Więc jeżdżę na wezwania pokrzywdzonych. Chciałbym pomóc tym, którzy ludzi bronią i ujawniać szkodzących.

 

Krzywdy jest dużo. I ciągnie się ona przez dziesiątki lat. Są na szczęście obrońcy – adwokaci i pomagający, nagłaśniający sprawy dziennikarze. Niestety często są to spóźnione interwencje. Ludzie więzieni, bici nie doczekali się sprawiedliwości. Ludzie byli niszczeni, skazani na życie w nędzy, a ich  najbliżsi latami bezskutecznie walczą o zadośćuczynienie krzywd. Właściwie nie wiadomo z kim walczą. Bo państwo ustami swych najwyższych przedstawicieli wyraża się z troską, obiecuje. Jednak jego czynownicy mają te słowa za nic.

 

Siedzę na Sali sądowej w Katowicach. Przedmiotem sprawy jest los człowieka, Pana Adama Jastrzębowskiego, który był dzielny i nie bał się w obliczu najpierw brunatnej, a potem czerwonej zarazy stanąć do walki z nadzieją i bronią w ręku. Gdy nadeszło ze wschodu wyzwolenie od hitlerowców, został zniszczony rodzimymi rękami. Bez uwzględnienia tego, że walczył jako żołnierz podziemia. A wraz z nim walczyła, tak(!) walczyła o życie i przetrwanie jego rodzina.

 

Siedzę na sali, słucham. Potem wertuję materiały przygotowane przez gliwicką kancelarię mecenasa Andrzeja Wołoszyna. Otrzymuję wyroki kolejnych instancji. Dokumenty odwołań. Obrońców, prokuratury. I to z najważniejszego szczebla. Ciągle z nadzieją czekają rodziny. I ja czekam. Ale i informuję. Ktoś powie – to tylko drobne przykłady działania bezwładnej machiny sprawiedliwości. Ten walec może i drgnął, ale niestety nadal miażdży ludzi skrzywdzonych, oszczędzając srebrniki należne za krew, ból i lata pogardy.

 

Pan Adam Jastrzębowski to „żołnierz wyklęty”.

 

W dramatycznym liście do dzisiejszej władzy wdowa, 90-letnia Pani Irena Jastrzębowska pisze o dramacie męża. O tragicznym losie rodziny. Żołnierz, z tych którzy rzeczywiście byli przez zbrodniarzy wyklętymi, Adam Jastrzębowski, doznał ze strony aparatu nacisku wieloletniego więzienia, strasznych tortur z zagrożeniem utraty życia. Cierpień, szykan, prześladowań, utraty zdrowia doznała cała wielodzietna rodzina państwa Jastrzębowskich.

 

Dwa lata temu Prokurator Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu w Lublinie umorzył śledztwo przeciwko oprawcom z Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego z Mławy. W Postanowieniu z dnia 30 maja 2016 o umorzeniu śledztwa czytam wprawdzie: „nie budzi wątpliwości fakt popełnienia przez funkcjonariuszy Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Mławie zbrodni komunistycznej na szkodę Adama Jastrzębowskiego”. Napisano również: „… umieścili go w piwnicy, bili, przypalali paznokcie cygarem, wlewali wodę do nosa, unieruchamiając uprzednio pokrzywdzonego na ławie, układając go na plecach i przytrzymując za włosy…”.

 

To wszystko działo się w 1949.

 

Za co tak torturowano człowieka?

 

Za to, że – cytując dalej Postanowienie prokuratora z 2016 roku: „w rodzimej wsi Jastrząbki powiat Mława w okresie letnim 1941 r. wstąpił do miejscowej organizacji Narodowe Siły Zbrojne. W latach 1943 – 44 zdobywał dokumenty dla ukrywających się członków organizacji (…) Przez cały okres okupacji był członkiem ruchu oporu, początkowo NSZ, a następnie AK. W maju 1945 roku po wyzwoleniu terenów Mazowsza został aresztowany przez funkcjonariuszy z Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Mławie (…) osadzono go wówczas w piwnicy siedziby Komendy Milicji w Mławie. Przesłuchiwali go nieznani mu funkcjonariusze UB. Zapamiętał jedynie nazwisko „Złotowski”, który był starszym oficerem i prawdopodobnie kierownikiem grupy śledczej”. To było rzeczywiście przed laty. Adam Jastrzębowski więziony był przez lat pięć. Zbrodniarze dawno już nie żyją. Żyje rodzina, której ta sama władza zgotowała koszmar egzystencji – lata chorób i cierpienia psychicznego.

 

Dziś po latach zabiegów o odszkodowanie prokurator z Katowic w apelacji uzasadniającej z dn. 2 października 2019 roku żonie i córkom ofiarom stalinowskich zbrodni dokonywanych polskimi rękami redukuje zasądzone przez Sąd Okręgowy odszkodowanie, wysokość zadośćuczynienia – czterokrotnie. Cytuję: „Zarzucam rażącą niewspółmierność zasądzonego na rzecz wnioskodawczyń wygórowanego zadośćuczynienia w kwocie po 470 000 zł nieadekwatnego do rozmiaru krzywd moralnych i fizycznych jakich doznał Adam Jastrzębowski co skutkowało ich bezpodstawnym wzbogaceniem (…) wnoszę o zmianę zaskarżonego orzeczenia przez rozstrzygnięcie o zasądzeniu na rzecz wnioskodawczyń w kwocie po 117 500 zł oraz wskazanie, iż na działalność na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego (Dz. U. z dnia 23 kwietnia 1991 r.), było co do zasady słuszne”.

 

Krzywda i zadośćuczynienie. Zbrodnia i nieprawość.

 

Cytując dalej z pisma Katowickiej Prokuratury Okręgowej do Sądu Apelacyjnego w tymże mieście, bezczelnie nazywanego w czasie wrednego okresu – Stalinogrodem: „wysokość zadośćuczynienia za doznaną krzywdę wynikła z pozbawienia wolności należy więc do sfery swobodnego uznania sędziowskiego, co implikuje stwierdzenie, że zarzut wadliwego określenia wysokości zadośćuczynienia może być uwzględniony jedynie w sytuacjach, w których przyznane zadośćuczynienie w sposób oczywisty i rażący nie odpowiada relewantnym okolicznościom, występującym w danej sprawie, jest niewspółmierne do stopnia i długotrwałości cierpień doznanych przez wnioskującego o zadośćuczynienie”.

 

Trudno spokojnie czytać treść apelacji prokuratora. I jeszcze ten język.

 

Jakaż przepaska oślepia i jakaż waga mierzy ból w złotówkach. To są pytania również do Prokuratury Krajowej reprezentowanej przez Departament Postępowania Sądowego, która w piśmie do Pani Ireny Jastrzębowskiej i jej córki Ewy Domańskiej (4 X 2019), informuje o zwrocie akt sprawy do Sądu Okręgowego w Katowicach, a także (w sprawie cofnięcia apelacji) do Prokuratury Rejonowej w Katowicach.

 

Wiekowa wdowa czeka. W liście do Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobro pyta: „Czy Pan autentycznie przeciwny jest stanowisku Prokuratury Okręgowej w Katowicach? Z wielką ufnością oczekuję jednoznacznej i rzetelnej odpowiedzi (…).”

 

***

 

Z notesu reportera: po wyjściu z sądu w Katowicach poszedłem z Adamem Słomką pod mury sąsiadującego z sądem więzienia. Zamykano go tam wiele razy. Omawiamy kolejną sprawę. Będzie ona miała miejsce w Bielsku Białej.

 

Stefan Truszczyński