Za co podpadli Strzyczkowski i Olszański – komentarz ADAMA SOCHY

Poseł PiS i członek Rady Mediów Narodowych Joanna Lichocka w wywiadzie dla WP oświadczyła: „Skończyły się czasy dziennikarzy podwieszonych pod polityków„. Spokojnie, nie mówiła o sobie, a o zwolnionych Kubie StrzyczkowskimMichale Olszańskim, który przez 20 lat prowadził popularny „Magazyn Ekspresu Reporterów” TVP.

 

Bezpośredni przełożony wręczył Olszańskiemu wypowiedzenie, bez podania przyczyn. Dał jedynie do zrozumienia, że to nie jego decyzja tylko „tych z góry”. Zdaniem Olszańskiego „wyautowano” go, gdyż, jak to ujął w wywiadzie dla WP: „Ja nie jestem z ich ekipy”. Przypuszcza, że gwóźdź do trumny wbił sobie robiąc wywiad z pierwszą polską drag queen. Poprzedni dyrektor „Trójki” Tomasz Kowalczewski nie puścił mu tego wywiadu, „powiedział, że nie będzie w Trójce rozmów z gejami”. Nowy dyrektor Kuba Strzyczkowski zgodził się na emisję.

 

To, że Olszański „podskakuje” szefowie mieli uznać po tym, jak poprowadził rozmowę z prezesem Jarosławem Kaczyńskim w ”Pytaniu na śniadanie” TVP. Pijarowcom chodziło o ocieplenie wizerunku prezesa. Rozmowa była o kotach i kuchni, o matce. Niestety, prezes Kaczyński „chlapnął”, że przyjaźni się z prezes Trybunału Konstytucyjnego Julią Przyłębska i jada z nią obiadki. Opozycja natychmiast to podchwyciła. Po tym wywiadzie najpierw pracę w tym programie stracił Olszański, a później Monika Zamachowska.

 

Wirtualna Polska zwróciła się do Joanny Lichockiej o rozmowę w sprawie zwolnienia Olszańskiego i czystki w „Trójce”, przypuszczając, iż to ona dała hasło do ostatecznej rozprawy ze „złogami PRL-u” w mediach publicznych, atakując na portalu niezalezna.pl „Trójkę”: „Niski poziom muzyczny, fatalny styl publicystyczno-dziennikarski, te wszystkie strzeliste akty na rzecz wolności LGBT plus, jakie słyszymy w wykonaniu Michała Olszańskiego czy Ernesta Zozunia, prowadzą do coraz niższej słuchalności radia” – napisała.

 

Oczywiście, Lichocka w wywiadzie dla WP stanowczo zaprzecza: „nie mam wpływu na politykę kadrową w mediach publicznych i nie chcę takiego wpływu mieć. (…) nie ma żadnej możliwości ingerowania w politykę kadrową. To jest kompetencja zarządów, szefów anten i redakcji. Nie mamy i nie możemy mieć możliwości wtrącania się, bo to jest odpowiedzialność prezesa Jacka Kurskiego, prezes radia Agnieszki Kamińskiej czy prezesa PAP Wojciecha Surmacza”.

 

Jednak każdy, kto pracuje w mediach publicznych, a ja pracowałem prawie 12 lat, doskonale wie, jak załatwia się posady antyszambrując pod gabinetami polityków i jak się je traci, jeśli wpływowemu politykowi się czymś podpadnie. Ja podpadłem bardzo politykom PiS-u w Olsztynie – nie za to, co mówiłem na antenie radiowej, bo nic nie mówiłem, byłem od obsługi portalu, a później asystentem w dziennikach, czyli wykonywałem polecenia – ale za to, co pisałem w obywatelskim, bezpłatnym piśmie „Debata”. Prezes Zarządu Regionu PiS w Olsztynie Jerzy Szmit i posłanka PiS z Olsztyna Iwona Arent w porannej rozmowie „na żywo” w Radio Olsztyn atakowali mnie za teksty na temat PiS-u w „Debacie” kilkakrotnie. Poseł Arent nazwała „Debatę” „szmaciarską gazetą”, a mnie „chorym z nienawiści”, piszącym „kłamstwa i bzdury”. Uratowało mnie przed zwolnieniem to, że byłem już w okresie przedemerytalnym.

 

Dlatego, to co mnie najbardziej w tym wywiadzie z Joanną Lichocką zdumiało, to stwierdzenie, że za „dobrej zmiany” skończyły się czasy dziennikarzy podwieszonych pod polityków. Muszę w całości przytoczyć ten fragment wywiadu, bo to jest „perełka”: Dziennikarz pyta: „Wracając do Trójki: Kuba Strzyczkowski i jego pracownicy mogą czuć się zawiedzeni, bo mieli rzekomo gwarancje niezależności od wicepremier Emilewicz oraz Piotra Glińskiego”. J. Lichocka: To jest jednak niesamowite – dziennikarze mówią otwarcie, że umówili się z ważnymi politykami PiS, że mają gwarancje pracy. Śmiem wątpić, czy pani premier Emilewicz i pan premier Gliński mieli w ogóle świadomość, że są na przykład gwarantami wywiadów z drag queen pana Olszańskiego albo innych poczynań pana Zozunia i jego kolegów. „Takie stawianie sprawy, to pokazanie mentalności z czasów funkcjonowania mediów w PRL i przez okres III RP, gdy najpierw były rządzone przez sekretarzy PZPR, a potem ludzi SLD, PO i PSL czy UW – mówi Lichocka. –Taktyką takich dziennikarzy, którzy zaczynali jeszcze w PRL, było znalezienie sobie politycznego patrona i podwieszenie się pod niego, żeby trwać. Naprawdę stara metoda. Tyle, że to tak już nie działa”.

 

Proszę zwrócić uwagę na manipulację. Dziennikarz mówi o „gwarancji niezależności”, a ex-dziennikarka przekręca to i mówi o „gwarancji pracy”. W następnym zdaniu Lichocka włącza lekki szantaż pod adresem wicepremierów, żeby czasem nie przyszło im do głowy dotrzymać słowa i interweniować. Taka interwencja może bowiem zostać odebrana na Nowogrodzkiej jako oddawanie mediów „ideologom LGBT”.

 

Jednak najbardziej w tej odpowiedzi rozczuliło mnie stwierdzenie, że „podwieszanie się pod politycznego patrona już nie działa”. Ten passus powinien przejść do historii, tak jak zwrot „pokazać komuś gest Lichockiej” przeniknął do powszechnego języka, stając się eufemistycznym określeniem wulgarnego gestu.
Przypomnę, że chodzi o pokazanie przez posłankę PiS środkowego palca opozycji po tym jak PiS wygrał głosowanie o przyznanie 2 mld zł TVP. Posłanka tłumaczyła, że jedynie przesuwała dwukrotnie palcem pod okiem, energicznie, bo była zdenerwowana.

 

Posłanka PiS, członkini Rady Mediów Narodowych mówiąc, że „mentalności z czasów funkcjonowania mediów w PRL” skończyła się wraz z wygraną PiS-u powtarza scenę z „Misia” Barei, gdy gość na próżno prosi o wydanie z szatni płaszcza i słyszy od kierownika szatni: „Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?”.

 

I tylko Kuby StrzyczkowskiegoMichała Olszańskiego żal. Żal dziennikarzy, którzy przez wiele lat swojej pracy udowodnili widzom i słuchaczom swój kunszt zawodowy. Byli wzorcami dziennikarstwa bezstronnego, impregnowanego na naciski polityczne, zachowującego dystans wobec wojujących stron. Giną „ostatni Mohikanie” rzetelnego dziennikarstwa, służącego widzom, słuchaczom a nie politykom i partiom politycznym.

 

Adam Socha