Policja na Marszu Niepodległości popełniła wiele błędów, ale fotoreporterzy popełnili ich jeszcze więcej. Milczenie o swoich błędach jest charakterystyczne dla naszego społeczeństwa. Prowadzi to oczywiście do ich powtarzania, a nie eliminowania.
Bezpieczeństwo i Higiena Pracy (BHP)
To takie nudne szkolenia, z których zapamiętujemy, że nie można bujać się na krześle, gdy się pracuje przy biurku i powinno się siedzieć prosto. (Przepraszam, że tak chwilowo spłaszczyłam ten ważny temat). Po wydarzeniach 11.11.2020 r., zaczęłam myśleć jak powinno wyglądać szkolenie BHP osoby, która chce wykonywać zawód fotoreportera.
Pierwsza zasada powinna brzmieć:
Nie ma takiego zdjęcia dla którego warto zginąć lub zostać niepełnosprawnym. Najgorzej dostać dla słabej ilustracji. Oczywiście tym co giną lub zostają okaleczeni wiele razy wcześniej się udaje. Ryzyko czasem skutkuje ważną fotografią, dlatego te wszystkie łuty szczęścia działają na niekorzyść fotoreporterów, ignorują niebezpieczeństwo. Tak, nie każdy rzucony kamień czy petarda trafia, nie każda wystrzelona kula zabija. Minimalizowanie zagrożeń i analizowanie tego, czy warto dla danego ujęcia ryzykować, jest postawą bezpieczeństwa.
Druga zasada:
Stanie na linii frontu, czy między bijącymi się grupami jest ryzykowne i raczej wychodzi się z takich sytuacji ze szwankiem, a nie bez szwanku. Centrum wydarzeń lepiej fotografować niż w nim stać. Fotoreporter ma widzieć, a nie uczestniczyć.
Trzecia zasada:
Zachowuj się tak, by nikt nie miał wątpliwości, że jesteś świadkiem, a nie uczestnikiem. Ubierz się tak, by nie wyglądać jak strony konfliktu. Zawsze miej legitymację pod ręką, by ją okazać, gdy jest to konieczne.
Po czwarte:
Odpowiedzialność. Fotoreporter nie może stwarzać zagrożenia dla fotografowanych.
Współpraca z policją
Dlaczego dziś piszę o BHP? Nie byłam obecna na Marszu Niepodległości, obejrzałam mnóstwo zdjęć i filmów i z przerażeniem myślę o tym, co się wydarzyło 11.11.2020 r., co od lat dzieje się na Marszach Niepodległości. Przeczytałam oświadczenia różnych organizacji dziennikarskich, organizacji zajmujących się prawami człowieka, wysłuchałam i przeczytałam wypowiedzi różnych osób oraz popisy fałszywych obrońców fotoreporterów.
Osobom, które w przeszłości, potrafiły nie akredytować fotoreporterów na wydarzenie, bo im się redakcja nie podobała, już dziękuję. Zacznijcie zmianę postawy wobec nas od siebie.
Już chciałam tego tekstu nie pisać, bo bardzo nie lubię pisać. Miałam milczeć, bo nawet ja nie lubię być kontrowersyjna, ale przeczytałam tekst Łukasza Warzechy na stronie SDP (TUTAJ) i nie mogę nie napisać.
Uważam, że w zeszłym tygodniu, policja popełniła wiele błędów, ale fotoreporterzy popełnili tych błędów jeszcze więcej. Milczenie o swoich błędach jest charakterystyczne dla naszego społeczeństwa. Prowadzi to oczywiście do powtarzania błędów, a nie ich eliminowania. Wymagamy tylko od innych, ale nie od siebie.
Rzecznik Komendy Stołecznej Policji pan nadkomisarz Sylwester Marczak nie kłamał na pomarszowych konferencjach prasowych o „współpracy policji z fotoreporterami”. Oczywiście w języku polskim współpraca z policją kojarzy się z informowaniem policji i pomaganiem policji. Nic z tych rzeczy. Nieustająco apeluję do fotoreporterów, a właściwie im przypominam, na wszelki wypadek, że: nie nosimy zdjęć na policję, nie dzielimy się naszymi informacjami, nie pomagamy policji w ich obowiązkach.
Tak, od początku pandemii jako Stowarzyszenie Fotoreporterów rozmawiamy z KSP o zasadach pracy fotoreporterów, w różnych sytuacjach, gdzie spotykamy policję. Impulsem do tych rozmów było kierowanie do sądu spraw za pracowanie fotoreporterów na ulicy w czasie lockdownu. Piękny jest art. 14 Konstytucji „ Rzeczpospolita Polska zapewnia wolność prasy i innych środków społecznego przekazu” i od pierwszej mojej rozmowy z rzecznikiem KSP, jako SF, próbujemy ustalić co to praktycznie znaczy. Po kilku miesiącach spotkaliśmy się również z panem inspektorem Mariuszem Ciarką (rzecznik Komendanta Głównego Policji – przyp. red) i rozmawialiśmy już o konkretnych rozwiązaniach i ich wprowadzeniu w całej Polsce. Rozmawialiśmy o procedurach legitymowania, poruszania się fotoreporterów w czasie zdarzeń dynamicznych i spontanicznych. Wstępnie omówiliśmy temat znaczników odblaskowych dla fotoreporterów i zasady ich używania.
Niestety, ja osobiście, nie zdążyłam ich wyprodukować na dzień 11.11.2020 r., za co serdecznie przepraszam fotoreporterów i policję. Nie ułatwiliśmy sobie zadania. Mam nadzieję, że nie rezygnujemy z tego projektu i będziemy go kontynuować.
Każda taka sprawa to proces, nie da się zrobić jej z dnia na dzień, szczególnie, jak historia oznaczania dziennikarzy, ma długą historię dziennikarskiego oporu i torpedowania wszelkich pomysłów np. kamizelek, jednej legitymacji itd. Czy już dojrzeliśmy sprawdzimy niedługo. Fotoreporterzy, chyba dojrzeli.
Dziś już wiem, że w znacznik trzeba będzie wszyć informacje: opaska ta nie chroni przed kamieniami, petardami i innymi ciężkimi przedmiotami. Nie chroni przed postrzeleniem i gazem pieprzowym. Zalecamy ostrożność przy wykonywaniu obowiązków służbowych.
Błędy policji
1.Strzelanie z broni gładkolufowej tak wysoko, że trzy osoby zostały trafione w głowę, w tym fotoreporter Tomasz Gutry.
2.Rozkaz o wyrzuceniu „wszystkich, kto nie z policji” z Dworca Warszawa Stadion i okolic. Nie tak widzę realizowanie prawa do informacji.
3.Metody tego wyrzucenia, bicie pałka osób z podniesionymi rękami, użycie gazu.
Błędy fotoreporterów
1.Wchodzenie pod nogi pododdziałom zwartym.
2.Pan Gutry nie tylko wszedł pod nogi pododdziału, zignorował całkowicie, że stał się tarczą ochronną dla bandytów rzucających w policję petardami i innymi przedmiotami.
3.Jeśli definiujemy zawód fotoreportera jako posiadacza aparatu lub telefonu, to wiele z takich osób miało opaski białoczerwone na ramieniu jak inni uczestnicy marszu.
4.Na dworcu Warszawa Stadion nieoznaczeni fotoreporterzy mieszali się z uczestnikami marszu, którzy na dworcu urządzili regularną bitwę z policją. Nikt mi nie wmówi, że na znanych wszystkim zdjęciach, to fotoreporter niesie flagę.
Rozmawiałam z kilkoma fotoreporterami obecnymi na dworcu Warszawa Stadion, gdy policja dała rozkaz wyjścia, żaden z nich nie pokazał legitymacji prasowej. Nawet widać to na zdjęciu schodzących po schodach, nikt nie trzyma w ręku legitymacji prasowej.
Jest mi bardzo przykro, że pan Tomasz Gutry został postrzelony w twarz, że dziennikarze na dworcu Warszawa Stadion dostali pałką. Mam nadzieję że wszczęte kontrole odpowiedzą na wszystkie pytania i wątpliwości. Ja nadal jestem gotowa spokojnie i merytorycznie rozmawiać o tym, jak nie popełniać błędów i realizować art. 14 Konstytucji, najlepiej jak to możliwe. Że na złożone skargi (większość znanych mi fotoreporterów skargi nie składa) odpowiedzą powołane organy po uczciwym dochodzeniu, bo nie ma nic gorszego niż przymykanie oka na błędy. Konsekwencją nie powinna być ślepa zemsta, bo niesprawiedliwe kary są kontrskuteczne.
Jak patrzę na Marsz Niepodległości i ludzi z aparatami, to mam dysonans, bo wiem ile jest etatów fotoreporterskich w Warszawie. Wiem, to zawód wykonywany przez jednoosobowe firmy i wolnych strzelców na umowie o dzieło. Przeraża, że stworzyliśmy modę na turystykę „zadymową”. Tłumy posiadaczy aparatów przychodzą na MN, by przeżyć przygodę i sprawdzić się w roli dzielnego fotoreportera. Szanowne Panie i Panowie zadyma to nie zabawa, można stracić oko.
Nie róbcie tłumu dla lajka na FB, bo te lajeczki, mówią o sympatii do Was a nie o tym czy zrobiłeś dobre zdjęcie. Jak wyżej napisałam, stracenie oka, dla bylejakiego zdjęcia nie jest mądre, ale ryzykowanie dla zdjęć o niczym, jest darwinowskie.
Fotoreporter ma legitymację prasową z zarejestrowanego tytułu prasowego, ma zlecenie z redakcji na zdjęcia z wydarzenia, ma doświadczenie i sprawność, która pozwoli mu ocenić sytuację i uniknąć zagrożeń. Przestańcie się bawić w Marsz Niepodległości.
Ludmiła Mitręga, prezes Stowarzyszenia Fotoreporterów
Fot. Adam Nurkiewicz