Zdrajca, czy… dobry wódz? – TADEUSZ PŁUŻAŃSKI o Edwardzie Śmigłym-Rydzu

11 marca 1886 r. urodził się Edward Śmigły-Rydz. W tym kontekście warto wrócić do  ataków na Naczelnego Wodza w związku z jego decyzją o opuszczeniu kraju we wrześniu 1939 r. Propaganda niemiecka nazywała go tchórzem. Kampanię oszczerstw kontynuowała po wojnie okupująca Polskę przestępcza grupa komunistów, twierdząc, że wyjeżdżając do Rumunii dopuścił się razem z „sanacyjną kliką” zdrady stanu.

Poglądy o zdradzie, tchórzostwie głosiła część antysanacyjnej opozycji, która utworzyła w Paryżu pierwszy emigracyjny rząd Władysława Sikorskiego. Atmosfera linczu wobec przedwrześniowych władz ułatwiła skazanie po wojnie wielu polskich patriotów z dekretu o „faszyzacji kraju i odpowiedzialności za klęskę wrześniową”.

Dowodził dobrze

Ale po kolei. W grudniu 1922 r. Józef Piłsudski napisał o Śmigłym-Rydzu: „…nie zawiódł mnie ani w jednym wypadku… pod względem mocy charakteru i woli stoi najwyżej pośród generałów polskich… jeden z moich kandydatów na Naczelnego Wodza”. Ówczesny, pierwszy Marszałek Polski miał jednak jedno istotne zastrzeżenie wobec przyszłego, drugiego Marszałka Polski: „nie jestem pewien jego zdolności operacyjnych w zakresie prac Naczelnego Wodza i mierzenia sił nie czysto wojskowych, lecz całego państwa, swego i nieprzyjacielskiego”.

W przeciwieństwie do PRL-owskich fałszerstw, odkłamywana w III RP historia jest wobec Śmigłego coraz bardziej łaskawa. Główna teza na jego obronę brzmi: we wrześniu 1939 r. dowodził dobrze. Stosując technikę manewru przedłużył opór polskiej armii. Późniejsza klęska Francji pokazała, że nie mieliśmy się czego wstydzić. Szef francuskiej misji wojskowej w Polsce, gen. Faury, porównując opór Polaków w 1939 r. i Francuzów w 1940 r. wykazywał, że Śmigły-Rydz lepiej prowadził wojnę, niż gen. Maurice Gamelin, francuski Wódz Naczelny. Z kolei gen. Herman Pokorny podkreślał „jak fachową i gruntowną pracę wykonały polskie dowództwa wojskowe z okresu przedwojennego – pracę, która w swej wzorowości może służyć za przykład każdej armii świata”.

Największy błąd

To wszystko nie oznacza, że we wrześniu nie popełniono błędów. Piłsudczyk płk Wacław Lipiński (krytyczny wobec przedwojennej polityki Rydza) w opracowaniu „Wojna polsko-niemiecka” napisał: „uniknięcie tych błędów i zaniedbań nie odmieniłoby stosunku sił gospodarczych i militarnych i nie odwróciłoby katastrofy…”.

Największym błędem było nieogłoszenie od razu stanu wojny z ZSRS. Słynna dyrektywa Śmigłego do wojska z 17 września 1939 r.: „Z bolszewikami nie walczyć, jeżeli nas nie zaatakują”, miała dalekosiężne skutki. Nie wzywała jednoznacznie do oporu przeciwko najeźdźcy a potem ograniczyła działania polskich władz. Gdyby Rzeczpospolita już od 17 września była w stanie wojny ze Związkiem Sowieckim, to po agresji Hitlera na swojego byłego sojusznika 22 czerwca 1941 r., rozmowy polsko-sowieckie musiałyby dotyczyć układu pokojowego. Dopiero potem można byłoby formułować koncepcje współpracy i działań sojuszniczych. Układ pokojowy wtedy zawarty (Hitler maszerował już na Moskwę) musiałby jednoznacznie odrzucić aneksje terytorialne Rosji z 1939 r., a nie – jak w układzie Sikorski-Majski (30 czerwca 1941 r.) – zawierać mgliste sformułowanie: „Rząd ZSRR uznaje, że traktaty sowiecko-niemieckie z 1939 r., dotyczące zmian terytorialnych w Polsce, utraciły swoją moc”. W zaistniałej sytuacji polski rząd nie mógł jednak wymóc na Stalinie, aby potępił zdradziecki najazd i zrezygnował z pretensji do naszych ziem.

Postawa władz RP w 1939 r. ułatwiła również sytuację Rumunii, która stwierdziła, że nie ma podstaw prawnych dla zadziałania sojuszu obronnego zawartego w 1921 r. z rządem polskim przeciw Rosji. Rumuni chcieli pójść jeszcze dalej – pod naciskiem III Rzeszy domagali się (całe szczęście bezskutecznie), aby po przekroczeniu granicy polskie władze zrzekły się swych konstytucyjnych uprawnień, a więc podały do dymisji.

Jerzy Łojek w „Agresji 17 września 1939” pisze, że deklaracja rządu, mówiąca o zaistnieniu stanu wojny z drugim najeźdźcą była konieczna: „Wyjaśniłaby rolę ZSRR wobec Niemiec całej światowej opinii publicznej, a to ogromnie utrudniłoby później rządom Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych szukanie porozumienia ze Związkiem Radzieckim za tzw. wszelką cenę. (..) Być może losy Polski w Drugiej Wojnie Światowej wyglądałyby wtedy inaczej”.

Umarł za życia

18 września 1939 r., około godziny 4, Edward Śmigły-Rydz przekroczył graniczny most z Rumunią na Czeremoszu. Podobno do końca wahał się, rozważał możliwości przedzierania się do walczących. Podczas ostatniej odprawy w Kutach miał powiedzieć do Ignacego Mościckiego: „A więc, Panie Prezydencie, jak umówiliśmy się – ja zostaję z wojskiem”. Już po przejściu granicy chciał wrócić do kraju, ale jego otoczenie – zarówno politycy, jak i wojskowi, nalegali na szybki wyjazd do Francji. Nikt nie przypuszczał, że za chwilę zostaną internowani, że wpadną w „rumuńską pułapkę”.

We wspomnieniach Śmigły-Rydz zapisał:

„Dnia 17 września znalazłem się w sytuacji, w której o jakimkolwiek dowodzeniu nie mogło być mowy. Postanowiłem, mając przy tym zapewnienie rumuńskie, przedostać się do Francji, lub Anglii… Nie było dla mnie rzeczy łatwiejszej, jak znaleźć śmierć w drodze z Kosowa ku granicy. Nie było nic łatwiejszego, jak udać się do któregoś z najbliższych oddziałów czy też samolotem do oblężonej Warszawy lub grupy Kutno, lecz gdy (…) pomyślałem, kto będzie tę wojnę polską nadal prowadził i sprawy polskiej bronił nie tylko wobec nieprzyjaciela, lecz i wobec Sprzymierzonych – postanowiłem nie ulec sentymentom osobistym, łatwym do wykonania i prowadzić walkę nadal …”.

Marszałek Senatu Bogusław Miedziński, który nota bene proponował, aby władze przeszły do Rumunii w ostatniej chwili, ostrzeliwując się przed nieprzyjacielem na Czeremoszu, tak ocenił decyzję Marszałka: „Gdyby umarł, to by żył; wobec tego, że żyje – umarł”.

„Droit de passage”

Czy Naczelny Wódz mógł liczyć na przedostanie się do Francji? „Droit de passage”, czyli prawo tranzytu przez Rumunię, miały tylko cywilne władze II RP. Ale internowanie obcego wojska przez kraj neutralny, jakim była wówczas Rumunia, było zgodne z konwencją haską z 1906 r. Tymczasem zatrzymano nawet, całkowicie bezprawnie, prezydenta i rząd. Faktem jest jednak, że wielu wojskowym udało się wydostać z Rumunii. Generał Władysław Sikorski np. przekroczył granicę na Czeremoszu półtorej godziny po Marszałku, ale nie został internowany. Po kilku spotkaniach z przedstawicielami francuskich władz politycznych i wojskowych, które popierały internowanie polskiego rządu, przyjął propozycję tworzenia polskiej armii i rządu we Francji. Podobnie po stronie Sikorskiego stanęła również ambasada polska w Bukareszcie.

Śmigły pisze dalej: „Na decyzję moją [wyjazdu z kraju] wpłynęło poza tym to, że otrzymałem informację, iż pewna grupa weszła w pertraktacje z niektórymi politycznymi i wojskowymi czynnikami francuskimi, by – wykorzystując nieuniknioną porażkę Polski – dojść za cenę tak właściwego tym czynnikom oportunizmu politycznego do zrzeczenia się praw do całego szeregu zobowiązań – do opanowania władzy i przeprowadzenia porachunków politycznych… ”.

Wiadomo, że Sikorski miał żal do sanacyjnych polityków. Odsunięty od władzy po przewrocie majowym, nie został również zmobilizowany we wrześniu 1939 r. Na kilkakrotne prośby Śmigłego-Rydza o jakikolwiek przydział, Marszałek odpowiadał, że chwilowo nie ma takich możliwości, ale polecił zgłosić się do dyspozycji we Francji.

Brutalna ingerencja

Śmigłego-Rydza przetrzymywano najpierw w Craiowej (daleki, południowo-zachodni zakątek Rumunii), a potem w małej miejscowości na południu Karpat. W listopadzie 1939 r., pod wpływem nacisków urzędującego już premiera Władysława Sikorskiego, musiał zrzec się funkcji Naczelnego Wodza (choć w ówczesnej sytuacji nie było to konieczne). Wprawdzie sytuacja była niezwykła, ale Sikorski zdecydował się tworzyć rząd w momencie, kiedy legalne władze cały czas istniały, co nosiło znamiona zamachu stanu. Nowa ekipa rządowa, w emigracyjnych warunkach, rozpoczynała rozprawę z sanacją (powoływano komisje do wykrycia winnych klęski wrześniowej, składano wnioski o ich rozliczenie, z pozbawieniem obywatelstwa i postawieniem przed sądem włącznie, zamykano sanatorów w obozach na terenie Francji i Anglii, nie interweniowano w sprawie internowanych w Rumunii).

Można oczywiście twierdzić, że zmiana ekipy rządzącej odbyła się zgodnie z normami konstytucyjnymi. Ponieważ internowane władze polskie nie mogły pełnić swoich obowiązków, musiały podać się do dymisji. Na mocy konstytucji prezydent miał prawo wyznaczyć swego następcę. Początkowo mianował jednak nie Władysława Raczkiewicza, ale gen. Bolesława Wieniawę-Długoszowskiego (wcześniej – od 1 września – obowiązki następcy pełnił Śmigły-Rydz), ale pod wpływem opozycji skupionej wokół Sikorskiego, nie zgodzili się na niego Francuzi. Była to brutalna ingerencja w nasze sprawy wewnętrzne, pogwałcenie prawa międzynarodowego. Z kolei najstarszym rangą generałem służby czynnej, który powinien objąć zwierzchnictwo nad polskim wojskiem na Zachodzie był Kazimierz Sosnkowski, ale Władysław Sikorski nie przekazał mu władzy. Naczelnym Wodzem został on dopiero po tragedii w Gibraltarze.

Ciągłość państwa

 Z Rumunii Śmigły-Rydz uciekł na Węgry, a w październiku 1941 r. przedostał się do okupowanego kraju. Wrócił dlatego, aby dalej walczyć. Ale to już inna historia. W tym tekście najważniejsze jest co innego. Niezależnie od oceny Władysława Sikorskiego i sposobu przejęcia przez niego władzy, gabinet, którym kierował, był w pełni legalnym reprezentantem polskich interesów wobec państw sojuszniczych i całego świata. Umożliwiła to właśnie decyzja władz II RP i Naczelnego Wodza Edwarda Śmigłego-Rydza o opuszczeniu kraju 18 września 1939 r. Rząd londyński przez 50 lat stał jednoznacznie na straży niepodległości Polski, podważając układy jałtańskie, a w końcu w 1990 r. przekazał insygnia władzy prezydentowi Wałęsie. Dzięki „sanacyjnej klice” ciągłość państwa została zachowana.