Amor w olsztyńskim parku Zamkowym to ja. Rozmowa z wnukiem olsztyńskiej rzeźbiarki Balbiny Świtycz-Widackiej

„Amor” Balbiny Switycz-Widackiej w parku Zamkowym w Olsztynie. Fot. Teresa Kaczorowska

Babcia, absolwentka krakowskiej ASP, wychowanka prof. Laszczki, nie ceniła zdeformowanej, hołdowniczej sztuki socrealistycznej. Wolała klasykę – mówi dr Kamil Solarski, wnuk Balbiny Świtycz-Widackiej (1901-1972), artystki rzeźbiarki pochodzącej z Kresów, która przez ostatnie 20 lat swego życia mieszkała i tworzyła w Olsztynie, w rozmowie z Teresą Kaczorowską.

Teresa Kaczorowska: Podczas wakacji turyści odwiedzają często Warmię i Mazury, w tym stolicę regionu Olsztyn, gdzie w parku Zamkowym zachwycają się licznymi pomnikami Balbiny Świtycz-Widackiej, jak „Wiosna”, „Amor”, czy fontanna „Ryba z dzieckiem”. W tym roku, dokładnie 28 lipca 2022 r., mija 50 lat od śmierci ich autorki. Czy Olsztyn przypomni w jakiś sposób artystkę, która przez zawieruchę wojenną musiała opuścić rodzinne Polesie, ale pokochała miasto nad Łyną?

Kamil Solarski. Fot. Teresa Kaczorowska

Kami Solarski: Niestety, dbająca o jej pamięć i twórczość córka, czyli moja mama Jowita Solarska z domu Widacka, którą się opiekuję, liczy już 88 lal i jest bardzo chora. Ciekawą inicjatywę przypomnienia artystki podjęła niedawno „Gazeta Olsztyńska”, z czego bardzo się cieszę.

Jak wspomina Pan swoją babcię Balbinę Świtycz-Widacką?

Pamiętam, że byłem jej ukochanym wnuczkiem, wręcz oczkiem w głowie. Może zacznijmy od jedzenia – zawsze przygotowywała mi to co lubię, szczególnie kotlety schabowe, nauczyła mnie też jadać dorsze. Gotowała mi, mimo iż nie lubiła tego zajęcia, wolała jadać w restauracjach, w kawiarniach, szczególnie w Staromiejskiej. Byłem przez nią rozpieszczany, spełniała moje wszystkie zachcianki, w tym zamiłowanie do podróży pociągiem. Urządzaliśmy wyprawy koleją śladami jej pomników, np. do Rucianego Nidy, gdzie jest pomnik Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, do Ełku gdzie stoi pomnik Michała Kajki, do Bisztynka, aby obejrzeć pomnik Henryka Sienkiewicza, czy do Warszawy, aby zobaczyć  jej słynną rzeźbę „Poleszuczka z dzieckiem”, którą podarowała marszałkowi Józefowi Piłsudskiemu na dzień jego ostatnich imienin. Najdłuższą podróż z babcią Bają odbyłem do Krakowa, gdzie odwiedziliśmy kuzyna Jana Widackiego, znanego adwokata. Jeździłem z babcią także do innych krewnych, w tym do Sochaczewa, do jej młodszej córki Kariny, siostry mojej mamy. W rodzinie nazywaliśmy ją Bają, inni mówili do niej Bajka, gdyż nie lubiła swego imienia Balbina. Mówiła, że nie jest telewizyjną gęsią…

Ale podobno miał Pan w domu dwie babcie…

Balbina Świtycz-Widacka. Fot. ze zbiorów rodziny Solarskich

Moi rodzice byli zajęci pracą naukową na uczelni w Kortowie, więc całe szczęście, że w domu były babcie – poza Bają także Janina Solarska, matka mego ojca prof. Henryka Solarskiego. Obie się bardzo lubiły, ale wychowywała mnie głównie Baja. Była na luzie, niezwykle tolerancyjna i wyrozumiała, nawet kiedy nie chciałem się uczyć. Pilnowała mnie jednak, abym uczęszczał na religię. To dzięki niej przyjąłem pierwszą komunię i sakrament bierzmowania.

Jak ocenia Pan rzeźby babci?

Są dla mnie niezwykle cenne. Babcia, absolwentka krakowskiej ASP, wychowanka prof. Laszczki, nie ceniła zdeformowanej, hołdowniczej sztuki socrealistycznej. Wolała klasykę, więc z zamówieniami w czasach PRL-u miała trudności. W wolnych chwilach rzeźbiła drobne artystyczne miniaturki, nawiązujące do folkloru warmińsko-mazurskiego i poleskiego. Mamy ich blisko 300. Ale kiedy otrzymywała zamówienie na jakieś dzieło, to w rodzinie panowała pełna mobilizacja. Wszyscy przeżywaliśmy swoistą akcję. Babcia miała pracownię w Kortowie pod rektoratem i tam jej pomagaliśmy: przywoziliśmy odpowiednią glinę z cegielni, wyrabialiśmy ją ręcznie, mieszaliśmy, ugniataliśmy, oblepialiśmy nią konstrukcję. Baja dopracowywała potem artystyczne szczegóły, następnie powstawał odlew gipsowy, do którego wlewało się cement, biały gips, czy brąz. Pamiętam, że przy odlewach pomagał jej też Wilhelm Bobrzyk, nauczyciel plastyki. W ten sposób stworzyła ok. 50 głów i popiersi znanych postaci w cyklach, m.in. „Zasłużeni dla Warmii i Mazur”, czy „Artyści, naukowcy, politycy”.  Poza tym wykonała 14 rzeźb pomnikowych, w tym  9 z nich jest w Olsztynie, m.in. trzy fontanny: „Ryba z dzieckiem”, „Rybactwo i Rybołóstwo” oraz „Kormoran”. Razem Baja jest autorką blisko 1000 dzieł.

Pozował Pan do niektórych?

Tak, byłem modelem do kilku rzeźb, na przykład „Amor” w olsztyńskim parku Zamkowym nad Łyną to ja, podobnie jak dziecko na fontannie „Ryba z dzieckiem”. Kiedy pozowałem robiło się nerwowo, bo musiałem tkwić nieruchomo. Całe szczęście, że babcia pracowała fragmentami i robiła mi jako dziecku przerwy, podczas których mogłem trochę pobiegać.

Gdzie można zobaczyć rzeźby Balbiny Świtycz-Widackiej?

W różnych miejscach w Polsce i poza granicami – w przestrzeni publicznej, w muzeach, w kolekcjach prywatnych. Ponad 40 rzeźb można oglądać w Kortowie, w autorskiej galerii mieszczącej się na kilku poziomach Auli prof.  Mieczysława Kotera, czyli w budynku dawnego Kina. W Kortowie, gdzie mieszkaliśmy, stoi też jej kilka rzeźb, m.in. „Kormoran”, „Rolnictwo i Rybołóstwo”. Na frontonie rektoratu UWM, czyli w gmachu gdzie znajdowała się jej pracownia, umieszczono w 1992 r. tablicę pamiątkową z wizerunkiem artystki i napisem „Balbina Świtycz-Widacka (1901–1972). Rzeźbą swoją ukochała Warmię i Mazury”. Jest ona też patronką jednej z ulic na olsztyńskim osiedlu Pieczewo. Olsztyn sporo babci zawdzięcza – była współzałożycielką Towarzystwa Miłośników Olsztyna, angażowała się w działalność Związku Artystów Plastyków, Stowarzyszenia „Pojezierze”, prowadziła społecznie zajęcia rysunku i malarstwa.

Balbina Świtycz-Widacka to także poetka. Mimo iż napisała ponad 1000 wierszy, aforyzmów, fraszek i erotyków, tylko niewielką część wydrukowano w prasie i antologiach. Jej twórczość nie doczekała się też nawet jednego zbiorku… Czy jej utwory literackie się zachowały?

Tak, są w moim posiadaniu, podobnie jak własnością rodziny jest większość jej rzeźb. Baja pisała poezję głównie nocą, kiedy przychodziła do niej natchnienie.

Zmarła stosunkowo  młodo, w wieku 71 lat, 28 lipca 1974 roku. W jakim był Pan wtedy wieku?

Miałem szesnaście lat. Jej śmierć była dla nas zaskoczeniem, nie mówiąc o wielkim bólu. Pamiętam, że panowały wtedy straszne upały i babcia skarżyła się, że „serce jej kamieniem leży”. Lekarz stwierdził jednak, że to nic groźnego, ale skierował ją do szpitala, aby zrobić badania. I już na drugi dzień, o dziesiątej wieczorem, zmarła w olsztyńskim szpitalu. Cierpiała na rozedmę płuc, bo całe życie dużo paliła, ale miała też kłopoty z układem krążenia. Pogrzeb był sporym wydarzeniem, przybyło dużo ludzi, po nabożeństwie w olsztyńskiej katedrze spoczęła w Brodnicy, obok swego męża Iwona Widackiego, krewnego Rodziewiczówny, właściciela majątku koło Kobrynia na Polesiu. Oboje, z córkami Jowitą i Kariną, przetrwali tam okupację, najpierw sowiecką, potem niemiecką, i znowu sowiecką. Po zakończeniu wojny tułali się po Polsce i mój dziadek, mąż Bai, zmarł  9 sierpnia 1949 r. w Brodnicy. W 1972 r. znowu więc się połączyli… Na pewno odwiedzę ich grób 28 lipca, w 50. rocznicę śmierci Bai.

Co Pan odziedziczył po babci Balbinie Świtycz-Widackiej?

Luz, swobodny tryb życia, dużo też palę.

„Wiosna” Fot. Teresa Kaczorowska
„Rybactwo i Rybołóstwo”. Fot. Teresa Kaczorowska
„Ryba z dzieckiem”. Fot. Teresa Kaczorowska
Olsztyn-Kortowo, część dzieł w Galerii Rzeźby Balbiny Świtycz-Widackiej. Fot. Teresa Kaczorowska