Automaty – ŁUKASZ WARZECHA o dystrybucji prasy w czasach zarazy

Wydawcy prasy mają poważne kłopoty, spowodowane nie tylko zamknięciem gospodarki, a tym samym ogromnej liczby punktów sprzedaży prasy, ale też dalszymi tego konsekwencjami. Wydawca „Super Expressu” ma problemy z Garmond Press, podobnie wydawca „Tygodnika Powszechnego”. Dla wielu tytułów kolejnym ciosem jest decyzja o zamknięciu na stałe części stacjonarnych salonów Empik. Centra handlowe częściowo wracają do życia, więc przynajmniej jest szansa, że wzrośnie sprzedaż w salonikach prasowych Kolportera.

 

Ciągnie się już wiele miesięcy przejęcie Ruchu przez Orlen, co do którego istoty zresztą można mieć wątpliwości. Jak już kilka miesięcy temu pisałem na portalu SDP, w sytuacji głębokiego upolitycznienia każdej dziedziny życia, także spółek skarbu państwa, można się zastanawiać, czy dystrybutor przejęty przez SSP będzie identycznie podchodził do każdego tytułu, niezależnie od jego nastawienia wobec aktualnej władzy. Wiadomo jednak, że finału przejęcia wydawcy wypatrują z niecierpliwością. Tymczasem postępowanie w UOKiK trwa i nie wiadomo, kiedy się skończy.

 

Oczywiście nawet gdyby sieć dystrybucji nie została w żaden sposób ograniczona, i tak można by się zastanawiać, czy ludzie w czasie kryzysu (jego prawdziwych rozmiarów jeszcze nie widzimy, bo nie doszły do finału wręczone w marcu czy kwietniu wypowiedzenia – fala zacznie być w pełni dostrzegalna w czerwcu czy lipcu) będą wciąż skłonni wydawać pieniądze na prasę. Ale problemy z dystrybucją to dokładanie kolejnego problemu.

 

Choć niektórzy wydawcy – przede wszystkim Agora – chwalą się cyfrową dystrybucją swoich tytułów, to w żadnym przypadku nie jest ona w stanie zastąpić całkowicie papieru, a w wielu jest tylko jego pobocznym uzupełnieniem. I zapewne tak jeszcze długo w Polsce pozostanie. Dlatego na miejscu wydawców zacząłbym się zastanawiać nad alternatywnymi sposobami sprzedaży papierowych wydań.

 

Przyznam, że jako entuzjasta nowych technologii (aczkolwiek pod warunkiem, że nie wkraczają na siłę w naszą prywatność) nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego przy ciągnących się już od dawna problemach z siecią dystrybucji wydawcy prasy nie skonsolidowali wysiłków na rzecz stworzenia sieci automatów sprzedażowych. Automaty z gazetami nie są oczywiście niczym nowym – ich najprostszą postać znamy wszyscy z filmów, pokazujących Zachód lat jeszcze 70.: ot, przeszklona skrzyneczka, do której wrzucało się monetę, otwierało się ją i wyciągało jedną gazetę. Ważna tu była uczciwość kupującego, który miał wyjąć jedną, a nie dziesięć gazet.

 

Tymczasem technologia posunęła się ogromnie naprzód. Stworzenie dzisiaj automatu, dystrubuującego papierową prasę na takiej samej zasadzie jak napoje czy przekąski, nie jest żadnym problemem. W niektórych miejscach w Polsce można zresztą kupić w automatach popularną literaturę. Dodajmy do tego szybkie płatności zbliżeniowe i dostajemy możliwość postawienia całkowicie autonomicznej sieci urządzeń niezależnych również od sytuacji takich jak epidemia. Bo przecież automaty działają cały czas.

 

Jeden automat sprzedażowy na wolnym rynku, a więc kupowany pojedynczo, w internetowej ofercie, to – w zależności od poziomu jego skomplikowania – cena od ok. 15 do 25 tys. złotych. Gdyby miała powstać nowa sieć sprzedaży, czyli w grę wchodziłby zakup przynajmniej kilkudziesięciu takich automatów na początek, jednostkowa cena z pewnością byłaby niższa. Jest jeszcze oczywiście kwestia dostarczania gazet do takiego punktu. W przypadku tygodników nie ma raczej problemu, choć nie wszystkie ukazują się tego samego dnia tygodnia. Gorzej jest z dziennikami, bo tu ktoś musiałby automaty zaopatrywać każdego dnia.

 

Natomiast przy odrobinę większym zaawansowaniu technologicznym można sobie też wyobrazić, że dodatkową funkcją takiej maszyny będzie prosty – prostszy niż związany z zainstalowaniem aplikacji i przejściem całego procesu w urządzeniu mobilnym – zakup pojedynczego elektronicznego wydania gazety w formacie PDF, epub czy mobi, przesyłanego w postaci wygodnego do otwarcia linku wprost na telefon. Dla kogoś, kto nie chce kupować cyfrowej prenumeraty, ale interesuje go konkretny tekst z konkretnego wydania gazety taka możliwość – o ile będzie sprowadzona do kilku kliknięć na ekranie i przytknięcia telefonu do czytnika dla dokonania płatności – może być atrakcyjna.

 

Czy taka inwestycja jest możliwa – nie wiem, nie jestem specjalistą od prasowego biznesu. Wydaje się jednak dziwne, że przy takich problemach z dystrybucją, jakich doświadcza w Polsce drukowana prasa, wydawcy nawet nie spróbowali pójść w stronę automatyzacji sprzedaży. Jakkolwiek istotnie wymagałoby to początkowej inwestycji, lecz może właśnie w tym momencie, gdy rząd stara się pomóc przedsiębiorcom, łatwiej byłoby o wynegocjowanie kredytowania takiego przedsięwzięcia.

 

Nawet gdyby to był zbyt ambitny plan, wciąż wydaje się nieuchronne sięgnięcie po sposoby dystrybucji papierowej prasy alternatywne wobec kiosków czy saloników prasowych. Dlaczego na przykład wydawcy nie spróbowali (a może ktoś próbował, choć ja o takich staraniach nie słyszałem) nawiązać współpracy z największymi sieciami kawiarń w Polsce? Teraz moment jest faktycznie słaby, bo nawet jeśli będą one w końcu ponownie działać stacjonarnie, to wciąż w ograniczonym zakresie. Ale wreszcie powrócą do normalnego funkcjonowania. I wówczas można by sobie wyobrazić, że jednym z elementów zamówienia, prócz kawy i kanapki, będzie ulubiony tygodnik albo dziennik.

 

Powyższe to, rzecz jasna, jedynie luźne sugestie laika, ale laika, któremu zależy i w którego interesie jest, aby wydawcy prasowi znaleźli sposób wyjścia ze swojej bardzo trudnej sytuacji. Ten sposób nie może być powielaniem tego, co już było. Jeśli papier ma się w Polsce utrzymać – a utrzymać się musi, bo to warunek istnienia pisanych mediów, niezbędnych po prostu w demokracji – wydawcy muszą zacząć myśleć obok dotychczasowych schematów. Te się po prostu nie sprawdzają.

 

Łukasz Warzecha