Być może służby zapewniły Jarosława Ziętarę, że będzie chroniony – rozmowa z ALEKSANDRĄ TABACZYŃSKĄ

Być może ktoś zapewnił młodego reportera, że zajmując się niebezpiecznymi tematami będzie chroniony. Być może powiedziano mu: pomożemy Ci, jeżeli coś będzie się działo, jesteśmy tuż obok Ciebie…Być może Ziętara uwierzył – mówi Aleksandra Tabaczyńska, która otrzymała Nagrodę Specjalną Fundacji Solidarności Dziennikarskiej za publikacje „Bliżej prawdy o śmierci za prawdę”, „Zabójstwo Jarosława Ziętary – procesu ciąg dalszy” oraz „Proces ochroniarzy – podsumowanie roku 2019” ukazujace się w „Wielkopolskim Kurierze Wnet”.

 

Otrzymała pani Nagrodę Specjalną Fundacji Solidarności Dziennikarskiej za publikacje „Bliżej prawdy o śmierci za prawdę”, „Zabójstwo Jarosława Ziętary – procesu ciąg dalszy” oraz „Proces ochroniarzy – podsumowanie roku 2019”, które ukazały się w „Wielkopolskim Kurierze Wnet”. Podobno Aleksander G. zwrócił pani w sądzie uwagę, że w jednym z tekstów o Jarosławie Ziętarze pojawiła się literówka?

 

Mam okazję zamienić kilka słów z odpowiadającym z wolnej stopy oskarżonym właściwie za każdym razem, gdy jest rozprawa. Aleksander G. chętnie przyznaje, że czyta medialne relacje z procesu. I rzeczywiście tak musi być, skoro znalazł błąd i mnie o nim poinformował. Tego dnia podszedł do mnie na korytarzu w czasie przerwy i powiedział o literówce. Stara się robić dobre wrażenie. Chętnie rozmawia z dziennikarzami, sam je inicjując i bardzo otwarcie wyraża swoje uznanie dla naszej pracy. Przyjęłam jednak zasadę, że nie zbieram komentarzy ani od żadnej ze stron ani świadków, tylko skupiam się na tym, co wybrzmiewa na sali sądowej.

 

Przypomnijmy, że toczą się dwa procesy dotyczące dziennikarza „Gazety Poznańskiej” Jarosława Ziętary, który we wrześniu 1992 r. został porwany i prawdopodobnie zamordowany. Pierwszy ma odpowiedzieć na pytanie czy były senator Aleksander G. podżegał do zamordowania i pomocnictwa w sprawie zabójstwa Jarosława Ziętary. Drugi proces ma wskazać, czy ochroniarze zatrudnieni w holdingu Elektromis „Lala” i „Ryba” brali udział w uprowadzeniu Ziętary i przekazali go zabójcom. Jak wyglądają te procesy?

 

Świadkowie powołani na dany dzień rozprawy stawiają się lub nie, bo nieobecności oczywiście też się zdarzają. Są to osoby niekarane lub byli przestępcy czasem też w trakcie odbywania kary więzienia. Ci ostatni przywożeni są w asyście policji, w kajdankach. Od wielu świadków, na wniosek którejś ze stron sąd odbiera przyrzeczenie prawdomówności, a czasem wystarcza tylko pouczenie. Zeznania są ustne, zaczynają się od odpowiedzi na pytania o imię, nazwisko, wiek, zawód oraz z jakiego źródła i co jest wiadome świadkowi w przedmiocie sprawy. W związku z tym, że wyjaśnienie dramatycznych losów Jarosława Ziętary trwa 28 lat to praktycznie wszyscy świadkowie już wcześniej składali wyjaśnienia na policji lub w prokuraturze. Sędzia odczytuje protokoły zeznań i świadek bądź je potwierdza bądź dopowiada, albo w części odwołuje. Wyjaśnia wtedy powody zaistniałej sytuacji. Kolejnym punktem są odpowiedzi na pytania sądu i stron: prokuratora, oskarżyciela posiłkowego Jacka Ziętary, brata Jarka i obrońców oskarżonych.

 

Emocje na sali sądowej są duże?

 

Na sali sądowej jest powaga i pełna skupienia atmosfera. Przynajmniej na tych rozprawach, w których uczestniczyłam. A uczestniczyłam we wszystkich sprawach w procesie ochroniarzy. Jeśli chodzi o sprawę Aleksandra G. to relacjonowałam te, które odbyły się w 2019 roku, a proces trwa od 2016 roku. Jednak nie da się nie przeżywać tych rozpraw. W straszny sposób zamordowano dziennikarza, a na sali bardzo często obecny jest brat Jarka. Szczególnie makabryczne, a jednocześnie dramatyczne są zeznania odsiadującego dożywocie Macieja B. pseudonim Baryła. Na jednej z rozpraw sala, w której odbywał się proces Aleksandra G. była bardzo mała. Tuż przy drzwiach stały ławki wypełnione publicznością, a wśród nich dziennikarze i studenci. Naprzeciw zasiadał skład sędziowski, a wzdłuż bocznych ścian ulokowano z jednej strony prokuratora i oskarżyciela, a z drugiej obrońcę wraz z oskarżonym. Wprowadzono Macieja B. w asyście uzbrojonych po zęby i zamaskowanych policjantów. Sam Baryła miał skute ręce i nogi. Drobił drobnymi kroczkami na przeznaczone mu miejsce. Musiał przejść w odległości może pół metra od odpowiadającego z wolnej stopy, siedzącego swobodnie Aleksandra G. Ze względów technicznych wyprowadzono Macieja B., potem znów go wprowadzono i takich „spacerów” tego dnia odbyło się kilka. Mogę sobie tylko wyobrazić ile emocji kosztują takie rozprawy ludzi, których one bezpośrednio dotyczą. Czułam też rodzaj współczucia patrząc na tych, którzy lwią część swojego życia tak strasznie zmarnowali innym i sobie. Baryła twierdzi, że boi się o bliskich i prosił o wyłączenie jawności sprawy. Sprawa jednak została jawna. Maciej B. miał także pretensje do dziennikarzy relacjonujących proces, którzy pisali, że Baryła może odwołać zeznania – co już raz zrobił – z obawy o życie. Maciej B. przekonywał, że on się nie boi o siebie tylko o rodzinę. Podkreślał to nie raz.

 

I prawdopodobnie dlatego wycofywał zeznania.

 

To bardziej skomplikowane. Maciej B. twierdzi, że zawiódł go prokurator, który obiecał mu akt łaski. Zeznania odwołał kiedy zorientował się, że z obietnic nic nie wyjdzie. Jednak nie mógł się pogodzić z medialną narracją mówiącą, że się boi o życie. Trzeba też przyznać, że chociaż od wielu lat siedzi w więzieniu, wygląda na bardzo silnego i sprawnego fizycznie mężczyznę. Zapewne też ma wysoką, stabilną pozycję w więzieniu. Zelektryzowała mnie też inna jego odezwa do dziennikarzy. Zacytuję: Ja nie pogrążyłem żadnego bandziora czy gangstera tylko klawisza i ubeka. Bił ludzi. Był dobry w biciu ludzi gdy był klawiszem. Ciągle piszecie najbogatszy, senator, a to klawisz i ubek. Jego pogrążyłem.

 

Zgadza się pani z jego opinią?

 

Coś w tym jest. Senat i kantory to tylko wycinek z życia Aleksandra G. Był przecież również aktywistą PZPR, etatowym pracownikiem SB, a także absolwentem Uniwersytetu Marksizmu i Leninizmu.

 

Jest znany termin kolejnej rozprawy? Czy ze względu na epidemię koronawirusa dziennikarze będą mogli się na niej pojawić?

 

Rozprawy w obu procesach zaplanowane są na wrzesień. Jednak w dalszym ciągu obowiązują obostrzenia związane z covid-19, a więc ograniczenia również co do obecności dziennikarzy na rozprawach. Jednak do września jest jeszcze trochę czasu i być może zostaną uchylone obowiązujące na dziś zarządzenia. Wiem, że Centrum Monitoringu Wolności Prasy zwróci się do sądu z prośbą o zgodę na obecność obserwatora w mojej osobie.

 

Obrońca oskarżonych ochroniarzy „Ryby” i „Lali” dwukrotnie albo trzykrotnie składał do sądu wniosek, żeby rozprawy odbywały się z wyłączeniem jawności, przez co dziennikarze nie mogliby obserwować i relacjonować wydarzeń z sali sądowej.

 

Zarówno prokurator jak i brat dziennikarza Jacek Ziętara za każdym razem protestują przeciw wnioskom o wyłączenie jawności. Sąd, na szczęście, nie przychyla się do wniosków oskarżonych. Rozmawiałam, nieoficjalnie, z obrońcą ochroniarzy, który ubolewał nad złą pracą dziennikarzy relacjonujących proces. Oceniał, że informacje prasowe na temat procesu są opatrzone komentarzami, a świadkowie mają wiedzę o sprawie wyłącznie z mediów. Aleksander G. też w rozmowach z dziennikarzami narzeka, że nie mają oni dostępu do akt sprawy, bo gdyby mieli to być może „rozumieliby” więcej.

 

Czego się pani z tej sprawy dowiaduje o Polsce? Czy na jej podstawie można wysnuć wnioski na temat tego, co działo się w Polsce na początku lat 90., czyli m. in. na temat złodziejskiej prywatyzacji i rozwoju przestępczości zorganizowanej?

 

Tak, ponieważ sprawa pokazuje, jak rozwijał się wielki polski biznes w latach 90., jak właściciele warsztatów samochodowych czy osoby trenujące sporty walki w milicyjnym klubie Olimpia Poznań, z dnia na dzień, czasem w tajemniczych okolicznościach stawali się poważnymi biznesmenami, albo przynajmniej ludźmi majętnymi.

 

Świadkowie zeznając przed sądem twierdzą, że nie wiedzieli o uprowadzeniu i zabójstwie Jarosława Ziętary. Niektórzy twierdzą nawet, że nigdy nie słyszeli o Ziętarze. Ciekawe…

 

Większość świadków poza Baryłą i byłym funkcjonariuszem Urzędu Ochrony Państwa Jerzym U., który według poznańskich mediów był naocznym świadkiem porwania, twierdzą, że nie mają żadnej wiedzy o sprawie. Niektórzy świadkowie, poza zeznającymi policjantami,  twierdzili, że dopiero niedawno dowiedzieli się o sprawie Ziętary, ale powołują się na media. Jedynie 78 letni Walerian P., który do dziś związany jest z krajową branżą tekstylną, pomimo, że wyjechał z Polski już w 1963 roku, nic nigdy o Ziętarze nie słyszał. Walerian P. mieszka w Niemczech, a do Polski przyjeżdża głównie w interesach. Był związany z polskimi firmami odzieżowymi, z których większość już nie istnieje. O sprawie Jarosława Ziętary nic nie wie nawet z prasy. Tu jednak warto dopowiedzieć, że według poznańskich mediów, Walerian P. był bohaterem artykułu autorstwa zamordowanego dziennikarza, który ukazał się na łamach „Wprostu” na początku lat 90. Chodziło o tekst dotyczący „wspólnika in blanco” oraz tzw. „białego Żyda”. Pytany o te epitety przez prokuratora Walerian P. oświadczył, że nie słyszał by tak go nazywano oraz zaprzeczył, by to mogło chodzić o jego osobę. Wspomniany tekst, jak donoszą poznańskie media, zahaczał o interesy służb specjalnych i świadek miał zabiegać o jego sprostowanie. Ostatecznie takie ukazało się we Wproście, zredagowane pod nieobecność Ziętary i bez jego wiedzy. Jarosław Ziętara odszedł z tygodnika.

 

A czego pani nie dowiedziała się na sali sądowej?

 

Nie wybrzmiewa udział służb specjalnych w sprawie. Próbował na to zwrócić uwagę podczas przesłuchania redaktor Sylwester Latkowski. Być może coś więcej zawierają zeznania byłego funkcjonariusza UOP Jerzego U. ale te zostały utajnione. Trudno dziś przesądzić czy wątek zostanie jeszcze podjęty. Nikt z głównych aktorów procesów, czyli świadkowie i oskarżeni nie są zainteresowani, żeby dywagować na temat udziału tajnych służb w sprawie.

 

Co przemawia za udziałem w sprawie Ziętary służb specjalnych? Jaki mógł być ten ewentualny udział?

 

Jarosław Ziętara był młodym, 26-letnim chłopakiem. Lata 90. to czas, gdy służby przekształcały się i tworzyły. A młodość ma to do siebie, że brak jej doświadczenia oraz bywa idealistyczna i często też zwyczajnie naiwna. Być może ktoś zapewnił młodego reportera, że zajmując się niebezpiecznymi tematami będzie chroniony. Być może powiedziano mu: pomożemy Ci, jeżeli coś będzie się działo, jesteśmy tuż obok Ciebie…Być może Ziętara uwierzył. Dziennikarze z jego otoczenia mówili, że zawsze miał bardzo dobre informacje. Oczywiście to mogą być tylko moje domysły, ale nie sposób zignorować tego wątku.

 

Może dlatego utajniono zeznania byłego funkcjonariusza UOP Jerzego U.?

 

Myślę, że z obawy o bezpieczeństwo świadka i jego bliskich. Prawdopodobnie wniosek o wyłączenie jawności złożył prokurator. Ile Jerzy U. wie, a ile powiedział i co powiedział może kiedyś się dowiemy. Dziś to tylko spekulacje. Oczywiście, wielu świadków, którzy znali lub współpracowali z Jerzym U. dyskredytują jego osobę. Można zaobserwować również próbę podważenia słów Baryły. Nie będzie łatwo sądowi ocenić wiarygodność składanych zeznań. To jest bardzo trudny proces.

 

„Baryła” nie był świadkiem zabójstwa Jarosława Ziętary, ale poznał przebieg sprawy od swojego przyjaciela Dariusza L. „Lewego”.

 

Znał tę historię z drugiej ręki. Baryła twierdzi, że Lewy uratował mu życie. Kiedy Baryła pojawił się przed domem w miejscowości Chyby pod Poznaniem, gdzie według niego niszczono szczątki Ziętary, Lewy kazał mu szybko uciekać. Dariusz L. zginął w wypadku samochodowym, krótko po zniknięciu dziennikarza, bo w listopadzie 1992 roku. Środowisko Elektromisu przekonuje, że to zdarzenie, podobnie jak inne zgony ochroniarzy, było nieszczęśliwym wypadkiem. Ale nie brak też głosów, że Lewy był pierwszą osobą z holdingu „uciszoną” za sprawę Jarka.

 

Prawdopodobnie to był zainscenizowany wypadek samochodowy. Ale zmienię wątek rozmowy, dlaczego biznesmen Mariusz Ś. nie zgodził się na badanie wariografem? Czy ma powody, żeby czegoś się obawiać?

 

Nie chciałabym odpowiadać za kogoś, ale na jego miejscu pewnie też bym się nie zdecydowała na badanie wariografem. On nie jest oskarżonym, ale świadkiem. A np. Maciej B., ps. Baryła co jakiś czas mówi, że może się poddać badaniu, wręcz doprasza się wariografu. Wszystko zależy od tego, co kto ma do powiedzenia, albo czego nie chce powiedzieć.

 

Jak się pani przygotowywała do opisania tej sprawy?

 

Akt nie czytałam, ponieważ nie mam do nich dostępu. Przeczytałam książkę Krzysztofa M. Kaźmierczaka i Piotra Talagi „Sprawa Jarosława Ziętary. Zbrodnia i klęska państwa”. Na sprawie pojawiłam się z ramienia Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich na prośbę dyrektor Jolanty Hajdasz. Poza tym, pochodzę z Poznania i dobrze pamiętam tę historię.

 

Znała pani Jarosława Ziętarę?

 

Studiowaliśmy na różnych uczelniach, ale w tych samych latach i w tym samym mieście. Jednak nie miałam okazji poznać Jarka osobiście. O jego istnieniu dowiedziałam się we wrześniu 1992, z gazet i telewizji. Tuż po tym jak go uprowadzono.

 

Rozmawiał TOP