CEZARY KRYSZTOPA: Co oni tam znowu podpisali?

 Czasem myślę, że pieniądze z KPO to chyba najgłupszy kredyt na świecie. Choć z punktu widzenia „banku” sprytnie pomyślany. Jakby większość umowy była napisana małym druczkiem, a spora część reszty atramentem sympatycznym.

Kredytobiorcy sami go sobie finansują (w sierpniu media donosiły, że Polska już spłaca odsetki od pieniędzy z KPO w ramach swoich składek do budżetu UE), a nie to nawet, że pieniądze mogą wydać tylko na cele ważne dla Brukseli (większość tych celów to kompletnie nam zbędne w kryzysie zielone dyrdymały, ale i tak, jeden Premier wie po co, je finansujemy bez gwarancji zwrotu pieniędzy, które już spłacamy), jak się okazuje pieniędzy mogą nawet pod byle pretekstem, nie powąchać. O bardzo niebezpiecznych dla suwerenności państw narodowych europodatkach i uwspólnotowieniu długu, nawet nie wspomnę.

„Sukces”

No ale znowu jesteśmy blisko „sukcesu”. Nagłówki mediów informują o tym, że „kompromis jest blisko”. Fakt, skoro już ten kredyt spłacamy i już ponieśliśmy jego koszty strategiczne, to może i jakimś „sukcesem”, że „cnotę straciliśmy, ale na rubelka jest szansa”. Pytanie, jakim znów kosztem?

No niby mamy zrealizować te nieszczęsne „kamienie milowe”. Przypominam, że jest w nich zapisane podniesienie wieku emerytalnego, opodatkowanie samochodów spalinowych, czy wręcz poniżający postulat zmiany regulaminu Sejmu. Innym warunkiem jest ponowna zmiana systemu dyscyplinowania sędziów poprzez przeniesienie go do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Siarczysty policzek został już wymierzony odważnym sędziom, którzy zechcieli zasiadać w Izbie Dyscyplinarnej SN, teraz jeszcze policzek dla tych, którzy odważyli się wejść w skład Izby Odpowiedzialności Zawodowej. A jeśli w środowisku sędziowskim jest jeszcze ktoś kto nie identyfikuje się z patologią „nadzwyczajnej kasty” ten oberwie, według nieoficjalnych doniesień medialnych, przy okazji zgody na kwestionowanie statusu sędziego. Pasmo skandalicznych wyroków z ostatnich tygodni wydawało Wam się wyjątkowym kuriozum? To zapnijcie pasy, bo zrewoltowana „nadzwyczajna kasta” dopiero się rozkręca.

Wybaczcie

Wiem, że wielu z moich czytelników nie spodoba się to co piszę. Oczywiście przebierająca nóżkami alternatywa dla tego rządu równa się rezygnacji Polski z pozycji, którą ta ma szansę osiągnąć dzięki nowej geopolitycznej układance i zaprzęgnięciu jej na nowo do niemieckiego powozu. Ale ileś „sukcesów” Mateusza Morawieckiego w polityce europejskiej pogorszyło naszą pozycję negocjacyjną. Rezygnacja z weta i akceptacja „mechanizmu warunkującego”, przed którym miał nas zabezpieczać zapis o tym, że dotyczy kwestii budżetowych, oraz enigmatyczne „gentlemen’s agreement” (a nawet w jakimś sensie te nieszczęsne bilbordy na przyczepach o miliardach euro), nałożyła nam wędzidło. A pieniędzy nie było. Akceptacja kuriozalnych „kamieni milowych” dała podstawę prawną do pozatraktatowych szantaży Brukseli, takich jak te dotyczące pozostających poza jej jurysdykcją kwestii systemu sprawiedliwości. A pieniędzy nie było. Teraz będą? Nikt się nie rwie do odpowiedzi.

Wybaczcie więc, że nie skaczę radośnie na dźwięk słowa „sukces”, a raczej zastanawiam się „co oni tam znowu podpisali”?