CEZARY KRYSZTOPA: Dyrektywa wywłaszczeniowa, czyli „Masz dom? To nie będziesz miał”

„Mieszkanie prawem nie towarem” – mówią nam oświeceni. Z drugiej jednak strony, mieszkanie ma być na życzenie oświeconej Unii Europejskiej tak drogie, żeby stać było na nie jedynie najbogatszych.

W sensie publicznym jesteśmy zajęci wieloma sprawami. Wojna, inflacja, czy nieszczególnie zabawny polityczny kabaret. Z naturalnych powodów, nie bez pewnego stresu, raczej patrzymy na wschód. A tymczasem to co się dzieje na zachodzie, wpływ na nasze życie ma nie mniejszy, a w pewnych aspektach wręcz większy.

Bełkot

Tak jest w przypadku przepisów, które przyjął ostatnio Parlament Europejski, a które to przepisy mają do 2030 roku, czyli w zasadzie już za chwilę, „znacznie zmniejszyć emisje gazów cieplarnianych i zużycie energii przez sektor budownictwa”. Otóż nowe budynki mieszkalne mają być „zeroemisyjne” do 2028 roku. Zeroemisyjne, czyli np. nie mogą niczego spalać, a jeśli chcą mieć jakieś ogrzewanie to pochodzące z energii słonecznej i pomp ciepła. Gdyby ktoś nie wiedział, to pompy ciepła potrzebują energii elektrycznej a potentatem w produkcji „zielonych źródeł energii” jest oczywiście, co za niespodzianka, nasz zachodni sąsiad.

Z już stojącymi budynkami mieszkalnymi też nie będzie łatwo, do 2030 roku mają mieć minimum klasę energetyczną „E”, a do 2033 – „D”. Co to konkretnie znaczy nie pytajcie, od lat „nie siedzę w budownictwie”, a ten bełkot po to jest bełkotliwy, żeby to dla Was czy dla mnie nie było jasne. Dość, że media specjalistyczne piszą, że „konieczna będzie poprawa charakterystyki energetycznej poprzez izolację lub ulepszenie systemu grzewczego”. Kiedy kazano ludziom wymieniać piece np. na gazowe, mieli rozumieć tyle, że „likwidujemy kopciuchy”. Teraz kiedy ludzie wyłożyli niekiedy ogromne dla nich pieniądze np. na piece gazowe, usłyszą nowe zaklęcie propagandowe na określenie ich znów zbyt mało postępowych domów – „wampiry energetyczne”. W tłumaczeniu na ludzki: koszty, koszty, koszty.

Dyrektywa wywłaszczeniowa

Kiedy politycy Konfederacji ośmielili się nazwać nowe unijne fanaberie „dyrektywą wywłaszczeniową”, oburzył się niby fact-checkingowy dzyndzelek TVN – Konkret24, który triumfalnie ogłosił, że to „fałsz”, ponieważ w przepisach nie ma niczego o wywłaszczaniu. Tymczasem właśnie do wywłaszczenia Polaków nowe przepisy mogą doprowadzić. Docelowo wszystkie budynki mają być „zeroemisyjne”. Ile dziś jest takich budynków w Polsce? Niewiele. Doprowadzenie ich do stanu „zeroemisyjności” będzie bardzo kosztowne. Ilu polskich właścicieli będzie na to stać? Zrekompensują im to „fundusze europejskie”, których nie ma i nie będzie, czy podatki współobywateli? Czy też raczej zrealizowana zostanie idea „mieszkanie prawem nie towarem” tyle, że z dopisaną małym druczkiem adnotacją – „prawem do wynajmowania od korporacji, a nie prawem do posiadania frajerze”?

To co mnie w tym wszystkim dodatkowo niepokoi to to, że nie mogę znaleźć stanowiska rządu w tej sprawie. Proces legislacyjny jeszcze się nie zakończył, na szczęście to co wymarzą sobie świry z Parlamentu Europejskiego, ciągle jeszcze przechodzi przez składająca się z szefów rządów narodowych Radę Europejską, ale u licha, na co możemy tutaj ze strony naszego rządu liczyć? Szczególnie biorąc pod uwagę to, że nowe przepisy są konsekwencją zaakceptowanego przez rząd Morawieckiego obłąkanego planu „Fit for 55” i to co premier mówił ostatnio, że „gdybyśmy chcieli zrezygnować z polityki klimatycznej UE, byłoby to jednoznaczne z wyjściem z Unii Europejskiej”.

Tak więc, ludzie, trzymajcie się za kieszenie, bo lepsze cwaniaki „chcą Waszego dobra”.