To iście szatański pomysł. I tylko do bardzo skutecznego zrealizowania w kolorowych tygodnikach. Ile razy jadąc autem, autobusem, tramwajem i zatrzymując się na przystankach, czy pod światłami zza okien kiosków wystaw „raziła” po oczach wielobarwna okładka. A na dworcach kolejowych, podziemnych przejściach, na dojściach do metra? A tam różne, przeróżne zdjęcia, mniejsze lub większe (oczywiście o poszerzonych rozmiarach bardziej i mocniej przemawiają). I tytuł, oczywiście pod winietą danego pisma. Zdjęcie musi grać z tytułem. A ten ostatni krótki, ale jakże dosadny i-co tu dużo kryć-jak najmocniej dowalający. „Dowalający”? Oczywiście! A po co przygotowuje się pierwszą stronę? Nawet jak kupią ten numer w kiosku, do kawy, to nie zdążą zajrzeć. Trudno z kimś rozmawiać popijając mocną czarną i równolegle czytać. A na okładkę popatrzyli już przy zakupie. I w głowie wierci dziurę. Okładka jak działanie na podświadomość. Spojrzy, przeczyta, zapadnie albo nie w pamięć, ale krąży z tyłu głowy. Taki cwany, propagandowy chwyt. Niby się nie narzuca, ale swoją rolę robi bardzo mocno. Czasami nawet na za długaśną publicystykę nie ma czasu (i cierpliwości w tych „zagonionych” czasach, pandemia nam trochę pomogła wyluzować się, ale już chyba koniec z tym!) i zasypiamy po dwóch akapitach późnym wieczorem. A rano jak robię porządek przy łóżku, odwracam niedbale odrzuconą gazetę, a tu ta gęba, no i ten skrót myślowy? Jest nawet o czym opowiedzieć w robocie! Patrzcie, jak to fajnie wymyślili? Tu się sprawdza, że myślenie ma przyszłość. A każda „złota myśl” może rodzić kolejne, tym razem już samodzielnie wymyślone skojarzenia.
Chciałoby się powiedzieć „złote” czasy i „złota era” dziennikarstwa. Krótko, zwięźle, a czytelnik od razu zorientowany. I jaki zadowolony, że tak od razu „łapie”, co tam te „redaktory” nawymyślają? A czy to było w mękach już go nie obchodzi!
W okresie kampanii prezydenckiej trzeba było się narobić podwójnie z tym wymyślaniem. A tuż przed jej zakończeniem? Tym uderzeniem w wielki dzwon? Iż tuż, tuż i będzie wiedzieli, czy jedna tura, czy dwie?
Niby pierwsza strona, a jaka wymowna. We wpływowym dzienniku (niedawno wielka rocznica!) sam naczelny w numerze z piątku z datą 26 czerwca 2020 r., w podtytule pisze, że „tura nie przyniesie rozstrzygnięcia. Finał za dwa tygodnie”. Można by powiedzieć, że każdy ma prawo, w tym oczywiście publicysta do własnego zdania. To na pewno. A gdzie ten chwyt? Tenże dziennik, mimo piątkowej daty, wcale nie został ściągnięty z kiosków, punktów sprzedaży w piątek o północy! Po prostu leży dalej! A już na pewno w sobotę (konieczna cisza wyborcza) i w niedzielę (absolutna cisza wyborcza). Zaraz, zaraz. Jaka cisza? Dlaczego pisma z datą nie zabrano, gdy się już po tym jednym dniu zdezaktualizował? I bije po oczach drugą turą? Czy to aby nie wpływa na potencjalnych wyborców? Czy to im nie podpowiada na kogo zagłosować, skoro redaktor stwierdza? I to tak wyraźnie i bez ogródek?
Sam to sprawdzałem w sobotę i niedzielę w bardzo, bardzo wielu miejscach! Rozmaite kioski, punkty no i te licznie, a nawet licznie „nawiedzane” miejsca jak dworce i rozmaite przejścia. Oczywiście to papierowe wydanie (nie kolorowe, które wspominam wyżej) cały czas wyłożone obok sobotniego, magazynowego wydania. Jak jest nowe wydanie, to dlaczego trzymać „stare” nieaktualne? Czy to nie łamie ciszy wyborczej i olbrzymich wręcza kar za łamanie tego ważnego okresu wyłączenia z nagabywania na kogo głosować tuż przed oraz w dniu glosowania.
Ważniejsze jest inne pytanie? Czy redaktor, sam szef, czyli do którego należy ostatnie zdanie jak ma wyglądać gazeta na następny dzień, jakie tytuły, podtytuły nie „wpadł” na to, że uprawia po prostu propagandę. Nie mówiąc o zakazie Kompletnej (k-o-m-p-l-e-t-n-e-j) ciszy?
Widać praktyka jest taka, że piątkowego wydania „nie ściąga” się z rynku i „przechowuje” się na półkach we wszystkich punktach razem z sobotnio-niedzielnym tego samego pisma! Nikt o tym nie wie w redakcji? Żaden odpowiedzialny redaktor nie czyta swojej gazety? Nikt nie reaguje? Nikt nie zainterweniował by wydania piątkowego nie było w sobotę, właśnie z takim, a nie innym podtytułem? A może…? A może to taki styl działania, politycznego i redakcyjnego „wychodzenia na swoje”? To po co ogłaszać, że my dopuszczamy debatę na naszych łamach dla każdego? I w taki sposób też?
Inne wydawnictwo, kolorowy tygodnik tzw. opinii (kształtujący niewątpliwie ją), w przeszłości „niezależny” albo chcący pokazywać coś takiego za tamtej władzy, teraz po lewej stronie. Na pierwszej stronie: „Duda, czy znowu się uda?” Nic tu nie ma „z udawaniem”. Zdecydowanie wygrał wybory w 2015 r. i nie cofajmy demokracji! Ale „uda” to jeszcze nic. Te sznureczki przy jego wizerunku mają sugerować, że jest sterowaną lalką. Skąd? Z Nowogrodzkiej? A co na to wskazuje? No właśnie niewiele! Andrzej Duda, znakomity mówca, świetna postać. Ani śladu, że ktokolwiek stoi za nim, czy nim steruje? No, ale okładka wszędzie jest w sobotę 27-067-2020 r. oraz 28-06-2020 r. w niedzielę. Albo cisza albo nie? Czy to nie podpowiadanie wyborcom w okresie bezwzględnej ciszy jak ma głosować? I znowu, czy redaktorzy zaprojektowali tak okładkę przypadkowo? Czy pod ciszę wyborczą? Może warto to sprawdzić. Czy wszyscy równo i na takich samych zasadach podchodzimy do wyborów prezydenckich 2020?
A tygodnik z Krakowa, który w weekend ciszy wyborczej w kioskach bije po oczach tytułem „Oddaj głos Polsce”? To nawet trywialne i śmieszne? A komu go oddać, czyżby nie naszemu krajowi? A może Polsce za którą opowiada się redakcja?
Do czego doszło nasze „obiektywne” dziennikarstwo?
Andrzej Dramiński