Co z tą tolerancją? – pyta ksiądz redaktor MARIUSZ FRUKACZ

Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich ze zdziwieniem i zaniepokojeniem przyjęło decyzję firmy Empik o nie przyjęciu do sprzedaży wydania Gazety Polskiej z naklejką „strefa wolna od LGBT”.  Natomiast rzeczniczka Empiku poinformowała na Twitterze, iż nie ma u nich miejsca na jawną dyskryminację i na treści łamiące prawo.  I mamy znowu dyskusję na temat tolerancji, demokracji, dyskryminacji, wolności słowa itd.

 

Tolerancja w przestrzeni publicznej jako reguła bezwzględna

 

   Jest sprawą oczywistą, że każdy człowiek ma prawo do szacunku, obrony własnej godności, poszanowania własnych przekonań. Nikogo nie wolno znieważać i prześladować ze względu na takie czy inne przekonania. Jednak, jak pokazuje nam to historia III RP, w przestrzeni publicznej niejednokrotnie pod pozorem przeciwdziałania dyskryminacji w rzeczywistości promowało się i promuje określone postawy i poglądy, co z kolei prowadzi do dyskryminacji tych, którzy się z nimi nie zgadzają. Czyli z tolerancją tak naprawdę mamy kłopot i jest ona traktowana wybiórczo.

 

   Warto przypomnieć, co na temat tolerancji napisał o. Józef Maria Bocheński w jednaj z najsłynniejszych swoich książek pt. „Sto zabobonów. Krótki filozoficzny słownik zabobonów”. Ten znany filozof, światowej sławy logik napisał: „Tolerancja. Tyle co znoszenie. Nazywamy “tolerancyjnym” człowieka, który toleruje, to jest znosi innych, ich poglądy, ich sposób życia itp. Tolerancja jest wypróbowanym sposobem współżycia w łonie tego samego społeczeństwa różnych grup ludzi, różniących się pod względem światopoglądu, względnie zasadniczych tez politycznych. W tej dziedzinie tolerancja jest pożyteczną dyrektywą ustrojową. Ale z tą tolerancją związanych jest kilka zabobonów. Jeden z nich polega na pojmowaniu tolerancji jako reguły bezwzględnej, od której nie ma wyjątków. Wtedy rozumie się przez tolerancję także znoszenie kogoś, kto obraża innych, ich uczucia itp. Skądinąd niektórzy pojmują tolerancję tak szeroko, że żądają znoszenia nawet tych, którzy chcą siłą obalić tolerancyjny ustrój. Mamy wtedy do czynienia z dwoma zabobonami: żadna tolerancja nie uprawnia nikogo do obrażania innych, a tolerancja, która toleruje swoich własnych wrogów, nie może się ostać”.

 

   Wydaje się, że właśnie w całej dyskusji między Gazeta Polską i Empikiem, a także BP definicja tolerancji w ujęciu o. Bocheńskiego jest zapomnianym głosem rozsądku.

 

Tolerancja – narzędzie wojny z chrześcijaństwem

 

   Myślę, że każdy, kto dobrze obserwuje życie społeczne zauważa, że bardzo często podejmowanie dyskusji na temat środowiska LGBT, albo sprzeciw wobec działań tego środowiska kończy się oskarżeniem o brak tolerancji i złamaniem standardów demokracji. Często również tolerancja jest narzędziem do wojny z kulturą chrześcijańską.

 

   Na tzw. marszach równości środowiska LGBT obrażają uczucia religijne osób głęboko wierzących w imię tolerancji. To wszystko, moim zdaniem, jest owocem rewolucji 1968 r., związanej z początkiem marksizmu kulturowego, który już bardzo mocno wszedł w przestrzeń naszego życia społecznego. Pojawiło się nowe słownictwo, jak np. wyrażenie „zadowolenie z płci”. To nowe słownictwo jest projektem kulturowym obowiązującym już w instytucjach publicznych i instytucjach kultury, takich jak m.in.: księgarnie, teatry, kina. Dlatego równie mocno, jak wobec Gazety Polskiej,  Empik nie reaguje kiedy okładki innych gazet, książek uderzają w chrześcijaństwo. To taka wybiórcza tolerancja.

 

   Ciekawe jest to, że już od wielu lat międzynarodowe organizacje, jak ONZ czy UE, wydają się tworzyć z praw człowieka jakby nową ideologię, dążąc wręcz do ich sakralizacji. W konsekwencji można również zaobserwować tendencję do deprecjonowania tradycyjnych nośników szeroko rozumianej kultury, w skład której wchodzą religie. Zwróciły na to uwagę Lucetta ScaraffiaEugenia Roccella, autorki książki pt. „Wojna z chrześcijaństwem. ONZ i Unia Europejska jako nowa ideologia”, która ukazała się w  serii Biblioteki „Niedzieli” już w 2006 r. Książka wówczas nie została zauważona w przestrzeni debaty publicznej.

 

   W Polsce już mieliśmy i mamy do czynienia z obrażaniem uczuć religijnych chrześcijan. W latach 90-ych „Wprost” opublikowało okładkę z Matką Bożą w masce przeciwgazowej. Całkiem niedawno okładka  „Wysokich Obcasów” miała wizerunek Matki Bożej puszczającej oko, a środowiska LGBT prowokują wizerunkiem „Tęczochowskiej Matki Boskiej”.

 

   Kiedy „Wprost” wydrukowało swoją okładkę głos zabrał m. in. Jan Nowak-Jeziorański, który wówczas napisał: „W moim przekonaniu tolerancja łączy się z szacunkiem dla odmiennych przekonań, zwłaszcza religijnych. Symbole religijne, które są świętością dla ludzi wierzących, nie powinny być wyśmiewane ani karykaturowane przez ludzi o odmiennych przekonaniach religijnych. Nie byłoby większego nieszczęścia dla Polski niż rozpętywanie wojny religijnej”.

 

   Warto dodać, że m. in. z orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka wynika, że członkowie wspólnot religijnych muszą tolerować i akceptować negowanie przez innych ich przekonań i praktyk religijnych. W uzasadnieniu na temat okładki „Wprost”  podkreślono wówczas, że okładka wpisywała się w debatę publiczną i odnosiła się do ważnego, z punktu widzenia społecznego, zagadnienia. Dzisiaj podobne uzasadnienie słyszymy ws. prowokacji środowisk LGBT. To ma być jedynie element debaty publicznej.

 

   Myślę, że potrzebujemy normalności i spokoju, przede wszystkim prawdy i szacunku, ale też odrzućmy dyktaturę i relatywizm poprawności politycznej.

 

Ks. Mariusz Frukacz, dziennikarz tygodnika katolickiego „Niedziela”