Dlaczego nie ma headhunterów w dziennikarstwie? – pyta STEFAN TRUSZCZYŃSKI: Głowa i pasja

Kiedy dziennikarze w Polsce będą określani, w większości, jako rzetelni? Kiedy urodzeni w oststnich latach młodzi ludzi zostaną tak dziennikarsko wykształceni, że za 30 lat 75 proc. z nich opisze zdjęcie ilustrujące ten tekst, w miarę, podobnie... Fot.: arch./ HB/ re/ r

To kadry decydują o wszystkim. Pętają się – od zawsze – po Woronicza, po Malczewskiego, po Brackiej tysiące ludzi. Zarabiają grosze ale trzymają się tonącej deski – pracy, bo inaczej skazani byliby na wegetację. Przecież tak naprawdę gdy wylecą z mediów nie bardzo potrafią podjąć pracę w nowym zawodzie. Owszem powinni zostać „zaopatrzeni” proporcjonalnie do tego jaki był ich wysiłek zawodowy i rezultaty.

Firmy medialne muszą mieć paliwo. I takie na rynku jest. To zdolne i chętne łumy młodych, którzy wyobrażają sobie dziennikarski świat w barwnych kolorach. Takich kandydatów nie brakuje, ale trzeba wyszukać.

Nie każdy jednak może być dziennikarzem, choć to wcale nie jest zajęcie bardzo trudne. Łatwo jest zauważyć, ocenić czy klient na żurnalistę w ogóle się nadaje. Ludzie, którzy prowadzili zespoły redakcyjne są z prawie maksymalnym prawdopodobieństwem sukcesu dostrzec to nawet po krótkiej rozmowie. Trzeba jednak, by robili to praktykujący zawodowo fachowcy.

„Nie matura lecz chęc szczera zrobi z ciebie oficera” i… przyjmowano przede wszystkim ideowo zaangażowanych. Jeśli byli ogólnie rozwojowi – mieli pamięć, potrafili myśleć szybko i logicznie, jeśli szybko się uczyli. Oczywiście prostactwo i brak wiedzy dawało opłakane skutki. Tak było z inżynierami NOT-owskimi, którzy w przyspieszonym tempie dostawali dyplomy i potem dopiero na budowach – knocąc – uczyli się zawodu. Żurnalista nie jest w stanie być aż tak wielką psują. Może oczywiście namieszać, ale to ulotne i niewiarygodne.

Młodzi, by w ogóle się załapać walczą przymilnie. Ale wyżej pleców nie podskoczysz. Nie dała bozia wzrostu, urody i jest od razu trudniej. Goguś, cwaniak, protegowany ma na starcie handicap. I właśnie ktoś powinien fachowo na wstępie kariery oceniać szanse. Szkoły dziennikarskie tego nie robią. Im zależy przede wszystkim by mieć jak najwięcej „łebków”, bo studenci płacą czesne. Namnożyło się takowych „uczelni” co niemiara. Poziom jest żenujący. Oszukuje się tam młodych – obiecankami typu PR, a nawet kupnymi dyplomami.

Kłamczuch nigdy nie powinien być dziennikarzem, bo to tchórz i szkodnik. Leń to marnowanie pieniędzy, siedlisko podłości, nepotyzm i nudy. To naprawdę cechy łatwo dostrzegalne. Wytyka się błędy głupim panienkom, bo są łatwo rozpoznawalne. Ale to nie one są problemem. Owszem śmieszą naiwnością nadrabiając urodą. Później lecą na botoksie, intrygach, podejrzewa się je o różne rzeczy.

Najskuteczniej naukę pobiera się mając odpowiedniego mistrza. Mistrz nie będzie tracił czasu na redakcyjnego durnia lub lenia. Rozwiązanie redakcji telewizyjnych w TVP przez „pampersów” uczyniło wielkie szkody w instytucji. Ustała praca u podstaw, zdrowa rywalizacja zawodowa w zespołach, wreszcie miejsce do dyskusji i twórczych sporów. Potem zresztą nie było lepiej…

Dziennikarze piszą, robią programy. Who is who widzi każdy. Zapisano tomy o etyce, etosie i misji. A to jest tak, jak w anegdotach o starym wydawcy, który odłączając spinacz od kartek z tekstem rzekł „tylko ten spinacz ma wartość”. Jest kilka prostych zasad:

Adept sztuki dziennikarskiej musi być przekonany, że łgać nie może. Nie tylko w społecznym ale i własnym interesie. Powinien wiedzieć i odczuwać to fizycznie, że kłamiąc wykrzywia mu się gęba i ludzie to widząc kpią. Jeśli daje się wykorzystywać traci osobowość, traci szansę na jej zdobycie, na uwiarygodnienie. I na pewno ma potem moralnego kaca.

Headhunterzy wszystkiego nie załatwią. Ale ułatwią poszukiwania. Dziennikarze często waląc głową w mur załamują się i odchodzą z zawodu. Mimo, że są dobrzy dają się skusić na stanowiska – np. ambasadorów, rzeczników prasowych. A przecież to zupełnie inne zawody. Idą tam i na ogół rozgoryczeni szybko wypadają z gry.

Dziennikarz jest bliski pisarzowi. Tym bardziej, że np. u nas literaci są coraz słabsi. A zamiast pisać książki naparzają się cepami (w Gdańsku rozwalono zasłużony dla literatury związek, w ogóle po co istnieją tak liczne związki literatów, powinien być jeden, najwyżej dwa, do tego grozi w Warszawie zabranie Domu Literatury).

Dobry pracowity reporter wie, że zanim usiądzie do pisania musi wszystko pieczołowicie sprawdzić, dołożyć maksimum starań. Przede wszystkim jest zobowiązany odpytać, dać głos adwersarzom, wszystkim stronom, decydentom i ofiarom. I dopiero potem może sam oceniać.

Do tego wszystkiego potrzebna jest pasja i wiara, że ważne jest to co się robi. Wielu młodych na szczęście tak ma, jednak trzeba ich dostrzec.