Z chwilą uszkodzenia Mostu Krymskiego na okupowanym przez Rosję półwyspie wzmogło się działanie kremlowskiej propagandy, której celem jest odwrócenie uwagi od strat spowodowanych tym wydarzeniem.
W dniu wysadzenia Mostu Krymskiego władze rosyjskie chwaliły się, że zostanie on naprawiony za dwa dni, ale minęło pół miesiąca, a most nadal jest uszkodzony. Jak donosi brytyjski wywiad, w związku ze zniszczeniem Mostu Krymskiego, Rosji coraz trudniej jest zapewnić zaopatrzenie dla swojej grupy wojsk na południu Ukrainy. Przeprawa działa tylko w trybie awaryjnym, setki ciężarówek czekają w kolejce po obu stronach cieśniny.
Aby odwrócić uwagę od zniszczonego mostu, rosyjska propaganda wymyśla coraz to nowe sztuczki, aby wpłynąć na mieszkańców Krymu. Na przykład, pewnego dnia woźna pracująca na jednej z ulic Kerczu, oparta o miotłę, żałosnym głosem, krzyczała na wszystkich mężczyzn: „Dlaczego nie jesteście na froncie? Dlaczego nie uratujecie ojczyzny?” Mieszkańcy uspokajali ją zapewnieniami, że nikt nie zaatakował Rosji. Jak się później okazało, woźna wykonywała zadania zlecone jej przez rosyjskie służby specjalne.
Jeden z blogerów z Kerczu, napisał, że takie ideologiczne operacje specjalne często zdarzają się w tym mieście. Na przykład po bombardowaniu Kijowa i innych regionów Ukrainy jedna z mieszkanek mówiła, że „trzeba dalej bić, aby Zachód poczuł naszą siłę. To oni namawiali Ukrainę do bombardowania Donbasu przez osiem lat, a teraz namawiają ją do zabicia własnej ludności cywilnej. Nienawidzę Zachodu!” I można by się tylko dziwić ignorancji tej kobiety, gdyby nie jeden szczegół. Opowiadając swoje co chwilę podchodziła do nowej grupy ludzi, jak zawodowa propagandystka.
Mieszkańcy miasta byli też bardzo zaskoczeni rozumowaniem innej kobiety, która twierdziła, że most próbowały zniszczyć Stany Zjednoczone. „Potrzebują terytoriów, dlatego podbijają Ukrainę, dają jej broń, pozwalają zabijać własnych ludzi. Wiadomo przecież, że Ameryka stoi na wulkanie, dokładna data jego erupcji została już podana i musi wyprowadzić swoich ludzi ze strefy zagrożenia. Dlatego wybrali Ukrainę” – mówiła.
Ta sama kobieta nazwała zniszczenie mostu terroryzmem, ale nie chciała przyjąć argumentów innego mieszkańca, który mówiła do niej: „Cieszysz się, że Mariupol został starty z powierzchni ziemi, Charków zniszczony, dzieci zabite, dziewczyny gwałcone, że strzelano do kobiet i starców? Czy to nie terroryzm? Czy myślisz, że Ukraina i Ukraińcy po cichu zniosą rosyjskie zbrodnie, zapomną o swoich zamordowanych krewnych, porwanych do Rosji dzieciach, zniszczonych miastach, przedsiębiorstwach i zaakceptują życie, które zaaranżował im >wielki brat<?!”
Inną metodą propagandy jest organizowanie tzw. „ciotek Putina”, grup kobiet, które gromadzą się rzekomo, by robić na drutach skarpetki i rękawiczki dla żołnierzy rosyjskich „na froncie”, jak w czasie II wojny światowej, a de facto podczas takiego spotkania szerzą kłamstwa o Ukrainie i chwalą Putina.
Wśród takich propagandowych „wykładów” agentów Kremla jedno z eksponowanych miejsc zajmuje „temat polski”. Według jednego ze świadków, podczas spotkania w Kerczu „wykładowca” rzucił kłamstwo, że „polski biznes kupuje teraz na Ukrainie absolutnie wszystko – ziemię, fabryki, zboże”. Polacy rzekomo kupują produkty rolne z 50-procentową zniżką, po czym są one eksportowane do Europy i sprzedawane po znacznie wyższych cenach. Propagandysta twierdził, że „Warszawa robi to, aby całkowicie wziąć Ukrainę w swoje ręce”. Dodał, że „władze Ukrainy specjalnie sprowokowały Rosję i zaangażowały się w konflikt zbrojny w celu uratowania „pustego skarbca”. Teraz Kijów prosi Zachód co miesiąc o 7 miliardów dolarów, zapewniając, że pomoże to krajowi przetrwać. Inni „wykładowcy” rozpowszechniali sfałszowane słowa premiera Mateusza Morawieckiego, który rzekomo miał powiedzieć, że „Unia Europejska może >eksplodować’ przez Ukrainę<”. Ten „wykładowca” mówił o jakichś niemożliwych do pogodzenia „sprzecznościach” między członkami Unii Europejskiej i domagał się, aby „Rosja i Ukraina zawarły porozumienie pokojowe teraz i na dowolnych warunkach”. Zrozumiałe jest, że Rosja zdała sobie sprawę, że przegrywa wojnę i dlatego potrzebuje „pokojowego wytchnienia”, aby zgromadzić siły i zasoby do ponownej walki.
Wszystko to są „duchy Mostu Krymskiego”, czyli operacje rosyjskich służb specjalnych, które starają się ukryć straty spowodowane detonacją obiektu nazywanego dumą Putina. Widać, że cios w dumę dyktatora okazał się dość bolesny…