Dziennikarz to nie papuga – felieton Stefana Truszczyńskiego

Za odmowę, walkę o własne zdanie płaci się czasem boleśnie. Utrata pracy, stanowiska w redakcji – to się zdarza. Ale gorsza jest utrata szacunku dla samego siebie.

Nawet, gdyby to byli święci wysłani na padół ziemski z nieba, to oni również po krótkim okresie „świętości” przepoczwarzą się w chciwe, pazerne i nienasycone gadziny. Gdy dorobią się mieszkanka, będą chcieli mieć willę, a potem rezydencję. Najpierw na Mazurach, a następnie na Lazurowym Wybrzeżu. Bo władza – tak długo jak się da – to nieokiełznana żądza. Najpierw chcą „być”, potem „być i mieć”, wreszcie już tylko „mieć”.

Co jest dziś najważniejsze dla nowych „onych”? Najważniejsze jest dostać się do parlamentu Unii Europejskiej. Nic to, że podjęta w kraju robota nieskończona. Nic to, że jeszcze przed chwilą miód z gęby płynął, a plany, obiecanki były ważne, odważne, z przysięgą zgłaszane. Jak można teraz z zadowoloną gębą łasić się do wyborcy?

To, na kogo zagłosują rodacy zależy trochę i od nas – żurnalistów. Będziecie, będziemy gadać, przedstawiać różnych typów i typki kandydujących z partyjnych list wyborczych do parlamentu UE.

Niestety będzie tak jak zwykle. Zostanie przydzielony czas i limity. Gotowce wyemitują media. Proste. Ale nie do końca. Bo i tak wokół wybrańców rozpocznie się cyrk medialny. On już się rozpoczął. Media są niezależne. Ponoć. Niestety z kandydatami na 80 – 100 tysięcy złotych miesięcznie nie będą rozmawiać dziennikarze mający do swoich interlokutorów stosunek krytyczny. Np. z PiS-owcem nie będzie rozmawiał – w żadnej z telewizji ani przy żadnej „przypadkowej” akcji – zdecydowany sympatyk PO. I odwrotnie, kandydat PO, PSL – ich zjednoczonego wspólnego „ruchu” nie usiądzie z naprawdę dobrym dziennikarzem „dobrej zmiany”. Takim, który potrafi mówić nie tylko poddańczo, ale przekonywająco. A przecież daje się odróżnić tchórzliwych i koniunkturalnych schlebiaczy od rozumujących na czym polega dziennikarska praca w tym bardzo ciekawym, acz wymagającym zawodzie.

A mogło być ciekawie. Przecież jeśli kandydat jest dobry – mądry i rokujący – lepiej będzie dla niego, gdy wykaże się inteligencją i wiedzą. Gdy pytania będą łatwe tak się nie stanie. Szopka będzie sztuczna, „pojedynek” uzgodniony. To widać gołym okiem i czystym uchem. Indagowany „mądrala” wypada blado. Nie ma w takim wywiadzie ani wyczuwalnego napięcia, dramaturgii i po prostu prawdy.

Każda rozmowa jest ważna. O ile jest ciekawa. Aby taka była – musi być prawdziwa. Umiejętność rozmawiania to sztuka, której można się nauczyć. Oczywiście nie w szkolnej ani studenckiej ławce. Techniczne podstawy są ważne. Ale to tylko ABC. Trzeba postępować zgodnie ze swoim sumieniem. Trzeba wierzyć w to, co się robi. Jeśli tak nie będzie – nikt nam nie uwierzy.

Za odmowę, walkę o własne zdanie płaci się czasem boleśnie. Utrata pracy, stanowiska w redakcji – to się zdarza. Ale gorsza jest utrata szacunku dla samego siebie. Tego nie przywróci wymiana ekipy rządzącej.

Pamiętam jak w czasie naszego uczestnictwa w napadzie na Czechosłowację w ramach akcji Układu Warszawskiego zachował się Karol Małcużyński. Główny program publiczny prowadziło dwóch – Małcużyński i Edmund Męclewski. Bardziej popularny był Pan Karol. Władzy zależało na nim bardzo. On jednak udał chorego i nie czytał komunikatów. Kolega – nie odmówił i odbierał potem profity. Małcużyński nadal jest wspominany dobrze, choć po latach podobne odważne decyzje dziennikarskie wydają się mało ważne.

Dziennikarz to pośrednik. To on (a nie jego szef, redaktor naczelny, czy prezes) powinien dołożyć starań, by jego „klient” wypadł jak najlepiej. Ale dziennikarz to nie płatna, wynajmowana „papuga”. Adwokat stara się wyciągnąć klienta z tarapatów. Używa wszelkich chwytów. Dziennikarz tak nie powinien robić. Adwokat stara się wyciągnąć klienta z kłopotów. Używa wiedzy wyuczonej i doświadczenia z praktyki. Podobnie dziennikarz. Tyle, że robi to wszystko z przekonaniem o winie lub niewinności. Krytykuje lub broni. I świadczy swoim nazwiskiem. I bezwzględnie odpowiada za to co wyemitował, wydrukował. Jeśli mu przemontowali, zmienili tekst, nie wolno mu zaniechać sprawy. Jest tysiące możliwości gdzie może opowiedzieć, opisać jakie były jego przemyślenia i konkluzje. Być może straci pracę. A nie twarz.

Stefan Truszczyński