Twarz nie jest z czterech liter – felieton Stefana Truszczyńskiego

Czasem przy lekturze lub w telewizorowej dziurze wydaje się, że najbardziej kłamliwe i paskudne jest dziennikarstwo. No jeszcze … palestra wchodzi w grę. Aż tu nagle wszystkich przebija to co się dzieje na teatralnych scenach większych i mniejszych. Teraz najdroższe powinny być bilety w ostatnich rzędach. Bo w pierwszym możesz być opluty, obsikany albo gorzej. Uczta dla pornofanów i miłośników oglądania genitaliów. Ale jak w tym wszystkim czuje się aktor? Właściwie dlaczego robi to co robi?

Jeden teatr przebija inny. Golizna nie wystarczy. Akty seksualne już też nie. Miłość do kozy – mało. Więc wprowadzono dla gejów dziecię. 7-letni chłopczyk trzyma rączkami tatusia i tatusia. Niewinne oczęta patrzą i oczywiście nic nie rozumieją , ale zboczony autor i reżyser pcha pacholę w otchłań swojej chorej wyobraźni. „Pójdź, ja cię uczyć każę” – Czego? Co wy zboczeńcy wyrabiacie ze sceną, która przez lata służyła normalnym ludziom. Obrosła historią świetnych spektakli. Na ściankach zdjęcia zdolnych i lubianych z całego 100-lecia.

Aktor musi zarabiać. Ma dzieci, dom i kredyty, dlaczego jednak zmusza się go do ohydnego, bezrozumnego pajacowania na scenie. W filmie można zmontować, pokombinować, na teatralnej scenie wszystko jest tu i teraz. Trzeba się z tym liczyć.

Na widowni – służbowo – siedzi recenzentka. Siedzi, patrzy i słucha. Oburącz trzyma się kurczowo fotela, bo inaczej wykatapultowałaby  z niego. Oj, przydałoby się kubłem pomyj chlapnąć na scenę. Ale to przybytek kultury, sztuki. Nie można. Ale można na widownię wylewać szlam i smród, jak z kanalizacyjnej rury biegnącej pod budynkiem teatru.

Z jednej strony szczęśliwe mordy i owacje na stojąco. Nie domyka się kasa wypełniona biletami banku. A z drugiej słowa, nawet ostre, ale zasadne w gazecie, którą czyta lub nie czyta tylko grono poczciwców.

Co się porobiło? Pomieszało. Były, owszem, kluby go-go, były burdele. Ale teatralna scena to nie kloaka i rynsztok.

W domu mamy jadalnię, sypialnię i toaletę. A teraz dwa, a nawet trzy w jednym. To obskurne jajo, zbuk, nie jest do konsumpcji. Skoro ministerstwo nie wiadomo od czego nie chce, czy nie może, skoro lokalni władcy samorządowi nie wiedzą co popierać a co tępić – muszą to zrobić zwykli ludzie.

Można zastosować szeroką gamę protestów. Po pierwsze od samej góry właściwie wybierać. Dyrektorów teatrów. Mówić i pisać mądrze, zgodnie z etyką, gustem i pedagogiczną wyobraźnią. Nie wystarczy ubabrać się szminką, włożyć majtki na spodnie, by być artystą.

Nauczyciel prowadzi do teatru swoją klasę na Szekspira. Ale okazuje się, że młodzież w połowie spektaklu wychodzi. Nie chcą oglądać tego co się dzieje na scenie – karykatury klasyka. Bo wpuszczono pseudoartystę nie wiadomo gdzie i po co wynalezionego.

Był Kantor, Hanuszkiewicz, Gal, Hübner, Axer, Dejmek i wielu, wielu innych. Co robią w teatrze ludzie, którzy sami z sobą mają kłopoty. Głównie z głową. W złotej szkatule trzyma się klejnoty. Do pięknych budynków i z pietyzmem przysposobionych sal wpuszczać można tylko to co najlepsze. LGBT może się przecież złożyć i wybudować pomieszczenia przyozdobione jak lubią, z dostosowanymi siedziskami i zapachami. Wolność człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna drugiego.

„Ja tylko grałem. Ja informowałem” – tak potem mówią. Na usprawiedliwienie.

No i pokazujemy Hitlera na coraz to nowych drukarsko wyśmienitych okładkach. Dotykajmy twarz Stalina obramowaną złotem wyszywanych mundurów. Piękni. Ale że to mordercy epokowi – jest już malutkimi literkami. Albo w sztampowym artykule, którego po pięciu zdaniach nikt już nie czyta.

Odpowiedzialność za słowo, za obrazek to jest prawdziwa wolność. Bariera szkodnictwa. Było śmieszno, marginesowo, ale robi się straszno. Porno, przepraszam, parno i duszno. Lawina ruszyła. Nowy chce przebić poprzednika. Tyle że idzie w złym kierunku. Normalni z dziećmi na rękach z małymi chorągiewkami protestu stoją i protestują. Ale ich zadepczą.

Ma być inaczej. Nieważne jak. Byle inaczej. Bo wszystko już było. To nuda. Jedzmy więc zupę widelcem, a łyżką krójmy chleb. Sławny dziś mecenas Marek Markiewicz uczył niegdyś w łódzkiej telewizji do czego nóż, a od czego inne sztućce. Dotarło mało. Mecenas-redaktor poszedł w posły, a teraz przemawia u Elżbiety Jaworowicz. Walczą o zwykłych ludzi. I dobrze.

Płyną pochody przez ulice. Nie sposób ludzi dokładnie zliczyć. Jedni rachmistrze mówią, że to garstka, inni że tłum. Jaki jest koń każdy ocenić może sam. Przekupny dziennikarz jest niepotrzebny. Człowiek sam widzi i wie. Aktorka po publicznie wykonanej masturbacji powinna stanąć na klapie zapadni. Spadaj głupia!

Na jachcie, w czasie rejsu, gdy ktoś za potrzebą idzie na rufę, krzyczy tylko do pozostałych: „wszyscy patrzą na dziób”. I tak się dzieje.

Trzeba wysłać zbośków w długą podróż. Może potem będą rozróżniać piękne od paskudnego.

 

Stefan Truszczyński