Dziennikarze i pytanie Piłata – komentarz ŁUKASZA WARZECHY

Dziennikarze, informując o najgorętszej w ostatnich dniach sprawach – działaniach organów państwa wobec aktywistów LGBT – stanęli przed wyborem: jak mówić lub pisać o Michale Sz. Przypomnę – bo nie jest to jasno przedstawiane we wszystkich miejscach – że Michał Sz. został przez sąd aresztowany na dwa miesiące w związku nie z zawieszeniem tęczowej flagi na pomniku Chrystusa, lecz z powodu napaści na furgonetkę Fundacji Pro Prawo do Życia oraz jej załogę. Była to w dodatku druga decyzja i odpowiedź sądu na zażalenie prokuratury wobec pierwszej, która aresztowania odmawiała.

 

Michał Sz. uznał też, jak wiadomo, że „czuje się kobietą” (nieodmiennie przychodzi na myśl słynna scena z „Żywotu Briana” Monty Pythona: „I want you to call me Loretta”) i będzie się nazywać Margot. Lewicowe media, od „Gazety Wyborczej” począwszy, posłusznie zaczęły zatem o Michale Sz. pisać w formie żeńskiej (jakkolwiek zaznaczając, że jest osobą „niebinarną”, cokolwiek miałoby to znaczyć). Z czasem tak samo zaczęło o nim mówić TVN24.

 

Awantura rozpętała się wokół Radia Nowy Świat, w którego serwisach stosowano formę męską. Prezes RNŚ Piotr Jedliński przez długi czas bronił takiej postawy jako kwestii wolności słowa, lecz w końcu zadeklarował, że wobec działań władzy wycofuje się ze swojego stanowiska, bo „osadzenie jej [Michała Sz.] w areszcie dla mężczyzn istotnie zmieniło […] kontekst sprawy”.

 

Z kolei Patryk Słowik pisząc o sprawie na portalu Bezprawnik zadeklarował, że będzie pisał o Michale Sz. w formie żeńskiej, gdyż ten sam sobie tego życzy.

 

To, w jakiej formie pisze się o Michale Sz., stało się niestety swego rodzaju deklaracją światopoglądową. Tymczasem dziennikarze powinni służyć prawdzie, nie imaginacjom. W wypadku Michała Sz. prawda jest jasna: mamy do czynienia z mężczyzną zarówno w aspekcie prawnym, jak i fizycznym. Nie było tu żadnej operacji zmiany płci ani niczego podobnego. To po prostu chłopak, który oznajmił, że jest dziewczyną. Nie wnikam tu w psychiatryczne, medyczne aspekty sytuacji; być może zresztą żadnych takich aspektów nie ma, a mamy jedynie do czynienia ze zwykłym cwaniactwem i podłączeniem się pod modne lewackie trendy (niektóre nagrania trafiające do sieci mogą to sugerować). Jest natomiast kwestią bezsporną, że Michał Sz. jest mężczyzną. Owszem, może jest mężczyzną z zaburzeniami, z dziwnymi fantazjami lub urojeniami, ale mężczyzną.

 

Dziennikarze, jako się rzekło, powinni informować o faktach. Jest faktem, że Michał Sz. podaje się za kobietę i o tym informować można, a nawet należy, bo jest to jednak istotny składnik całej sytuacji. Interpretacja tego faktu może należeć do odbiorców. Z pewnością natomiast nie jest informowaniem o faktach i opieraniem się na nich mówienie i pisanie o Michale Sz. „ona”. Nie jest wystarczającym tego uzasadnieniem fakt, że sam Michał Sz. tak sobie życzy, bo oznaczałoby to, że dziennikarze, zamiast przekazywać swoim odbiorcom fakty, będą przekazywać im cokolwiek, co ktoś sobie wymyśli. Czy gdyby Michał Sz. uznał na przykład, że ma pięć lat, to dziennikarze powinni tak o nim pisać i wyciągać z tego wniosek, że polskie państwo dręczy nieletniego? A gdyby rano ogłosił się kobietą, po południu mężczyzną, a wieczorem znów kobietą, to dziennikarze powinni za tymi fantazjami podążać? Z całą pewnością nie.

 

Patrzę z największą przykrością, jak media dotąd – wydawałoby się – unikające jednak skrajnych ideologicznych wygibasów, takie jak TVN24, zaczynają im się podporządkowywać wbrew prawdzie materialnej. Rozczarowująca jest też deklaracja Piotra Jedlińskiego. Rozumiem doskonale jego sprzeciw wobec działań władzy, ale robienie zarzutów z tego, że mężczyznę (formalnie!) pakuje się do męskiego aresztu i uznawanie, że właśnie dlatego trzeba teraz o nim zacząć mówić jako o kobiecie, świadczy nie o zdrowym rozsądku, lecz raczej o jego utracie.

 

Wszystko to prowadzi do smutnej refleksji. Nie bez powodu jednym z najbardziej porażających i wymownych fragmentów w Ewangelii według św. Jana jest ten, gdy Jezus rozmawiając z Piłatem, prokuratorem Judei, odpowiada na jego pytanie, czy jest królem: „Tak, jestem królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie” – na co Piłat wygłasza słynne słowa: Quid est veritas? – „Czymże jest prawda?”. To pytanie zgubionego i chyba też trochę przestraszonego rzymskiego urzędnika wyraża zgubny sceptycyzm wobec możliwości ustalenia, co jest prawdą obiektywną, faktyczną, materialną. Niestety, dziennikarze działają dziś w taki sposób, jakby ich dewizą stało się Piłatowe pytanie.

 

Łukasz Warzecha