Epidemia nie zabije prasy papierowej – rozmowa z ERYKIEM MISTEWICZEM, prezesem Instytutu Nowych Mediów

Nie boję się o ostre, zdecydowane, wyraziste tytuły lewicowe i prawicowe. „Gazeta Wyborcza” i tygodnik „Sieci” najłatwiej przejdą przez kryzys – mówi Eryk Mistewicz, prezes Instytutu Nowych Mediów, wydającego m.in. miesięcznik opinii „Wszystko Co Najważniejsze”.

 

Po 38 latach tygodnik „Wprost” przestaje ukazywać  się w formie papierowej, będzie teraz dostępny wyłącznie w wersji cyfrowej. Inny tygodnik wydawany przez tę grupę kapitałową, „Do Rzeczy” zawiesił na tydzień wydawanie wersji drukowanej. Czy to koniec prasy papierowej?

 

Zdecydowanie, ale to bardzo zdecydowanie: nie. Do końca prasy papierowej jeszcze daleko. Oczywiście pozostanie w domu w tym czasie, do czego wszyscy odpowiedzialni ludzie zachęcają, przełoży się z czasem na zamknięcie ostatnich punktów dystrybucji prasy wydawanej w papierze. Epidemia wpłynie na wiele aktywności. Ale wierzę, że tak jak po chwilowej przerwie filharmonicy wrócą do koncertowania, tak również dziennikarze i wydawcy prasy wrócą do tego, na czym znają się najlepiej. Koronawirus osłabi wydawców prasy papierowej, którzy nie mają do końca przemyślanego modelu biznesowego. Może też uderzyć w najsłabsze wydawnictwa. Ale daleki byłbym od twierdzenia, że epidemia zabije papierową prasę na świecie, w Europie czy w Polsce.

 

Zamykanie kiosków uderzy w prasę codzienną?

 

Tak, kioski będą zamykane, ponieważ coraz mniej ludzi będzie na ulicach. I bardzo dobrze. Zamknięcie kiosków będzie dla prasy świeckiej tym, czym jest ograniczenie liczby wiernych na Mszach św. dla prasy katolickiej.

 

Symbolem problemów prasy katolickiej jest to, że po raz drugi w historii przestało ukazywać się papierowe wydanie watykańskiego dziennika „L’Osservatore Romano”. Czy prasa katolicka może ten moment kryzysu wykorzystać?

 

Prasa katolicka przechodzi obecnie przyspieszony kurs obecności w sieci. Obserwuję z wielką uwagą, jak np. tygodniki „Idziemy” i „Niedziela” bardzo sprawnie przebudowują swoje zespoły redakcyjne i mocno osadzają się w Internecie. Wykorzystują czas epidemii, który może potrwać przecież i pół roku, do budowy silnej pozycji w sieci, a kiedy skończy się epidemia powrócą do dwóch wersji – internetowej i papierowej. Zyskają nowych czytelników, poszerzą bazę, zyskają wiedzę i nowe umiejętności zespołów – to plusy tej sytuacji.

 

Co zdecyduje o przetrwaniu konkretnych tytułów prasowych w czasie narodowej kwarantanny?

 

Odpowiedzialność. Łatwiej ten czas przetrwają tytuły prasy papierowej, które stawiają na odpowiedzialność za słowo przed swoimi czytelnikami. Z reguły są to tytuły prowadzone przez doświadczonych dziennikarzy starszej daty, przez ludzi wyrosłych w kulcie słowa, którzy uważają, że słowa muszą wyschnąć i nabrać mocy. W odróżnieniu od tych, którzy sądzą, że jeśli opublikują niesprawdzoną informację – najwyżej ją usuną. To jest siłą papieru i tym się on różni od Internetu. Oczywiście przez jakiś czas tytuły te będą musiały ograniczyć swoje zespoły redakcyjne i korzystać z pomocy publicznej, o której w środę na konferencji prasowej mówiła minister Jadwiga Emilewicz.  Później będą musiały odnaleźć się na rynku, podobnie, jak przedstawiciele innych branż.

 

Których tytułów już nie zobaczymy po ustaniu koronawirusa?

 

Sytuacja zdewastuje tytuły, które nie przykładają właściwej wagi do prawdy, odpowiedzialności, słowa oraz pisma, które żyją z dodatkowych wydarzeń, organizacji imprez, tzw. marketingu natywnego, czyli sprzedaży swojej powierzchni na teksty sponsorowane. Stracą  tytuły, którym trudno jest uzyskać realne, prawdziwe wsparcie czytelników. Obecny czas zweryfikuje rzeczywistość. Pokaże, za którymi tytułami stoją czytelnicy, a nie tylko reklamodawcy czy grupy interesów. Cyferki raportowane do reklamodawców, gdzie świadomie mylona jest liczba wydawnictw sprzedawanych i prenumerowanych z liczbą wydawnictw rozdawanych bezpłatnie nie mają obecnie znaczenia. Znamy przecież tytuły pism luksusowych, które raczej do nikogo nie docierają poza reklamodawcami i osobami wydającymi budżety reklamowe. Te bańki prasowe w momencie kryzysu przekładającego się na kryzys budżetów reklamowych po prostu pękną.

 

Za tymi tytułami nic nie idzie, żadna wartościowa ani interesująca treść.

 

Dlatego nikt za nimi nie będzie płakał, ani nikt nie będzie o nie walczył. Przetrwają tytuły odpowiedzialne i poważne oraz tytuły, które mają swoich zdecydowanych wyznawców. Gazety, bez których czytelnicy nie są w stanie funkcjonować w świecie, bo takich informacji, jakie daje im ich ulubione medium, nie jest im w stanie dać stacja telewizyjna, radio czy Internet. Zwyciężą tytuły prasowe, za którymi pójdą czytelnicy, którzy szukają powagi i odpowiedzialności. Nie boję się więc o ostre, zdecydowane, wyraziste tytuły lewicowe i prawicowe. „Gazeta Wyborcza” i tygodnik „Sieci” najłatwiej przejdą przez kryzys.

 

Rezygnacja albo zawieszenie wydań papierowych obniży wpływy z reklam. Dla niektórych tytułów może to być poważny problem. Spółki Skarbu Państwa nie muszą być zainteresowane reklamowaniem się za tak duże pieniądze, jak w prasie papierowej, w wydaniach cyfrowych.

 

Polska, Europa i kawałek świata zatrzymały się. Ludzie uprawiają ćwiczenia, bawią się z dziećmi, czytają książki, analizują, zastanawiają się, co będzie dalej. Ten czas utrzyma się jeszcze długo. Nie dwa, trzy tygodnie, ale co najmniej pół roku. Jest to też czas na przemyślenie kwestii dotyczących funkcjonowania wielu spraw, od organizacji służby zdrowia po funkcjonowanie mediów. Należy zastanowić się, jaką odpowiedzialność mają mieć media, a także, jaka jest granica pomiędzy cenzurowaniem mediów a ich obowiązkami wobec wspólnoty i państwa.

 

Jakie ma pan propozycje dotyczące funkcjonowania mediów?

 

Od lat popularyzuję w Polsce rozwiązania francuskie w tym względzie. Jest kilkanaście moich analiz o rozwiązaniach, które można zastosować nad Wisłą. Znajdują się w nich gotowe rozwiązania, również legislacyjne, zgodne – co bardzo ważne – z prawodawstwem europejskim. Francuskie media od lewalewej strony, od organu partii komunistycznej „L’Humanite”, do prawej – „La Croix” i „Le Figaro” – są oficjalne wspierane przez państwo. Z pieniędzy budżetowych dotowane są wszystkie tytuły wierne zasadom Republiki. Jest to ważne rozróżnienie, ponieważ pisma Frontu Narodowego  nie zaliczają się do tej kategorii. I jest to bardzo dobry model, który dawno już powinien być zastosowany w Polsce. Promując odpowiedzialne dziennikarstwo wysokiej jakości. Od lat powtarzam, że media, podobnie jak transport, Internet, służba wody, wodociągi i telekomunikacja powinny być uznane za infrastrukturę krytyczną.

 

Media powinny stanowić element bezpieczeństwa państwa?

 

To oczywiste. Stanowią przecież, jeśli się tylko zastanowimy, bardzo ważny element stabilizujący wspólnotę i społeczeństwo. Nie chodzi oczywiście o to, żeby media cenzurowały rzeczywistość, „malowały trawę na zielono”, nie chodzi też o to, aby nagle stały się pisowskie, a po zmianie władzy platformerskie. Chodzi o to, żeby miały świadomość, jakie są ich obowiązki względem wspólnoty Polaków. Chociażby roli edukacyjnej w trakcie takich sytuacji jak klęska epidemiczna. Państwo ma tu wiele możliwości działania – znów proponuję spojrzeć na Francję, nie ma tam pism opiniotwórczych wydawanych przez zagraniczny kapitał pochodzący z Niemiec, Rosji, Chin, USA czy z jakiegokolwiek innego kraju.

 

Rozmawiał Tomasz Nowak, fot. TVP Info

 


 

Eryk Mistewicz

Rocznik 1967. Konsultant zajmujący się strategiami komunikacyjnymi, doradztwem medialnym i politycznym, dziennikarz, publicysta, założyciel i prezes think tanku pod nazwą Instytut Nowych Mediów, m.in. wydawcy portalu opinii WszystkoCoNajwazniejsze.pl oraz miesięcznika „Wszystko Co Najważniejsze”.