Gdyby TVN była normalną telewizją, prezydenckie weto byłoby po prostu elementem dyskusji o polskim prawie medialnym. TVN jednak normalnym medium nie jest, bo stacja od wielu lat stanowi narzędzie politycznej propagandy ugrupowań liberalnych i lewicowych likwidujących samodzielne myślenie wielu Odbiorców. Weto prezydenta Andrzeja Dudy nie musi być jednak wcale wsparciem opozycji, a szerszym politycznym działaniem, także na arenie międzynarodowej.
Tzw. lex TVN, czyli nowelizacja ustawy o radiofonii i telewizji, nie dotyczy w istocie tylko stacji, którą zakładali Mariusz Walter i Jan Wejchert. Zmiana miałaby następstwa dla wielu mediów, także publicznych. Nie jest to wcale sprawa „wolności mediów” i „wolności słowa”, jak o przypadku TVN mówią politycy opozycji i sprzyjające im media. Żółto-niebieska stacja nie jest wcale „represjonowana przez reżim PiS”, co od wielu miesięcy wmawia się Polakom i środowisku dziennikarskiemu w Europie i na świecie. Ale to już wiadomo.
Proponowane przez prawicę zmiany w ustawie dotyczą także przywrócenia części kompetencji Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji i trybu jej wyboru. To są zmiany w ramach zapowiadanej od dawna reformy medialnej. Projekt w art. 7 ust. 1 przewiduje:
„Członków Krajowej Rady powołuje Prezydent RP za zgodą Sejmu i Senatu na wniosek Marszałka Sejmu albo grupy 35 posłów.”; zaś w ust. 4 czytamy: „Senat podejmuje uchwałę w sprawie wyrażenia zgody na powołanie członków Krajowej Rady w ciągu miesiąca od dnia przekazania Senatowi uchwały Sejmu (…). Niepodjęcie uchwały przez Senat w ciągu miesiąca oznacza wyrażenie zgody”.; w ust 5, 6 i 7 art. 7 projektu nowelizacji ustawy napisano:, „Jeżeli Senat odmawia wyrażenia zgody na powołanie członków Krajowej Rady, Sejm proponuje na stanowisko członka Krajowej Rady inną osobę.”; „Prezydent RP powołuje członków Krajowej Rady wyłonionych (…) w ciągu miesiąca od uchwały Senatu o wyrażeniu zgody na powołanie członków Krajowej Rady”; a „dotychczasowy członek Krajowej Rady pełni swoje obowiązki do czasu objęcia stanowiska przez nowego członka Krajowej Rady.”
Zatem, to prezydent jest największym beneficjentem tej części zawetowanej przez siebie nowelizacji. Tym bardziej, że teraz wskazywał, co prawda bezpośrednio, ale tylko dwóch członków KRRiT. Po co więc zawetował korzystne dla siebie rozwiązania? W nowelizacji dotyczącej samego funkcjonowania Krajowej Rady jest, z punktu widzenia czystej polityki, ważniejszy zapis.
„W art. 27 ust. 3 otrzymuje brzmienie: Członków zarządu, w tym prezesa zarządu, powołuje i odwołuje Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji.” Chodzi o to, że poprzednio obowiązywał, a po wecie nadal obowiązuje przepis o powoływaniu władz publicznych mediów przez utworzoną latem 2016 roku Radę Mediów Narodowych, a nie, jak wcześniej, tylko przez KRRiT.
Z punktu widzenia polityki obozu Zjednoczonej Prawicy, teoretycznie, różnica proponowana w tym zapisie nie ma żadnego znaczenia. Przecież członkowie KRRiT byli rekomendowani właśnie przez większość sejmową PiS, w Senacie – w poprzedniej kadencji – też, a w obecnym składzie Rady Mediów Narodowych rządzący również mają większość. Po co zatem odrzucać nowelizację ustawy? Ktoś wymyśli pewnie sto spiskowych teorii, ale odpowiedź nasuwa się sama.
Może dla tych fragmentów przepisów z art. 35 ustawy? „Koncesja może być również udzielona osobie zagranicznej, której siedziba lub stałe miejsce zamieszkania znajduje się w państwie członkowskim Europejskiego Obszaru Gospodarczego” – głosi odrzucona wersja nowelizacji: „pod warunkiem, że osoba taka nie jest zależna, w rozumieniu Kodeksu spółek handlowych, od osoby zagranicznej, której siedziba lub stałe miejsce zamieszkania znajduje się w państwie niebędącym państwem członkowskim Europejskiego Obszaru Gospodarczego.”
I tutaj już chodzi o politykę międzynarodową. O współdziałanie w ramach naszych sojuszy ze Stanami Zjednoczonymi. I o współdziałanie z USA innych państw UE. A wiadomo, że Amerykanie szybciej nawodnią obszary pustynne w Newadzie, niż wypuszczą z rąk jakikolwiek biznes w Europie, tym bardziej biznes medialny. Po prostu amerykańscy udziałowcy spółki Discovery kontrolującej TVN chcą coraz większych pieniędzy, jakie pojawiają się w biznesie medialnym w naszej części Europy, choć na pewno nie mają w nosie profilu politycznego stacji. Dla tej amerykańskiej korporacji jej media mają być liberalne, czyli, przekładając to na język europejskiej polityki, lewackie. I taka jest telewizja TVN.
Z USA łączą nas interesy, ale i doktryna obronna, czyli też interesy. Tylko większe. Nie ma się, co zatem dziwić, że prezydent odrzucił projekt, który zakładał, choćby hipotetyczne, straty amerykańskiego koncernu medialnego w Europie. Koncernu sprzedającego przecież amerykańskie produkty medialne na całym obszarze Starego Kontynentu.
W obliczu kryzysu białoruskiego, za którym stoi Kreml i bardzo prawdopodobnej rosyjskiej agresji na Ukrainę, istnienie TVN w zamian za bezpieczeństwo Polski, a może i UE, to niezbyt wygórowana cena, nawet, jeżeli teraz brzmi to niedorzecznie. Czy stąd wzięła się propozycja nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji?
Wszyscy chyba znamy dowcip o biedaku narzekającym na małe mieszkanie, któremu doradzono, aby przyjął pod swój dach jeszcze kozę. Bo jakież to będzie jego szczęście i o ile większe wyda się pomieszczenie, jeśli po kilku miesiącach ów biedak sprzeda zwierzę.
To ma sens także w przypadku nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji. Sztucznie być może stworzono mechanizm wywołujący żółto-niebieski terror społeczny i naciski podobne do dawnych narzędzi tortur. Przesunięcie dźwigni powoduje wycie nieszczęśnika, który cieszy się sympatią części bardziej opozycyjnej gawiedzi. Ułaskawienie „skazanego” powoduje ukłon władcy wobec dużej liczby poddanych, ale też wzbudza szacunek sąsiadów, bo przecież „torturowany”, jest znany w różnych krajach i tam też ma swoje wpływy.
„Ułaskawienie” TVN przez prezydenta spowoduje wyrzucenie przysłowiowej kozy, czyli zakończenie sporu z Amerykanami o ich spółkę i o wielkie pieniądze. Do następnego kryzysu opozycja poczuje ulgę i zacznie głupio się chwalić, że zmusiła prezydenta Andrzeja Dudę do ustępstw. Relacje Polska – USA poprawią się, bo nawet mało przychylna obecnie rządzącym administracja prezydenta Joe Bidena wreszcie przestanie się zastanawiać, czy jest jeszcze w NATO i czy powinna wspierać Polskę, jako państwo graniczne sojuszu. A musi, bo i spore kręgi amerykańskich elit oraz ich akolici z UE oraz Wielkiej Brytanii żądają od Bidena radykalnych działań wobec Rosji i pomocy dla naszego kraju. Tym bardziej, że świat po pandemii będzie bardziej podatny na wybuch konfliktu zbrojnego, a przecież mistrzem w prokurowaniu fałszywych powodów wojen jest prezydent Rosji Władimir Putin.
Jest jeszcze jeden aspekt tej historii, nikt przy „załatwieniu sprawy” TVN nie będzie się zastanawiał, co z kolejnymi zapisami nowelizacji medialnej. Na przykład tymi o trybie wyboru i kompetencjach KRRiT.
Politycznie to majstersztyk PiS i prezydenta. Opozycja już ekstatycznie krzyczy z radości, że Andrzej Duda znowu jest skłócony z Jarosławem Kaczyńskim.
A co to zmieni w polskich mediach? Zobaczymy. Oby tylko Amerykanie nie okazali się zbyt pazerni na pieniądze z polskiego rynku i nie zaczęli przejmować innych koncernów telewizyjnych. A są w Polsce takie media komercyjne, których właściciele chcieliby przejęcia przez firmę z USA, bo – ich zdaniem – mogliby wówczas bezkarnie kłamać i manipulować działając na korzyść opozycji. Nabijając przy okazji sobie portfele i – niestety – jak w przypadku TVN nabijając w butelkę Odbiorców.