HUBERT BEKRYCHT: (Nie) zależność w czasie wojny (2)

Fot.: HB

Będzie krótko. To niektórzy już może przyjmą z niedowierzaniem, zatem – być może – zaskoczenie numer dwa: będzie krótko, ale i na temat, bo tematu nie wybierałem. Temat wybrał mnie.

Otóż, jestem delegatem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich podczas odbywającego się w Hadze kongresu Europejskiej Federacji Dziennikarzy (Annual Meeting European Federation of Journalists – EFJ). Po południu miała być dyskusja o niezależności dziennikarskiej w obliczu coraz większej liczby konfliktów zbrojnych na świecie, a szczególnie w obliczu agresji rosyjskiej na Ukrainę. Dyskusja była, ale nie o tym.

Holnderska depresja i rosyjska ruletka

Panel prowadziła Holenderka, przewodnicząca tamtejszego stowarzyszenia dziennikarskiego (NVJ) Renske Heddma. Oprócz niej w debacie uczestniczyła szefowa działu zagranicznego niderlandzkiego koncernu medialnego NOS Esther Bootsma, wieloletnia korespondentka telewizji Al Jazeera Step Vaessen oraz dwóch Rosjan. Jeden musiał uciekać na Zachód, bo Putin przeszło rok temu, właśnie za niezależne dziennikarstwo postanowił go ukarać przynajmniej wieloletnim więzieniem a mówiło się też o gotowości Kremla do wyeliminowania – nazwałem go tak dla bezpieczeństwa – opisywanego Rosjanina numer 1. Ów zaraz po debacie zniknął, jak to się mówi, po angielsku.

A teraz Rosjanin numer 2. Wjeżdża do Moskwy, kiedy chce. Wraca. Narzeka na „represje” Putina w postaci trzymiesięcznej wizy, ale przyjeżdża do Rosji i z niej po prostu wyjeżdża na Zachód w stanie nietkniętym. A przecież, jak napisano w tytule debaty, jest niezależnym rosyjskim dziennikarzem. Kiedy kończy się dyskusja zostaje jeszcze długo. Pytam go, bo mnie to męczyło, czy ja coś pokręciłem, że on przyjeżdża i wyjeżdża do Moskwy ze swobodą gwiazd rocka, popu lub sportu, które jeszcze niedawno korzystały z zaproszeń Kremla? „Kolego, nie boisz się, że Cię Putin nie wypuści, bo źle o nim piszesz?”. A on mi z uśmiechem na ustach odpowiada:, „Ale ja nie piszę o Putinie, nie piszę polityce tylko o ekonomii”. Przyznam, że mnie zatkało. Zapytałem, czy żartuje? Odpowiedział, że nie i mnie odetkało.

Al Jazeera wzorem niezalezności dziennikarskiej, czyli paranoja

Przypominam, wszystko dzieje się teraz w holenderskiej Hadze na kongresie dziennikarskim EFJ podczas debaty o niezależności mediów. Rosjanin, prawdopodobnie z zagranicznym paszportem swobodnie poruszający się teraz po swoim kraju a do tego korespondentka arabskiej telewizji Al Jazeera mówią o niezależności. Reporterka zresztą zapewniała, że dobrze się tam czuje, bo zadaje tylko swoje pytania, że jej stacja jest niezależną korporacją medialną, że w ogóle jest tam super. Zaniemówiłem. Telewizja wielokrotnie podejrzewana o sprzyjanie terrorystom i niedopuszczalne z nimi kontakty, faworyzująca Palestyńczyków w sporze z Izraelem, jest „niezależna”? „Chyba od rozumu swoich odbiorców” – przypomniały mi się słowa mojego przyjaciela. Ale nie, groteska trwa. Jeden z reprezentantów Towarzystwa Dziennikarskiego zabiera głos. Bredzi coś o wyważaniu racji podczas wojny, niedosłyszałem, czy na Bliskim Wschodzie, czy na Ukrainie. A potem mówi, że relacja z jesieni 2021 roku autorstwa Step Vaessen z granicy polsko-białoruskiej, w której dziennikarka stronniczo – moim zdaniem – przedstawiała domniemane wypychanie przez polskich żołnierzy uchodźców m.in. z państw arabskich, którzy jakoby uciekali przed wojną w swoich krajach, z powrotem na Białoruś.

W relacji była wzmianka o „setkach ofiar” takiego postępowania polskich służb mundurowych. Nie doprecyzowano, jakie to ofiary, bo na pewno nie śmiertelne. W tamtym tygodniu nie było przypadków śmierci obcokrajowców, którzy nielegalnie przedostali się przez granicę Polski i UE szmuglowani przez przemytników ludzi. No i na tym „niezależnym dziennikarstwie” arabskiej stacji jest wyraźna rysa. Nie ma w relacji oficjalnego stanowiska Straży Granicznej, są tylko świadkowie „zbrodni” jej funkcjonariuszy i Wojska Polskiego, ale bez podania źródła i dowodów informacji, że istotnie ktoś poniósł śmierć.

Podczas dyskusji mówię niderlandzkiej dziennikarce telewizji Al Jazeera, że nie usłyszałem nigdy jak pyta kogoś z elit politycznych Bliskiego Wschodu o podejrzenia korupcyjne i związki z terrorystami. Nie odpowiedziała na te moje wątpliwości. Co do rzetelności relacji z granicy podkreśliłem, ze korespondentka – delikatnie mówiąc – mija się z prawdą. Zaprzeczyła. Tłumaczyła, że było wiele jej relacji i chyba nie mówimy o tej samej. Po spotkaniu w prywatnej rozmowie też trzyma się tej wersji. Opadły mi ręce…

Wątpliwości, prawda i rzetelność zamiast obiektywizmu

Reasumując na kongresie największej europejskiej korporacji dziennikarskiej do debaty o niezależności mediów podczas wojny zaproszono, między innymi, dwie osoby.

Osoba numer 1: Rosyjski dziennikarz, który podczas inwazji Moskwy na Ukrainę swobodnie porusza się po kraju Putina, wjeżdża i wyjeżdża, kiedy mu się podoba i do tego na w zachodnich mediach nie pisze o polityce, ale o ekonomii…

Osoba numer 2: Holenderka, korespondentka Al Jazeery, która jeszcze przed inwazją relacjonując kryzys uchodźczy, do którego doprowadził kumpel Putina mówi w relacji dla arabskiego koncernu medialnego, że polskie służby wpychają z powrotem na Białoruś „wycieńczonych” uchodźców. Uwaga moja: głównie młodych mężczyzn z Bliskiego Wschodu. Korespondentka nie potrafi do dziś wytłumaczyć, czy były jakieś „ofiary”, czy mówiła o innych „ofiarach” sprzed innej niż polska i UE granicy.

Szlag mnie trafił, bo gadają, gadają, a gdzie w tym wszystkim napadnięty kraj – Ukraina? Siedzi obok mnie. Konkretnie siedzi obok mnie zdenerwowany mój kolega szef IMTUU, Niezależnego Związku Mediów na Ukrainie Serhiy Shturkhetskyy (to oficjalna pisownia jego nazwiska w alfabecie łacińskim). Zgłosił się do głosu wcześniej, ale coś go prowadząca nie dostrzega. Krzyknąłem „Posłuchajcie głosu wolnej Ukrainy”! Mężczyzna z obsługi technicznej podchodzi z mikrofonem do ukraińskiego dziennikarza. Serhij najpierw dziękuje za wsparcie dla jego walczącego z rosyjskimi barbarzyńcami kraju, potem już z przekąsem wspomina, ze chętnie znalazłby się w gronie panelistów, ale nikt go nie zapraszał…

Gra orkiestra, szwagra biją – jak mówią w moich stronach, w Łodzi i okolicach.

No dobra, okłamałem Was, nie było krótko. Ale na pewno na temat. Bo są zgromadzenia, które zupełnie nie trzymają się wyznaczonych tematów i są tematy, które jak ten – powtórzę – mnie wybrały. A mojego kłamstwa o tym, że będzie krótko nie wstydzę się. Niech inni wstydzą się kłamstw o domniemanej niezależności i obiektywizmie podczas relacji z konfliktów, inwazji i wojen.

I z przykrością pisze, że nie ma obiektywizmu dziennikarskiego. Nie tylko podczas wojny. Są tylko, jak w życiu i w każdym zawodzie, rzetelność i uczciwość przekazu.