Co dziennikarze mogą robić w Pekinie? Co chcą. Byle tylko nie krytykować organizatorów. Media dostały ponoć od komunistycznych Chin wspaniałe warunki pracy, zatem – jak wieść azjatycka głosi – państwo chłopów, robotników i biznesmenów, w związku z odbywającymi się w stolicy ChRL „przełomowymi Igrzyskami Olimpijskimi”, oczekuje od dziennikarzy „należytych” relacji.
Niby nic, bo takich relacji oczekują wszyscy organizatorzy sportowych imprez, ale jednak w tej sałatce z pekińskiej kapusty jest – moim zdaniem – jakiś niestrawny składnik. Centrum prasowe w stolicy Chin jest podobno wygodne, jak fotel Billa Gatesa i rozległe, jak Teksas, tanie, jak dawne sklepy bezcłowe i dyskretne, jak szwajcarski bank. Zadbano nawet o to, aby żurnaliści nie martwili się o nadbagaż w drodze powrotnej.
Zapakowane prezenty
kupione przez dziennikarzy za przysłowiowe chińskie grosze, czyli feny, zostaną wysłane na adres wskazany przez wysyłającego do wskazanego odbiorcy. Na całym świecie. Przedstawiciele mediów narzekają na razie tylko na zapchane toalety, co pozostaje w związku przyczynowo-skutkowym z dobrą jakością jedzenia oferowanego w olimpijskich stołówkach. Posiłki są zróżnicowane, a podają je specjalne roboty. Zapracowany dziennikarz może odpocząć w kafejce, albo – kiedy zmęczenie stanie się nieznośne – przespać się w kabinie w centrum prasowym. Podczas odpoczynku w kapsule warunki wewnątrz przypominają sjestę w kosmosie. O wyposażeniu centrum w elektroniczne gadżety nie potrzeba nawet przypominać. Niektórym
dziennikarzom brakuje pewnie tylko automatów do… pisania
gotowych już informacji i przygotowywania korespondencji. Chociaż, jak mawia mój znajomy jeżdżący często do Państwa Środka, takie automaty zostały już przez Chińczyków wynalezione i gdzieś tam w biurach prasowych stoją – trzeba się tylko rozejrzeć.
Dlaczego chińscy organizatorzy traktują dziennikarzy po królewsku? Tego nie trzeba nikomu wyjaśniać. Dlaczego nieśmiała jest krytyka Igrzysk Olimpijskich w Pekinie prawie we wszystkich mediach światowych? To bardziej skomplikowane, bo igrzyska pekińskie odbywają się podczas pandemii. Na pewno tym właśnie organizatorzy tłumaczyć będą wszelkie niedogodności sportowców, działaczy, dziennikarzy. Oraz cenzurę, która jest chińską specjalnością, szczególnie, jeśli chodzi o Internet.
Już na początku tej wielkiej imprezy Polacy przeżyli szok, bo u wielu z naszych zawodników testy wykazały COVID-19, a ponieważ patogen wywołujący tę chorobę wirus SARS-CoV-2 czuje się w Chinach, jak w domu, płata różne „figle”.
Najpierw „plus”, potem „minus”, a potem znowu wynik „pozytywny”.
Taką huśtawkę nastrojów przeżyła nasza reprezentantka w short tracku Natalia Maliszewska. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że w już w sobotę, nasza zawodniczka, już po izolacji oraz korzystnym dla niej badaniu, pojechała na zawody na swoim koronnym dystansie 500 metrów i… po teście covidowym, który wskazał znowu wynik „pozytywny”, została wyeliminowana z wyścigu, w którym była kandydatką do medalu. Nie wiem, czy nie okrzykniecie mnie zwolennikiem spiskowej teorii olimpijskiej, ale z wielu komentarzy znawców short tracku dowiedziałem się, że miejscowi dziennikarze na zwyciężczynię dystansu, na którym dominuje Maliszewska, typowali jedną z Chinek. Albo nawet trzy. Nie wiem, jak to się skończy, ale Polki w walce o złoto w tej konkurencji już nie ma. Zobaczymy, co będą mówić nasi pekińscy korespondenci sportowi o chińskich zwyczajach związanych z testami covidowymi. Czy zauważą
niesprawiedliwość wobec Pani Natalii, czy tylko pech?
Chociaż, będąc w Chinach, wypada pamiętać, że jest się w komunistycznym państwie totalitarnym, to jednak nic nie wskazuje, że polscy dziennikarze zostali postraszeni programem pozyskiwania organów na przeszczepy dla dygnitarzy ChRL, tak jak więźniowie polityczni Pekinu. Na razie krytyka wobec organizatorów, w przypadku większości naszych dziennikarzy akredytowanych na IO 2022, ogranicza się jednak m.in. do bezlitosnego piętnowania białych nalotów po płynie dezynfekcyjnym w autobusach wiozących reporterów na zawody.
Odkąd międzynarodowe władze sportowe zaczęły powierzać duże imprezy takim „demokracjom”, jak Chiny, Katar, czy Rosja, odwagi życzę nie tylko skoczkom narciarskim, ale też Koleżankom i Kolegom dziennikarzom relacjonującym te widowiska.