Jak szukanie znajomych – OLGA MICKIEWICZ-ADAMOWICZ o pierwszym kroku do dobrego reportażu

Jednym z najważniejszych wyzwań, stojących przed początkującymi reportażystami radiowymi jest znalezienie odpowiedniego tematu i bohatera. Młodzi dziennikarze sięgają często po zagadnienia, które chociaż im wydają się nowatorskie, w rzeczywistości są już ograne i przez to trudne do przygotowania. Walka z nowotworem, bezdomność, doświadczenia powstańców warszawskich czy więźniów obozów koncentracyjnych to ważne i poruszające sprawy, jednak na te tematy powstało już tak wiele reportaży, że trudno znaleźć w nich jeszcze coś zaskakującego. Jak więc szukać bohaterów?

 

   „Najlepsze dokumenty są opowieścią o przepaści między marzeniami a rzeczywistością. Są o ludziach, którzy by chcieli, ale nie mogą. Albo mogą, ale nie chcą. Są o czymś, co jest niepełne, niedokończone, zdekompletowane” – powtarza belgijski mistrz reportażu Edwin Brys. Reportaże (radiowe, chociaż nie tylko), które zapadają w pamięć, pokazują ludzkie dążenia wbrew przeciwnościom, rejestrują zmianę, są zapisem pewnego napięcia pomiędzy tym, jak jest a tym jak chcieliby nasi bohaterowie, żeby było.

 

Kilka lat temu pracowałam na przykład nad reportażem „Niezłomny”, który został potem wyemitowany w radiowej Trójce. Słowem, które jednocześnie stało się tytułem reportażu, określił mojego bohatera jego znajomy. Pasją Damiana Kądzielewskiego jest sport. Kiedy spotykaliśmy się na nagrania, przygotowywał się właśnie do wyjątkowo trudnych zawodów – triathlonu na dystansie Iron Man. Damian jest niepełnosprawny. Wiele lat spędził w różnych szpitalach, miał wypadek, odkryto u niego nieuleczalną chorobę Huntingtona. Ale nie poddawał się. Zarejestrowałam kilka godzin jego treningu, pojechaliśmy też razem do Świdnika, z którego pochodzi Damian i gdzie mieszka jego rodzina. Matka, sama była pływaczka, wzruszyła się, opowiadając o pasji syna i jednocześnie o jego chorobach. Wszyscy wiedzieliśmy, że Damian nigdy nie wyzdrowieje, a pasja do sportu nadaje jego życiu sens. Co więcej, rodzina Damiana nie była zamożna, tymczasem wymarzone starty i treningi wiązały się z ogromnymi kosztami. Reportaż opierał się więc na kontraście pomiędzy wspaniałymi planami Damiana i jego ogromną zawziętością a bezwzględną rzeczywistością, z którą przyszło mu się mierzyć. To właśnie sprawiło, że ta prosta w sumie historia wielu osobom bardzo zapadła w pamięć. Między innymi była inspiracją dla innego niepełnosprawnego, który po emisji reportażu wysłał do nas wiadomość z podziękowaniem i obietnicą, że sam zacznie realizować swoje marzenia. Nawiasem mówiąc, Damianowi jakiś czas później udało się ukończyć zawody na dystansie Iron Man – prawie cztery kilometry wpław, sto osiemdziesiąt na rowerze i maraton!

 

No dobrze, ale skąd w ogóle czerpać informacje o tego typu historiach?

 

Zdarza mi się czasem szkolić praktykantów w radiu. Jednym z ćwiczeń, które im zadaję, jest znalezienie tematów, które ich zdaniem nadają się na reportaż. Okazuje się, że młodzi ludzie, najczęściej studenci dziennikarstwa, mają z tym ogromny problem, a to przecież dopiero pierwsza trudność, z którą muszą się mierzyć podczas pracy nad własnym materiałem. Tymczasem sposobów na znalezienie bohatera reportażu jest mnóstwo. Oto kilka przykładów.

 

  •    Poczta pantoflowa – sposób, z którego chętnie korzystam. Jeśli znajomi i znajomi znajomych wiedzą, że robię reportaże, sami chętnie podsyłają mi ciekawe tematy. I z drugiej strony – jeśli szukam konkretnej osoby do reportażu, myślę najpierw, kto mógłby mi podać kontakt do takiego człowieka. Przykładem jest historia powstawania reportażu „Saidali”. Tytułowym bohaterem był tadżycki opozycjonista, który uciekł ze swojego kraju, ściągnął do Polski rodzinę (po wielu perypetiach) i od jakiegoś czasu próbuje tu sobie ułożyć życie. Saidali, człowiek niezwykle wykształcony, musiał się mierzyć z tym, jak zarobić na rodzinę bez znajomości języka i jak odnaleźć się w zupełnie innej kulturze (gdy tymczasem on i jego żona zawarli kojarzone małżeństwo – nie znali się przed ślubem; są muzułmanami; nie mówią po polsku, itd.). Trafiłam na tego człowieka przez zupełny przypadek. Robiłam reportaż o ludziach, którzy mierzą się z biedą i korzystają z pomocy pewnej organizacji pozarządowej. Jeden z wolontariuszy zaproponował, żebym spotkała się z Saidalim. Kiedy porozmawialiśmy, zrozumiałam od razu, że jego historia zasługuje na oddzielny reportaż.

 

  •    Inne media – dziennikarstwo stadne to zmora dzisiejszych czasów i w żadnym przypadku nie zachęcam do kopiowania tematów innych redakcji, ale szeroko rozumiany internet to kopalnia! Kiedyś jedna z moich bliskich koleżanek, młoda i wydawać by się mogło, zupełnie zdrowa osoba, miała udar. Mogła mówić o szczęściu – przeżyła i jest obecnie w zupełnie dobrym stanie, jednak nie musiało tak być. Zaczęłam wtedy szukać informacji o chorobie i trafiłam na blog Lewaczka.pl. Prowadziła go Kasia ze Szczecina, która jeszcze przed trzydziestką miała udar i z aktywnej, zdrowej i sprawnej dziewczyny zamieniła się w osobę, która na nowo musi ćwiczyć podstawowe umiejętności. Ponieważ urzekło mnie to, jak pisała o swojej chorobie, postanowiłam zrobić o niej reportaż. Spotkanie z nią pamiętam do tej pory, a po emisji reportażu dostawałam wiadomości od słuchaczy, że poruszyła ich ta audycja.

 

Warto też czytać coś poza największymi dziennikami i tygodnikami. Czasem mała wzmianka w lokalnej prasie może dostarczyć informacji o ciekawym temacie. Tak było, kiedy wraz z Norbertem Frątczakiem robiliśmy reportaż o Marku Szablińskim, współczesnym wikingu. Norbert przyniósł krótki wywiad z małej, lokalnej gazety, przeprowadzony z panem Markiem. Niewiele tam było informacji poza tym, że pan Marek od dziesięcioleci zajmuje się rekonstruowaniem łodzi wikingów. Nie wydawało mi się to szczególnie ciekawe, ale ponieważ nie chciałam robić przykrości Norbertowi, zgodziłam się, żebyśmy spróbowali zrobić ten reportaż, co finalnie było strzałem w dziesiątkę. Pan Marek nie tylko miał w zanadrzu mnóstwo anegdot. Okazało się, że dla niego pasja to sposób na zachowanie godności w różnych trudnych momentach życia. Za ten reportaż dostaliśmy drugą nagrodę w konkursie Bałtyk 2018.

 

  •  Powrót do dawnych bohaterów reportaży – tak zrobiłam reportaż „Korona” o Miłce Raulin, najmłodszej Polce, która zdobyła Koronę Ziemi, czyli najwyższe szczyty wszystkich kontynentów. Pierwszy reportaż powstał prawie trzy lata temu. Tematem było wtedy to, jak Miłka, która nie jest profesjonalnym sportowcem, łączy pasję z życiem rodzinnym i zawodowym. Jednak po skończonych nagraniach wracałam do niej wielokrotnie. Po ponad dwóch latach spotkań połączyłam wszystkie nagrania w jeden duży reportaż, pokazujący różne etapy i aspekty przygotowań do zdobycia Korony Ziemi. Miałam poczucie, że naprawdę dobrze udokumentowałam ten proces. Chciałabym tak pracować częściej! A reportaż reprezentował Polskę w międzynarodowym konkursie w Barcelonie.

 

  • Wewnętrzny radar – nazwałam tę metodę w ten sposób, bo dziennikarstwo kojarzy mi się z ciągłą gotowością do „wysłyszenia” historii. Nie da się uprawiać tego zawodu przez osiem godzin dziennie, a potem wrócić do domu i zapomnieć o pracy. Warto ciągle mieć w tyle głowy, że ktoś, z kim akurat rozmawiamy, może być bohaterem reportażu. Zdarzało mi się tak wielokrotnie, na przykład kiedy pracowałam nad audycją „Więcej niż piasek” o otwockich Żydach, wymordowanych w czasie wojny. Jeden z moich rozmówców, który w tym reportażu pojawił się dosłownie na chwilę, stał się głównym bohaterem innej historii. Była to opowieść o jego rodzinie, polsko-żydowskiej, w której dwie religie i dwie tradycje przeplatały się przez kilka pokoleń.

 

  • Specjalizacja, znajomość danej branży – jeśli jesteśmy zafascynowani jakąś dziedziną, prawdopodobnie wiemy o niej więcej, niż przeciętny Kowalski. Oznacza to także, że spotykamy ludzi, którzy nie są znani szerokiemu gronu osób, a o których warto opowiedzieć. Dzięki temu, że od lat żegluję, zrobiłam kilka reportaży o żeglarzach, na przykład o Krystynie Chojnowskiej-Liskiewicz. Pani kapitan jako pierwsza kobieta w historii opłynęła świat i mimo poważnego wieku dalej pływa po Bałtyku. Kiedyś była postacią bardzo znaną, dziś – nieco zapomnianą. Gdyby nie to, że zupełnie prywatnie zaczęłam o niej czytać, nie powstałby reportaż „Pierwsza Dama Oceanów”.

 

  •   Sposobów na znalezienie bohatera reportażu jest na pewno jeszcze więcej. Co ważne, w przypadku reportażu radiowego warto dbać o to, żeby dany człowiek nie tylko miał do opowiedzenia ciekawą historię, ale też żeby dobrze mówił, żeby chciało się go słuchać. Miałam kiedyś szczęście zrobić audycję o człowieku, który kolekcjonuje ludzkie wspomnienia. To były archeolog, który zrezygnował z wyjazdów badawczych po narodzinach dziecka, nie chciał bowiem, aby omijały go najważniejsze momenty z życia córki. Nie stracił jednak pasji do odkrywania tego, co nieznane. Ma nietypowe hobby – chodzi z aparatem po ulicach, zaczepia ludzi, robi im zdjęcia i prosi o to, aby opowiedzieli mu o fragmencie swojego życia. Mnóstwo osób już się na to zgodziło, a on przechowuje w pamięci (i na blogu) ich wspomnienia. Piotr ma w sobie ogromną wrażliwość, potrafi też wspaniale, plastycznie opowiadać. Jak widać, bohaterem nie musi być tylko człowiek nieszczęśliwy, poraniony przez los, ale z całą pewnością musi być to ktoś z niebanalną historią.

 

  •   I wreszcie ostatni warunek – chemia pomiędzy autorem i bohaterem reportażu. Może być tak, że temat wydaje się świetny, bohater mówi dobrze, ma ciekawą historię i… reportaż z różnych powodów nie wychodzi. Pamiętam, jak kilka lat temu próbowałam zrobić audycję o jednym z warszawskim skłotów. Mieścił się w centrum, w przepięknej, opuszczonej kamienicy. Wspólnotę tworzyły niezwykle barwne postacie – młodzi ludzie, którzy zupełnie bezinteresownie karmili potrzebujących (w każdą niedzielę można było przyjść do nich na wegetariański obiad), pomagali dzieciom z biednych rodzin w odrabianiu lekcji, wspierali lokatorów w walce z czyścicielami kamienic. Byłam pewna, że kiedy zaczniemy nagrywać, usłyszę mnóstwo fascynujących opowieści. Tak się jednak nie stało. Mieszkańcy skłotu nie byli szczególnie zainteresowani reportażem. Nie zależało im na rozgłosie. Tworzyli własne gazety i portale internetowe, więc media głównego nurtu nie były im do niczego potrzebne. W dodatku nie ufali mi do końca. Postawili warunek, że zgodzą się na nagrywanie tylko wtedy, kiedy dowiodę że jestem po ich stronie, pomogę im w przygotowaniu transparentów na manifestację oraz wezmę udział w proteście – nie jako dziennikarz, tylko jako zwykły uczestnik. I chociaż prywatnie cel protestu był mi bliski, nie zgodziłam się na takie zatarcie granic. Reportaż nie powstał.

 

Jak więc widać, nie ma jednej, prostej recepty na znalezienie bohatera idealnego. Cały ten proces jest jednak fascynujący i przypomina trochę szukanie znajomych lub przyjaciół. Z niektórymi łączą nas mocne więzy na całe życie, inni pojawią się w naszym życiu na chwilę, ale mimo to wywrą na nas wpływ. Tu i tam przydaje się umiejętność rozmowy z ludźmi, empatia i znajomość psychologii. Ale to już temat na zupełnie inną opowieść.