JAN TESPISKI: Niebezpieczne napoje – stałe atrybuty artystów teatru (2)

Fot.: Archiwum piwniczne/ h/ re

Podejmujemy dziś temat tylko dla dorosłych. Zdaję sobie bowiem sprawę, że picie bez umiaru prowadzi do tragicznych skutków. I nie mam zamiaru propagować pijaństwa. Jednakże trudno mówić o sztuce pomijając ten trudny aspekt, a nawet atrybut artystów. Wódka, wino, piwo. Powiedzmy prawdę – ludzkość, a szczególnie ludzie sztuki od zarania dziejów wprowadzali się w stan upojenia procentami. Przecież już greckie bachanalia związane są na równi tak z artyzmem, jak piciem.

Używanie alkoholu przez aktorów, reżyserów i wszystkich innych wiąże się z sytuacjami serio i zabawnymi. Serio jest wtedy, gdy trzeba odwoływać spektakle. Zabawnie natomiast wtedy, gdy – na przykład – „trącony” artysta chce za wszelką cenę zagrać.

Stypendium

Zdarzyło się przed laty w krakowskiej PWST, że student aktorstwa z powodu nietrzeźwości nie przyszedł na ważną próbę. Następnego dnia stanął przed obliczem rektora Eugeniusza Fulde, który w latach 1968-72 stał na czele tej uczelni.

– To Jest skandal, to jest niedopuszczalne! – grzmiał rektor, a głos miał niski i silny. – Pan kompromituje naszą szkołę. Ja, za karę, odbieram panu na miesiąc stypendium! Zrozumiał pan?

– Ale ja, panie rektorze, nie mam stypendium – cicho i pokornie powiedział student Stanisław J.

– A, to nic nie szkodzi. Ja panu dam stypendium i natychmiast je panu odbiorę!

Mecenas Zając

Przywołany wyżej rektor, aktor Fulde sam nie wylewał za kołnierz. Młodość miał burzliwą, bo ozdobioną licznymi zabawami, bynajmniej nie bezalkoholowymi. Jeszcze przed wojną, będąc aktorem Teatru im. Słowackiego, równie często bywał na scenie, co w położonej tuż obok słynnej restauracji Pollera. Był to, i jest nadal, lokal znakomity i wprost stworzony do zabawy.

Eugeniusz Fulde z serdecznym swym przyjacielem, również aktorem – powiedzmy Aleksandrem – przebywali niemal codziennie u Pollera, po każdym spektaklu. Trzeba nam wiedzieć, że przed wojną lokale były otwarte „do ostatniego gościa”. Kiedy jednak nadchodziła tragiczna pora pójścia do domu – a najczęściej była to druga w nocy – panowie korzystali z telefonu, który był w szatni. I zawsze dzwonili pod ten sam numer. I zawsze sytuacja bawiła ich niezmiernie.

– Czy dodzwoniłem się do mieszkania mecenasa Zająca? – grzmiąco pytał Fulde.

– Tak – odpowiadał gosposia – ale jest już druga w nocy i pan mecenas śpi.

– Proszę go natychmiast obudzić, sprawa jest dramatyczna.

Po dłuższej chwili do telefonu podchodził mecenas.

– Słucham. – mówił zaspanym głosem.

– Mecenas Zając?

– Tak, słucham.

– Pif-paf, pif-paf!

To strzelanie do Zająca niezmiernie obu aktorów bawiło.

Ale przyszła wojna, potem okupacja. Po wojnie obaj przyjaciele znowu odnaleźli się w teatrze. I znowu poszli – oczywiście – do Pollera. I gdzieś tak około drugie w nocy, postanowili zadzwonić do mecenasa Zająca. Tym razem telefon odebrał sam mecenas.

– Czy to mieszkanie mecenasa Zająca? – zagrzmiał Fulde.

– Tak, ale panowie, panowie, nie odkładajcie słuchawki, ja bardzo proszę – powiedział mecenas, po czym krzyknął w głąb mieszkania – Zosiu, te sukinsyny przeżyły!

I cała trójka piła przez tydzień u Pollera, na koszt mecenasa.

Zdaje mi się – powiedział już przy stoliku mecenas – że najbardziej w okupację to mi brakowało tych waszych idiotycznych telefonów.

Charakteryzacja

Aktor B. wpadł do charakteryzatorki tuż przed spektaklem. Zwalił się ciężko na krzesło i dość bełkotliwie powiedział:

– Proszę, mnie zrobić na zupełnie, zupełnie trzeźwego.

Jak przed wojną

Dyrektor Teatru im. Jaracza w Łodzi, wspaniały aktor i dobry reżyser Feliks Żukowski był  człowiekiem o dobrym teatralnym, przedwojennym doświadczeniu. I chciał, żeby – mimo całego socjalistycznego bałaganu – jego teatr spełniał wszystkie przedwojenne normy. Dlatego poustawiał prace wszystkich pracowni, wszystkich służb sceny według starych, dobrych wzorów.

Pewnego roku przyjął do zespołu trzech absolwentów wydziału aktorskiego łódzkiej filmówki. Nowi okazali się bardzo dobrymi aktorami, dużo i dobrze grali. A z czasem stali się podporami zespołu. Zdarzyło się jednak, że w pierwszym roku pracy w teatrze, trzej muszkieterowie zapili. Jeden z nich zadzwonił do sekretariatu i szczerze wyznał co się stało, i że na próbę nie przyjdą.

Dyrektor Żukowski polecił sekretarce napisanie odpowiedniego pisma, głoszącego że cała trójka została ukarana potrąceniem premii. Po czym poszedł, z sekretarką, do teatralnego bufetu i asystował jej w przypinaniu pisma pinezkami na tablicy. I cały czas zacierał ręce, uśmiechał się z zadowoleniem i powtarzał w kółko:

– Zupełnie jak przed wojną, jak przed wojną!

Aktor, który nie pił

Do teatru dyrektora Żukowskiego chciał się też zaangażować pewien młody aktor. Żukowski rozmawiał z nim długo w gabinecie i aktor wyszedł z teatru. Natomiast w bufecie odbyła się taka rozmowa.

– I jak ten aktor? – zapytał ktoś z aktorów.

– Wysoki, przystojny, świetna dykcja, dobry mocny głos, niezłe maniery – mówi Żukowski. – Pytam co grał? Mówi. Okazuje się, że duże role, u niezłych reżyserów. Pokazuje recenzje. Dobre, bardzo dobre. Ale pytam go czy pije. Mówi, że nie.

– I przyjął go pan?

– A skąd. Nie, nie przyjąłem. Jeżeli nie pije, to ja się takiego boję. A bo ja wiem, co się tam jeszcze u niego kryje?