Kąsaj wroga – ZBIGNIEW BRZEZIŃSKI o związkach dziennikarzy z polityką

Polityczne zaangażowanie dziennikarzy przybrało w ostatnich latach niespotykane dotąd rozmiary. Partie sprawiają wrażenie zadowolonych z takiego stanu rzeczy. Tymczasem to właśnie politycy powinni być najmocniej przeciw.

 

Nie tylko pojedynczy dziennikarz, ale całe redakcje potrafią dziś stać w Polsce po jednej ze stron politycznej barykady. Co gorsza, nie identyfikują się przy tym z jakimś nurtem ideowym, ale wprost z konkretnym stronnictwem. Z czego to wynika? Zaryzykuję stwierdzenie, że ze słabości klasy politycznej. Przy charyzmatycznych ludziach w szeregach władzy i opozycji mediom w zupełności wystarczałoby relacjonowanie sporów i polemik oraz ich komentowanie. Zdaje się jednak, że przy słabości elit redakcje postanowiły wziąć sprawy w swoje ręce i zaangażować mocniej niż dotychczas w to, co w niemieckiej CDU określa się terminem: „kąsaj wroga”. Są jednak tacy dziennikarze, którzy uczynili krok dalej i zdecydowali się na start w wyborach.

 

Czwarta władza w kolejce do pierwszej

 

Wziąwszy pod uwagę rolę mediów w demokratycznym świecie, decyzja o kandydowaniu do Sejmu czy Senatu RP powinna być połączona z jednoznaczną deklaracją odejścia z dotychczasowego zawodu. Dlaczego, skoro są politycy (w tym gronie nawet kandydaci na premiera czy prezydenta RP), którzy zajmują się dziś publicystyką? Warto pamiętać, że ci ludzie często mają problem z odnalezieniem się w świecie, w którym „telefon przestaje dzwonić”, jak to określił były premier Leszek Miller. Bez wątpienia brakuje im też obecności w mediach, do której przywykli. Możliwość komentowania rzeczywistości po zakończeniu politycznej kariery to jest jakiś pomysł na życie. Taki ruch ze strony dziennikarza stawia jednak pod znakiem zapytania cały jego dotychczasowy dorobek, bo traci to, co w tej profesji szczególnie cenne: wiarygodność. Skąd można wiedzieć, od kiedy był już bardziej politykiem niż żurnalistą? Nie tylko w tym jednak problem, który można by przecież rozpatrywać w kategoriach indywidualnych. Marcin Kowalczyk (redaktor naczelny „Dziennika Łódzkiego i „Expressu Ilustrowanego”) mówił na spotkaniu ze studentami dziennikarstwa, że jeśli chcą robić dobre medium lokalne, to nie mogą pić wódki z wójtem i jeść obiadu z proboszczem. Marek Kacprzak (prowadzący obecnie program Tłit w Telewizji WP) stwierdził, że komfort w pracy daje mu to, że z żadnym z polityków, choć wielu zna od lat, nie jest na „ty”. Czy da się zachować te standardy, będąc w środku?

 

Drugie ostrzeżenie

 

   Adam Łaszyn w książce „Media i ty.” przestrzega: „Podawanie smacznych informacji dziennikarzowi z zastrzeżeniem, że są off the record, zawsze stawia dziennikarza wobec dylematu – wykorzystać czy nie”. Podczas promocji książki uzupełnił ten wątek zdaniem odnoszącym się do bliższych i bardziej zażyłych relacji: „Nie każ dziennikarzowi wybierać między lojalnością wobec ciebie a chęcią podjęcia interesującego tematu”. Jak więc w środowisku politycznym może funkcjonować dziennikarz, który planuje powrót do zawodu po zakończeniu kadencji, albo wręcz rozważa łączenie tych profesji? Czy można mu zaufać? Czy on sam sobie może zaufać i mieć pewność, że dziennikarska żyłka nie przeważy nad politycznym instynktem samozachowawczym?

 

Co na to środowiska?

 

Politycy oczywiście nie widzą tego problemu, czego obecność dziennikarzy na listach wyborczych jest najlepszym dowodem, a jakie są opinie samych dziennikarzy? Czy jeszcze uważają, że tak nie powinno być, czy może już jest wszystko jedno? Dyrektor Instytutu Dziennikarstwa i Informacji Uniwersytetu Jana Kochanowskiego dr Tomasz Chrząstek odniósł się do tej kwestii w następujący sposób: W środowisku dziennikarskim pojawiają się głosy, że ujawnianie swoich poglądów politycznych jest OK. Już w 2011 roku Jacek Żakowski stwierdził, że w obecnej sytuacji politycznej uczciwość wobec czytelnika, widza, słuchacza wręcz nakazuje ujawnienie swoich preferencji. Zdecydowanie się z tym nie zgadzam. Zwłaszcza dziennikarz informacyjny musi zachować dystans. Wiadomo, że każdy ma swoje poglądy i dziennikarz nie jest tu wyjątkiem, jednak upust im powinno się dawać przy urnie wyborczej, a nie przed czytelnikiem czy widzem. Zdarzają się i będą się zdarzały migracje z mediów do polityki. Wystarczy prześledzić listy wyborcze z ostatnich kilku lat, by się przekonać, że polityka nęci dziennikarzy i to niezależnie od wyznawanych poglądów. Jest to jednak „droga, z której się nie wraca”. Nie umiem wskazać żadnego byłego polityka, który nagle stał się dziennikarzem niezależnym i bezstronnym. Przez zaangażowanie polityczne po prostu traci się wiarygodność.

 

Ze słowami o „bilecie w jedną stronę” zgadza się politolog dr Agnieszka Zaremba z Instytutu Polityki Międzynarodowej i Bezpieczeństwa UJK: Zarówno w dojrzałych, jak i raczkujących demokracjach media należą do instytucji kontroli, czwartej władzy – niezwykle istotnej, a nawet w niektórych warunkach ostatniej deski ratunku w procesach politycznych. Zadaniem dziennikarzy jest „przeszkadzanie władzy”, dociekanie prawdy, tropienie niejasnych powiązań politycznych i biznesowych. Dlatego kandydowanie przez dziennikarzy oceniam jako przysłowiowe przejście na drugą stronę barykady – od kontrolerów stajemy się wykonawcami władzy. Mimo że nie ma idealnie obiektywnego dziennikarstwa – wszyscy kierujemy się swoimi poglądami, to zdecydowanie rolą czwartej władzy jest rzetelne jej wykonywanie, właśnie z pozycji obiektywnej, dociekliwej kontroli. Co do zasady – wchodzenie w politykę to droga w jedną stronę.

 

Inny świat politycznego przedszkola

 

Pamiętając słowa Marcina Kowalczyka należy zauważyć, że samorząd, zwany często politycznym przedszkolem, rządzi się swoimi prawami. W ostatnich wyborach redaktor naczelny popularnego w Kielcach serwisu „Scyzoryk się otwiera” Dariusz Gacek kandydował do Rady Miasta z list komitetu wyborczego wyborców. Podobnie uczyniło kilku dziennikarzy tego portalu. Mimo dobrych wyników mandatów nie zdobyli. Obecnie redakcja znajduje się w opozycji do nowej władzy, którą niedawno wspierała. Odzyskała zaufanie czytelników. Jakie są warunki takiego powrotu?

 

Udało nam się wrócić na tory, po których „Scyzoryk” jechał wcześniej, przede wszystkim dlatego, że nikt z nas nie znalazł się w strukturach urzędu miasta. Gdyby ktoś zdobył mandat radnego lub został dyrektorem, krytyka władzy oczywiście byłaby niemożliwa. Poza tym przez te pięć lat udało nam się nawiązać bardzo bliski kontakt z czytelnikami. Codziennie dostajemy kilkadziesiąt wiadomości z prośbami o interwencję albo podjęcie jakiegoś tematu: od dziur w ulicy, po kwestie naprawdę poważne. Od decyzji o starcie uczciwie też ich o tym informowaliśmy, zarówno o pobudkach, jak i o celach. Coś się jednak zmieniło. Dziś „Scyzoryk” to w zasadzie pół medium a pół organizacja społeczna. Nie tylko opisujemy rzeczywistość, czy interweniujemy, ale sami też podejmujemy działania – tłumaczy Dariusz Gacek.

 

Na pytanie, czy wystartowałby w wyborach do Sejmu lub został stronnikiem partii politycznej, Gacek odpowiada krótko: „nie”.

 

Ciekawe, czy ktokolwiek z decydujących się na start w nadchodzących wyborach parlamentarnych postawił sobie pytanie: co będzie, jeśli się nie uda?

 

Słowo zakończenia

 

Skąd pewność, że dziennikarze w ogóle nadają się do pełnienia funkcji parlamentarzysty? W końcu ilu recenzentów nagrywa płyty, kręci filmy, występuje na scenie lub pisze powieści? Rodzima scena polityczna ma jednak w tym względzie pewien istotny deficyt. Cztery lata temu przeprowadzałem dla branżowego kwartalnika „Doradca Zawodowy” wywiad z politologiem i dziennikarzem dr. Bartłomiejem Zapałą. Zwrócił uwagę na wyjątkowo ważną rzecz. W naszym kraju nie ma nawet jednego miejsca, które uczyłoby bycia zawodowym politykiem. Żadna z dotowanych z budżetu państwa partii politycznych nie utworzyła dotąd swojej akademii. Nikt nie stawia na to, by budować w profesjonalny sposób przyszłe kadry. Istnienie młodzieżówek nie rozwiązuje tego problemu w żaden sposób. Być może z tego też wynika, że partie chętnie widzą na swoich listach i we własnym gronie dziennikarzy, których przecież powinny się bać. To też jest słabość klasy politycznej, ale ludzie mediów przez swój start jej nie poprawią.

 

Zbigniew Brzeziński