Krótka historia wysokiego stołka – STEFAN TRUSZCZYŃSKI o byłych szefach Telewizji Polskiej

Było, jak było. I straszno i śmieszno. Przypomnijmy wszechwładnych z Woronicza w okresie półwiecza.

 

SOKORSKI – Pan Włodzimierz przeżył Lenino, bo siedział w sztabie; dostał telewizyjną fuchę, ale najbardziej absorbowały go powabne i chętne, „własne”, mało ekranowe panienki; miał wpływy i był jurny; jednak cała para szła w gwizdek. I chociaż wiernie służył władzy, nawet w momentach krwawych przełomów, nie ubłagał nadchodzącego Gierka i z Katowic na jego miejsce został sprowadzony „krwawy Maciej”, młody i bezkompromisowy kędzierzawy blondyn zastąpił zasłużonego łysego; nie było zmiłuj się

 

SZCZEPAŃSKI – … jaki on tam krwawy; wybrał najzdolniejszych na rynku, a sam dał w gaz; jednak rozmach wtedy był; telewizję zbudowano i wyposażono nowocześnie; nowy prezes ustawił w niej Janusza Rolickiego, który  jako reporter nie utrzymał się w „Polityce” i przeszedł od Rakowskiego do moczarowego obozu – docenił go pisarz Załuski i Minister Kultury Wilhelmi.

 

Na drugą nóżkę Szczepański wziął Jerzego Ambroziewicza, który miał szczytny chłopięcy udział jako listonosz w Powstaniu Warszawskim, potem pracował w „Po Prostu” wśród najlepszych, ale niestety i w „Argumentach” szczujących na Kościół.

 

Rolicki znalazł sobie KraśkęKraśków – ojca Piotrusia (tego od najnędzniejszych teraz w świecie „Wiadomości”) i matkę – Panią Pietkiewiczową ustosunkowaną w KC. Tam też urosła Nina Terentiew – obecnie „caryca” w solorzowym królestwie i trochę innych choć w gruncie rzeczy podobnych – tworzących rdzeń tak zwanej publicystyki kulturalnej.

 

Po drugiej stronie tego samego korytarza w bloku „C” na Woronicza zdecydowanie rządził Ambroziewicz. Najpierw wyrzucił ekonomicznych redaktorów ŻmudęLeszczyńskiego, bo mu po prostu nie pasowali. Potem oparł się na Jacku Snopkiewiczu (bojowym reportażyście z „Walki Młodych”) i Edwardzie Mikołajczyku (z tej samej walki i jeszcze do tego ze „Sztandaru Młodych”), którzy jak wszyscy wtedy zależni byli całkowicie od władzy, ale umiejętnie lawirowali i się nie ześwinili. Wpływowy, choć od spraw sportu, katowicki dziennikarz Gruda zarekomendował swojego przybocznego Mariusza Waltera (późniejszego twórcę „Studia 2” i wielu popularnych programów, a także byłego bossa TVN-, ale to postać na zupełnie oddzielną opowieść). Do grupy doszedł jeszcze zwycięzca uczciwego – co w telewizji rzadko się zdarza – konkursu na prezentera. Eugeniusz Pach – bo o nim mowa, to prawdziwy bohater z Powstania Warszawskiego, młody żołnierz walczący o gmach „Pasty”, przestrzelony serią z karabinu maszynowego. Pana Eugeniusza dało się zapamiętać. To zniewalający kobiety mężczyzna o charakterystycznym głosie i zupełnie niepowojennej kindersztubie. „Gienio” wygłupił się wprawdzie pseudoreportażem o Irenie Kirszensztajn (później oczywiście Szewińskiej) jakoby nasza wspaniała mistrzyni specjalnie zgubiła pałeczkę z biegu sztafetowym. Spadły na niego gromy, bo dopatrzono się w tym antysemickiego wybryku, ale środowiska filosemickie wybaczyły mu i Redaktor Pach, sam rodem z tak zwanej inicjatywy prywatnej, niezwykle przecież zasłużonej dla gospodarki i historii naszego kraju, poruszył inicjatywę Polski powiatowej turniejami telewizyjnymi pod nazwą „Banki Miast”. W dźwięku był najpierw Bach a potem na wizji Pach. Ludzie do dziś to pamiętają. Gdy wybuchł stan wojenny wszyscy oni byli grzeczni wobec władzy. Poza Snopkiewiczem, który na weryfikacji pyskował i wyleciał z hukiem. Pan Eugeniusz trochę się jeszcze po telewizji pokręcił, aż wylądował u mistrza rajdowca Sobiesława Zasady – rosnącego w siłę oligarchy – pilnując jego interesów w „różanym” miasteczku.

 

Wcześniej jednak padł Maciej Szczepański. Nawet go zapudłowali, oskarżając o zamordyzm i Bóg wie co jeszcze. Bredzono, a rozgorzałe rzesze „Solidarności” to podtrzymywały, że trzymał konia na jachcie „Polonez”. Było to piramidalna bzdurą ale znajdywało posłuch. Gdyby dziś proporcjonalnie do przewinień Macieja Szczepańskiego ukarać cieszących się dobrym zdrowiem aktualnych złodziei Polski – nie wyszliby oni z więzienia do końca świata i jeszcze jeden dzień dłużej.

 

BARECKI – tak nazywał się następca Szczepańskiego, który zasiadł na wysokim stolcu oczywiście z rekomendacji partii i strasznie mlaskał nad przewinieniami „krwawego Macieja”. Właściwie Pan Józef to poprzednio nosił nazwisko Baran, pochodził ze Szczecina, a potem z „Trybuny Ludu”, gdzie cieszył się poparciem żony ówczesnego premiera Jaroszewicza. Pani Alicja Solska bo tak podpisywała artykuły – np. o kasjerkach z Super Samu. Drukowano je z wielką atencją na ramach głównego organu kraju. Pani Alicja, kobieta wpływowa, nie dla wszystkich dziennikarzy łaskawa była. Na głos krytyki np. na zebraniu SDP żądała wyrzucenia z pracy. Jednak gdy kogoś lubiła, potrafiła go wysłać jachtem w rejs dookoła świata. Takie to były czasy i obyczaje. Żona Jaroszewicza zakończyła tragicznie, zamęczona i zamordowana wraz z mężem, przez „bandytów” nadal niewyjaśnionego pochodzenia.

 

BALICKI – tak nazywał się następny prezes TVP. Pana Zdzisława dostarczono z Wrocławia, miał bardzo niski głos, uśmiechał się dobrotliwie do wszystkich, chcąc zyskać sobie sympatię. Ale „naczelni” zdecydowanie go nie polubili, a nawet oskarżyli o brzydkie sprawy. Facet „spłonął żywcem”, schudł i się oddalił.

 

LORANCWładysław, ten pan był przesadnie elegancki. Ubierał się w aksamitne marynarki i we własnym programie telewizyjnym truł osobiście na wizji mając w tle napoleońskie orły. On to właśnie musiał przyjąć na pierś stan wojenny, redukcję, wyrzucanie z pracy. Guzik go to obchodziło, podobnie zresztą jak i brylującą do dziś profesor Ewę Łętowską, ówczesnego Rzecznika Praw Obywatelskich, która nawet nie odpowiedziała na list zwracających się do niej wyrzuconych dziennikarzy. Loranc podpisywał wszystko co kazała „Wrona” i był … bardzo kulturalny. Tak twierdził warszawski salon. Jakiś czas temu widywany był w pociągach na trasie stolica – Kraków. Być może teraz już tylko w kapciach ogląda dawne swoje TVP.

 

BAJDORJerzy, zabiegał o powrót do pracy dziennikarzy w stanie wojennym, ale ci, którzy odeszli z TVP, wcale go nie słuchali.

 

WOJCIECHOWSKIMirosław. Tego zupełnie nie znałem, bo wyleciałem z TVP na 8 lat. Był ponoć z „wywiadu” albo z jakiejś tam innej służby. Ostro robił porządek, co wtedy było łatwo, bo wszyscy okrutnie się bali. Zresztą to na Woronicza stan permanentny. Trzęsiączka była i jest tam teraz wielka. Rozchwiało to nawet budynkiem najwyższym, gdzie na dziewiątym piętrze rządziło kierownictwo. Gmach groził zawaleniem i trzeba go było rozwalić.

 

ROSZKOWSKIJanusz, był cenionym naukowcem, humanistą, ale niestety nie wiadomo, po co wybrał propagandę. Ale wiadomo – władza jak diabeł, potrafi skusić.

 

URBAN – imię wszyscy znają, Pan Jerzy to były rzecznik rządu stanu wojennego, ulubieniec Jaruzelskiego; przedtem redaktor „Po Prostu” a nawet osobiście napiętnowany zakazem pracy przez Gomułkę felietonista. Gdy wróciłem do TVP Urbana, który kłamał bez zmrużenia oka, ale i rozśmieszał chętnie przychodzących na jego konferencje korespondentów zagranicznych – już nie było. Powiedział żonie, że się wreszcie wzbogacą i założył „Nie”.

 

DRAWICZAndrzej, bardzo wysoki o sportowej sylwetce, przystojny, choć łysy, co nie było wtedy jeszcze powszechne. Miał żonę Rosjankę, ponoć córkę generała, ale i solidarnościową przeszłość zakończoną 13 grudnia internowaniem. Może jeszcze dowiemy się, kim naprawdę był ten pan wybrany na prezesa TVP przez Tadeusza Mazowieckiego po budzących wielkie nadzieje wyborach. Drawicz, gdy przychodził na Woronicza powiedział, ze legitymacje partyjne należy zostawić w szatni. Był za pan brat z opiekującym się telewizją księdzem, a nawet wprowadził na ekran „nocą” miękkie porno. Podpierał się Rywinem, który wtedy robił najlepsze interesy. TVP otwarta na Amerykę kwitła. Niespodziewanie nagle Drawicz zmarł.

 

TERLECKIMarian, tego najbardziej lubiłem. Był to prawdziwy bohater stanu wojennego z Gdańska. Twórca „Video Studia” dzięki któremu mamy archiwalne nagrania pokazujące bicie robotników przez ZOMO i traktowanie ludzi jak bydło. W więzieniu, na oko kruchy i delikatny Marian, był bardzo dzielny, stawiał się klawiszom, był bity i zamykany w karcerze. Prezesem w TVP był niestety krótko, ponieważ zorganizowano chamską prowokację. Po hucznym balowaniu w prywatnym mieszkaniu, w którym brali udział liczni przedstawiciele nowego rządu, Marian, nieco pijany, ale zawsze romantyczny, usiadł sobie w swoim własnym samochodzie. Nawet nie włączył silnika. Dopadli go tam zaczajeni, wyprowadzili siłą i zawieźli na izbę wytrzeźwień. Nakazano telewizji – której bądź co bądź był jeszcze prezesem – pokazać zdjęcie Terleckiego w pełnym kadrze na rozpoczęcie „Dziennika”. I tak do milionów dotarła wiadomość: pijany szef TVP został zatrzymany w samochodzie. Premierem rządu był wówczas Jan Krzysztof Bielecki. Kto był autorem tej ohydnej prowokacji, nie wyjaśniono.

 

MARKIEWICZMarek. Doczekał się tylko p.o. Prezesa TVP. Był, jest adwokatem. Kandydował na Prezydenta Polski. To on, jako szef KRRiT, przekonał kolegów i dał Polsatowi Solorza ogólnokrajowa koncesję. Miliarder był wdzięczny. Tomasz Wołek i ja również ostro to krytykowaliśmy, napuszczeni przez Wałęsę. Potem jednak Prezydent Wałęsa oświadczył, że chyba się mylił. Dziś Zygmunt Solorz tryumfuje. Marek Markiewicz rządzi ponoć obecnie bardzo ważną kancelarią prawniczą. Jest również zapraszany jako komentator do niezależnych katolickich rozgłośni radiowych.

 

ZAORSKIJanusz, prezes-artysta: dobrze pamiętany twórca „Piłkarskiego pokera” i „Matkę Królów” – wybitnych filmów naszej kinomatografii. Pan Janusz, popierany wówczas przez Lecha Wałęsę, nadal działa, choć najwyraźniej filmów mu nie dają robić.

 

ROMASZEWSKIZbigniew to tylko 13 dni prezesowania; na pewno wielka szkoda, że tak krótko. Zdymisjonowany, gdy rozbito rząd Jana Olszewskiego.

 

WALENDZIAKWiesław, to mały, wielki szkodnik, od niego zaczęła się degrengolada TVP, zniszczył redakcje by dać zarobić kolegom, wprowadził niebotyczne odprawy nawet za kilkumiesięczną prace na Woronicza. Potem porządził jeszcze u premiera Buzka, głównie zajmując się walką z wice-Tomaszewskim. Potem wycofał się z polityki.  Na nieszczęście dla miliardera Ryszarda Krauze, którego został doradca. Utopili gigantyczne pieniądze kupując suche pola naftowe w Kazachstanie.

 

MIAZEKRyszard, chłop poczciwy i spolegliwy, wprowadził PSL-owców na długo do gmachu TVP. Aż do niedawna tam tkwili. Pamiętam, że pojechał z Telewizji do Australii nawiązywać kontakty. Potem, jeszcze do niedawna, wydał kwartalnik społeczno-polityczny. Nawet ciekawy. Ale chyba zabrakło pieniędzy.

 

KWIATKOWSKIRobert, to era Kwaśniewskiego, MilleraCzarzastego. Szarpali go potem w Sejmie ale miał mocne narwy. Nie bardzo nim się interesowałem. Był niby z lewicy. Ale koniunkturalnie.

 

DWORAKJan, kiedyś dzielny obrońca robotników (ROPCiO), fan sportu, nosił teczkę za Tadeuszem Mazowieckim i pomagał Drawiczowi. Potem bardzo przeszkadzał Ojcu Dyrektorowi, zwalczał jak mógł Radio Maryja i Telewizję Trwam. W dworskiej i do luftu KRRiT był wykonawcą poleceń Bronisława Komorowskiego. Facet w zasadzie bardzo miły. Szkoda, że taką właśnie wybrał drogę.

 

WILDSTEINBronisław. I rzeczywiście imię to do niego pasuje. Z nominacji Kaczyńskiego szedł jak burza, niestety odwołał go również Kaczyński. Nawet nie wiem, który z braci do tego się przyczynił. Nie wiem również, dlaczego. Uważałem i uważam to za duży błąd. Ale to jeszcze można naprawić. Bronisław Wildstein jest w dobrej formie, a w jeszcze lepszej jest jego odważny syn Dawid.

 

URBAŃSKIAndrzej, srożył się i ładnie palił fajkę, ale jemu darujmy z powodów różnych …

 

Potem było jeszcze kilku innych, o których wspominać nie warto. Na koniec:

 

BRAUNJuliusz, kolejny destruktor, koniunkturalny miłośnik PO i Tuska; krzyczeliśmy (jako SDP) „kończ waść wstydu oszczędź”, chciał w ambasadory, ale nie wyszło. Ostatnio widziałem, że jeździ autobusem. Podobno chce nas (Stowarzyszenie) włóczyć po sądach.

DASZCZYŃSKIJanusz, właśnie walczy o przetrwanie, wykombinował sobie, że jeśli włączy Marcina Wolskiego (który świetnie nadawał by się na Rzecznika Rządu, polecam!) jako zastępcę to uda mu się przetrwać; zdaniem Krzysztofa Wyszkowskiego – „to zero”; prawdziwy założyciel wolnych związków zawodowych, właśnie Wyszkowski, wyraził opinie, do której się przychylam.

 

*                                            *                                            *

 

Komedia na Woronicza trwa. Kto będzie następny. Ciekawe. Bardzo ciekawe. Tym razem kraj czeka naprawdę w napięciu.

 

Dokonany tu przegląd prezesów nie pretenduje do naukowej analizy. Oczywiście jest bardzo uproszczony, a nawet byle jaki. Tak samo jak byle jacy byli w większości prezesi Telewizji Polskiej. To taka impresja wspominkowa a nie wyliczanka dorobku. Chodzi głównie o to, by nabrać dystansu do tych wszystkich – wydawało się – ważniaków. Nastali, pobyli, coś tam namieszali, niektórzy pochlali, a inni na ekran bardziej lub mniej się pchali. Spadali i odpływali w cień. A lud roboczy z Woronicza był jak zawsze posłuszny każdemu następnemu desygnowanemu przez partie, które zawsze dużo gadają i obiecują.

 

KTO TERAZ ?

 

Jest niestety bryndza.  Słyszymy, że decydować mają teraz Czabański i Kurski (oczywiście Jacek). To zupełnie różne żywioły – woda i ogień.

 

Krzysztof Czabański zrobił się ostrożny i wyważony. Zapowiada plan działania nie na dni najbliższe, ale na tygodnie, a nawet miesiące.

 

A tu czas leci i atakujący bezpardonowo sobie poczynają. Trwa napaść na Prezydenta i PiS nie przebierająca w środkach.

 

Są w ojczyźnie rachunki krzywd. Żadna dłoń ich nie przekreśli. Są też zdolni ludzie, odważni i pełni zapału. Wymienić? Proszę bardzo:

 

Karnowscy (obaj)

Skowroński (wymieńcie choć raz poranny program „Wnet” z „Sygnałami Dnia”;

Ziemkiewicz

Zaremba

 Janicki

albo Pospieszalski – na przykład

 

Każdy z nich świetnie sobie poradzi na wysokim stołku. Trzeba to zrobić a nie deliberować w nieskończoność.

 

Na pewno gospodarka jest najważniejsza. Prezydent dotrzymuje słowa. Rząd idzie jak burza. Prezes Kaczyński od wielu miesięcy nie popełnił błędu. Zawistni się wściekają, a ludzie mówią „jest wreszcie maż stanu”. Przeciwnicy niegrzeczni na wizji w głębi duszy przyznają, ze tak właśnie jest. Zresztą dostali przecież lanie, więc lepiej niech nie deprecjonują tego, który z nimi wygrał – bo jak wytłumaczyć porażkę?

 

NA WYBIEGU

 

Niech wyjdą na wybieg, dobiorą sobie dla ozdoby po modelce i wyartykułują zamiary. Potrzebny jest otwarty konkurs w pełni telewizyjnego światła, by poznać nie tylko kandydatów, ale i weryfikujących. Kim jest tajemnicza i decydująca Rada Nadzorcza TVP. Kim są ci ludzie, jak wyglądają i jakie zadają pytania. Zróbcie tak wreszcie i pokażcie przez TVP cały ten konkursowy cyrk. Nie zasłaniajcie się jakimiś tam wyimaginowanymi tajemnicami handlowymi. To bzdura. TVP jest monopolistą i ma być transparentny. Trzeba zmusić Telewizję Polską, żeby poprzez bezpośrednią transmisję pokazała konkurs. Telewizja jest publiczna i powszechna. Jest własnością nas wszystkich, a nie aktualnie rządzącej partii.

 

Prezes TVP to powinien być odważny decydent w sprawie zorganizowania rozumnego i prawdziwego przekazu medialnego. Z tych, co już byli, może tylko Wildstein nadawałby się na to stanowisko. Warto się nad tym zastanowić. Gadanie o nie wchodzeniu ponownie do tej samej rzeki – to przesąd.

 

Wymieniam nazwiska męskie. Ale to nie gest antyfeministyczny. Chociaż po ostatnich doświadczeniach rządowych rodzą się obawy. Warto jednak przypomnieć, że nikt tak dzielnie nie wykonał reporterskiej roboty w Smoleńsku jak Anita Gargas.

 

Nie zapomnijmy też o ośrodkach regionalnych. Jest ich szesnaście. To aż tyle potrzebnych będzie nominacji. Najlepszy kąsek to Warszawa, dawniej WOT. Teraz nie wiadomo właściwie co to jest. Nasze wielkie aglomeracje, nasze krainy są jak niektóre państwa. Kiedyś dyrektorów na ośrodki wybierał facet, który w Dzienniku Telewizyjnym był wiceszefem i odpowiadał za informacje od terenowych korespondentów. Dziś w głównych dziennikach TVP  kraj pokazywany jest beznadziejnie. Tak jakby w Polsce nie było Szczecina, Wrocławia i Bydgoszczy. Dyrektorzy w terenie nie mają kompetencji samodzielnych szefów, ale też i nie starają się o to. Wystarczy im, że są ważni w swoim środowisku. Trzeba ich wymienić.

 

Trzeba też w telewizji mianować ludzi wyposażonych w kompetencje rządzenia, narzędzia finansowe i samodzielne uprawnienia administracyjne. Prezes powinien być jeden i głową odpowiadać za to co zrobi. Trzeba dać mu szansę rozwinięcia skrzydeł. Ale jednocześnie bacznie się przyglądać. Najważniejszy jest program, prawdziwy przekaz, treść. Obojętnie jak to zwał – misją, czy po prostu dobrą jakością. Kontrola powinna być rozsądna i sprawiedliwa.

 

*                                            *                                            *

 

Zrobić dobrą telewizję publiczną wcale nie jest to takie trudne. Byle nie postępować miernie, biernie i tylko wiernie. Bo to takie samo zło, jak ślicznie, cynicznie i niegramatycznie. W naszym dużym kraju jest wielu ludzi, którzy mogą sprostać nominacji na Wysoki Stołek. Podsadźmy właściwego, a na pewno się uda. Jeśli jednak nie sprosta, to po prostu spadnie. Nie ma ludzi niezastąpionych.

 

Stefan Truszczyński

 

PS. Tymczasem pełniącym obowiązki Prezesa Zarządu TVP został Maciej Łopiński, a Marzena Paczuska-Tętnik została na trzy miesiące zawieszona w czynnościach członka zarządu TVP . Jacek Kurski ma być doradcą zarządu.